Chyra: Trzeba iść po bandzie
Andrzej Chyra był w tym roku nominowany do Polskich Nagród Filmowych Orły za drugoplanową rolę męską w filmie "Wszystko co kocham". Jednak nagrodę w tej kategorii otrzymał Adam Woronowicz. Czy aktorowi jest żal, że nie wygrał?
Czy jest panu trochę żal, że nie otrzymał w tym roku Orła?
Andrzej Chyra: - Zawsze jest przyjemnie dostać nagrodę, więc co mogę odpowiedzieć... Ale ten film powstał już tak dawno, że same nominacje są miłe.
"Wszystko co kocham" odniosło sukces w kraju, a teraz jest dystrybuowany za granicą. Czytając scenariusz wiedział pan, że to jest coś wyjątkowego?
- To, czy coś odniesie sukces to słodka tajemnica losu. Natomiast w przypadku tego projektu, jak i większości tych, co wygrywają, można powiedzieć, że to jest po prostu spotkanie ludzi z pasją z dobrym tematem. W tym filmie było dużo debiutantów, którzy dostali ważne zadania. I mimo wszystko to był dopiero trzeci film Jacka. Mam już trochę filmów za sobą, ale za każdym razem te nasze spotkania są bardzo intrygujące i zadanie, które miałem w tym projekcie, też mnie ciekawiło. Energia i praca na planie dawała nam wielką radość.
Czy patrząc na polskie kino uważa pan, że idziemy do przodu?
- Myślę, że jest dobrze. Bardzo mnie cieszy sukces Jerzego Skolimowskiego, ponieważ "Essential Killing" to fantastyczny film, prowokujący młodych twórców do tego, żeby ryzykować. Myślę, że Jerzy Skolimowski pokazał swoją klasę i to, że trzeba iść po bandzie.
Pracuje pan też za granicą. Proszę powiedzieć, czy polski przemysł filmowy bardzo odstaje od zachodu?
- Myślę, że to wszystko się zbliża. Oczywiście nie mamy, co się porównywać z wielkimi produkcjami europejskimi i amerykańskimi. Nasze filmy cały czas są na poziomie niskobudżetowych zachodnich produkcji. Musimy włożyć dużo pracy, entuzjazmu i nie przejmować się okolicznościami. Dzisiaj nie jest łatwo zrobić film.
Rozmawiała: Dominika Gwit (PAP Life)