Reklama

Chris Columbus: To dzięki niemu cieszymy się Kevinem co święta

Chris Columbus uchodzi w Hollywood za eksperta od pracy z dziećmi. To on wyreżyserował "Kevina samego w domu", który od lat bawi kolejne pokolenia w czasie świąt. To także on wykreował filmowy świat Harry'ego Pottera i wybrał odtwórców najważniejszych ról w adaptacji książek o młodym czarodzieju. 10 września 2023 roku twórca "Pani Doubtfire" skończył 65 lat.

Columbus rozpoczął karierę w Hollywood jako scenarzysta. W 1984 roku na ekrany trafił "Buntownik z Eberton", którego wyreżyserował James Foley. Film spotkał się z fatalnym przyjęciem. Columbus także nie był zadowolony. Fabułę oparł na własnych doświadczeniach. Uważał, że Foley zmienił ją w "nieskładny, nastoletni dramat o seksie". Reżyser zabronił mu zresztą pojawiać się na planie. Gdy Columbus zobaczył gotowy film, popłakał się. 

Jego drugi scenariusz, "Gremliny rozrabiają", w którym złośliwe stworki zatruwają święta na amerykańskich przedmieściach, zwrócił uwagę samego Stevena Spielberga. Było to o tyle zaskakujące, że Columbus nie napisał go z myślą o realizacji. Pomysł na historię przyszedł do niego, gdy którejś nocy usłyszał zza ściany dziwne odgłosy, jakby dziesiątki piskliwych stworków robiło sobie imprezę wewnątrz jego budynku. Brzmiało to na tyle niepokojąco, że zainspirowało do napisania, jak sam to określił, "przeciwieństwa 'Tego wspaniałego życia'". Film okazał się ogromnym sukcesem, który otworzył Columbusowi drzwi do kariery w Hollywood.

Reklama

Mógł wtedy zadebiutować jako reżyser. Niestety, jego pierwsze filmy, "Zwariowana noc" (1987) i "Hotel złamanych serc" (1988), nie należały do udanych. Potencjalnym sukcesem mógł się okazać kolejny obraz, do którego został zaangażowany, "W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju". Niestety, Columbus opuścił produkcję przed rozpoczęciem zdjęć. Wszystko z powodu zachowania Chavy'ego Chase'a, który grał główną rolę. 

Niedługo później z reżyserem skontaktował się scenarzysta "W krzywym zwierciadle", John Hughes. Skończył kolejny scenariusz, a Columbus wydawał mu się odpowiednim kandydatem do wyreżyserowania go. Pomysł był prosty. Ośmiolatek przez przypadek zostaje sam w domu podczas świąt i musi go bronić przed dwójką gamoniowatych włamywaczy. Nosił tytuł "Kevin sam w domu". Columbus miał kilka uwag do tekstu, który przepisał. Wprowadził do historii postać starca Marleya. Hughes zasugerował, by do roli Kevina zaangażować Macaulaya Culkina, który wystąpił w jego "Wujaszku Bucku". Mimo to Columbus przesłuchał ponad dwustu chłopców. Uważał, że to jego obowiązek. Film okazał się frekwencyjnym hitem. Columbus nagle stał się kasowym reżyserem. 

Po sukcesie przygód Kevina zaraz rozpoczęto prace nad sequelem. Reżyser i Hughes starali się, by w jak największym stopniu różnił się on od pierwszej części. Po latach przyznali jednak, że "Sam w Nowym Jorku" wydaje się remakiem "Samego w domu". Columbus zaczął pilnie poszukiwać nowego projektu, który pozwoliłby mu odpocząć po Kevinie. Tak oto w jego ręce wpadła "Pani Doubtfire". Fabuła opowiadała o ojcu trójki dzieci, aktorze, który po rozwodzie przywdziewa kostium sympatycznej, starszej pani i zatrudnia się jako opiekunka swoich pociech. 

Pomysł początkowo odrzucił Columbusa. Przekonała go jednak możliwość współpracy z Robinem Williamsem, którego karierę śledził na przestrzeni lat. Podczas pracy nad filmem Columbus i Williams zawarli umowę. Pierwsze dwa lub trzy ujęcia będą należały do reżysera. W kolejnych aktor będzie improwizował i zobaczy, co z tego wyjdzie. Powtarzali, dopóki obaj nie uznali, że wycisnęli z danej sceny maksimum komizmu. "Nigdy nie wiedziałeś, w którym kierunku pójdzie z improwizacją. Nigdy." - chwalił aktora po zakończeniu zdjęć. Film okazał się kolejnym sukcesem kasowym. Zdobył także Oscara za charakteryzację. 

Następne lata okazały się nieco gorsze. "Dziewięć miesięcy", remake francuskiej komedii z Hugh Grantem i Julianne Moore, zarobił swoje mimo średnich recenzji. Niestety, "Człowiek przyszłości", w którym Robin Williams wcielił się w robota pragnącego zostać człowiekiem, nie zwrócił budżety, a krytycy okrzyknęli go jedną z najgorszych produkcji roku. Sam reżyser przyznał po latach, że projekt go przerósł. 

Nie oznaczało to, że Columbus zrezygnował z kina wysokobudżetowego. Gdy tylko usłyszał, że wytwórnia Warner Bros. nabyła prawa do książek o Harrym Potterze, zaraz zgłosił swoją kandydaturę na reżysera filmu. Gdy z wyścigu odpadł Steven Spielberg, jego szanse stały się jak najbardziej prawdopodobne. Na jego korzyść przemawiał fakt, że miał spore doświadczenie w pracy z dziecięcymi aktorami. By zapewnić sobie pracę, napisał 130-stronicową eksplikację reżyserską, w której szczegółowo objaśnił swoją wizję filmu. Decydujące okazało się spotkanie z J.K. Rowling, autorką książek. Columbus zapewnił, że wszyscy aktorzy występujący w filmie będą Brytyjczykami. Przekonał ją. 

Columbus od początku widział w roli Harry'ego Daniela Radcliffe'a, kilkulatka, który zachwycił go w serialu BBC "David Copperfield". Mimo to przesłuchał tysiące kandydatów na trójkę głównych bohaterów filmu. Wspólnie z Rowling wybrali Radcliffe'a oraz niemających żadnego doświadczenia aktorskiego Ruperta Grinta i Emmę Watson. Wyreżyserował "Kamień filozoficzny" oraz "Komnatę tajemnic", dwa pierwsze filmy z serii. Zmęczony ich realizację, przy trzeciej, "Więźniu Azkabanu", zadowolił się posadą producenta. 

Właśnie na tym polu odnosił największe sukcesy, chociaż wciąż reżyserował od czasu do czasu. Wyprodukował między innymi filmy z serii "Noc w muzeum" i "Fantastyczna czwórka", a także "Służące", za które otrzymał nominacje do Oscara.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy