Reklama

"Chłopi": Sekrety planu filmowego

Plejada wybitnych aktorów, setki statystów i oryginalnych kostiumów, 12 miesięcy zdjęć. Efektem był film kinowy i 13-odcinkowy serial "Chłopi". Oba uznane zarówno przez widzów, jak i krytyków, za arcydzieła.

Plejada wybitnych aktorów, setki statystów i oryginalnych kostiumów, 12 miesięcy zdjęć. Efektem był film kinowy i 13-odcinkowy serial "Chłopi". Oba uznane zarówno przez widzów, jak i krytyków, za arcydzieła.
Emilia Krakowska i Władysław Hańcza na planie "Chłopów" (1973) /East News/POLFILM

Nie była to pierwsza próba przeniesienia na ekran słynnej powieści polskiego noblisty. Po raz pierwszy "Chłopów" sfilmowano w 1922 r., pod czujnym okiem samego Władysława Reymonta. Nie zachowała się jednak żadna kopia tego dzieła. W niespełna pół wieku później z literackim arcydziełem postanowił zmierzyć się Jan Rybkowski. Był na to już ostatni moment: na wsiach można jeszcze było znaleźć stare, pamiętające czasy Reymonta chałupy czy wyposażenie, ale - wypierane przez nowoczesną zabudowę i technikę - znikały dosłownie w oczach.

PRL-owskie władze, stale podkreślające swe przywiązanie do folkloru, zgodziły się sfinansować kosztowną produkcję. Wiadomo było, że zdjęcia trzeba będzie kręcić przez cztery pory roku, należało także zgromadzić tysiące oryginalnych przedmiotów. To było zadanie scenografa, Bogdana Sölle. Spisał się na medal, zdobył nawet kuźnię. "Znalazłem kowala staruszeczka i starą kuźnię, gdzie zobaczyłem pełno kowalskich skarbów. Nie chciał pieniędzy, uzależnił wypożyczenie rekwizytów od tego, czy udzielę poprawnej odpowiedzi na jego trzy pytania zagadki. Ostatnie dotyczyło kotwicy, którą mi pokazał. Skojarzenie najprostsze - z łódką. Ale to była wieś, brak rzeki. Strzeliłem: »Jak wiadro wpadnie do studni, żeby je wyłowić«. Dostałem wszystko" - wspomina Sölle.

Wybór Lipiec Reymontowskich i Pszczonowa jako filmowej lokacji był oczywisty. Na miejscu okazało się, że większości kostiumów nie trzeba szyć, wystarczy je odkupić od właścicieli. "Przeważnie grało się, mając 20 kg wełny na sobie - opowiada Emilia Krakowska. - To były autentyczne ubrania i stroje skupione na potrzeby filmu. Skoro tak się chłopki i chłopi ubierali, to i my aktorzy musieliśmy się w tym poruszać swobodnie".

Reklama

Miłość ważniejsza niż film

Reżyser miał do dyspozycji wielu wybitnych aktorów, z którymi nie musiał negocjować gwiazdorskich stawek: wszyscy pobierali płace ustalone przez ministerstwo. Jadwiga Chojnacka, Tadeusz Fijewski, August Kowalczyk, Bolesław Płotnicki, Bronisław Pawlik - było kogo
przebierać w chłopskie kostiumy.

Wybór Władysława Hańczy do roli starego Boryny wydawał się oczywisty. Antka Borynę zobaczył Jan Rybkowski w Ignacym Gogolewskim, który dotąd grywał inteligentów i arystokratów. Aktor miał więc wątpliwości, ale reżyser użył argumentu nie do podważenia: "Jeśli Borynę gra Hańcza, to musi mieć właściwego syna". Jak się okazało, Rybkowski miał  nosa do obsady. Zarówno "Antek", jak i "stary Boryna" zdali najważniejszy test - u statystujących rolników.

"Mieszkańcy pomagali przy filmie, ale trochę nieufnie przyglądali się nam, miastowym, grającym chłopów - opowiadał Gogolewski. - Ja przekonałem ich do siebie, gdy stuknąłem obcasami, przytupnąłem, aż deski zatrzeszczały, gdy kapela rżnęła od ucha, a wokół stali statyści z Lipiec i patrzyli, jak miastowy radzi sobie z obertasami". "Myśmy wszyscy grali - wspomina jeden z miejscowych. - Kiedyś chłop, również statysta, podszedł do Hańczy i pyta: »Wy z Lipiec jesteśta? - Na co Hańcza: A z Lipiec. - A płacą wam za to? - A płacą«. Tak go ucharakteryzowali, że go chłop nie poznał".

Jagnę miała zagrać Anna Seniuk. Niespodziewanie do reżysera dotarła wiadomość, że aktorka rezygnuje z roli, bo... 13 lutego wzięła ślub (zdjęcia miały ruszyć 1 marca). "Miałam już wszystkie kostiumy, buty gotowe, do Łodzi jeździłam na przymiarki - opowiadała p. Anna. - Ale chciałam pojechać w piękną i długą podróż poślubną. I pojechałam. Do Bułgarii". W tej sytuacji reżyser zaproponował rolę 19-letniej Jagny Emilii Krakowskiej. Przyjęła ją. "Miałam wtedy już 33 lata - wspomina. - Ale przecież jestem aktorką!".

Aktorskie rozterki

Znakomicie poradziła sobie z nagłym zastępstwem. "Tylko raz miałam problem z tekstem - twierdzi p. Emilia. - W scenie, gdy Jagna oddaje Hance zapis na kilka mórg, które ofiarował jej Boryna, nie potrafiłam wypowiedzieć jej pełnych żalu i gniewu słów: »a bodaj byś sczezła, wywłoko jedna, za moją krzywdę, żebyś zdechła, żeby ci nogi odjęło...«. Coraz gorsze padają tam przekleństwa. Wydały mi się mało prawdziwe. Zwróciłam się do reżysera: »Ryba, ja tego nie powiem«. A wtedy Jadwiga Chojnacka - odtwórczyni roli matki Jagny - wzięła mnie na bok i upomniała: »Jesteś aktorką, masz to zagrać« - i zagrałam. Lekcję pokory odebrałam w innej scenie, kiedy wreszcie nauczyłam się doić krowy i czekałam na ujęcie, gdy Jagna doi, a Antek przychodzi do niej, aby ją namawiać na spotkanie. Operator filmował tak, że nie widać było moich świeżo nabytych umiejętności dojenia. Zaprotestowałam, ale reżyser powiedział tylko: »To scena z Antkiem, a nie Kronika Filmowa o dojeniu krów«".

Filmowe sceny i to, czy dobrze zagrali, aktorzy potrafili analizować latami. "Pamiętam spotkanie z Jadwigą Chojnacką - Dominikową jakieś 20 lat po serialu - opowiada p. Emilia. - Ta wielka aktorka mruczy po nosem: »Nie tak, nie tak to powinno być. - Co? - pytam. - Nie tak to powinnam zagrać - wybuchła. - W scenie, w której Jagnę, córkę moją wywożą na kupie gnoju, ja idę za tym wozem jak za pogrzebem, w milczeniu, a przecież powinnam krzyczeć, pazurami drapać, walczyć o dziecko...«".

Ignacemu Gogolewskiemu czas kręcenia "Chłopów" kojarzy się z... Koluszkami. Aktor był wtedy dyrektorem teatru w Katowicach. Nocnym pociągiem dojeżdżał do Koluszek właśnie, skąd o piątej rano był zabierany samochodem do Lipiec Reymontowskich. "Do tych Koluszek dojeżdżałem przez cały rok - wspomina aktor. - Zakładałem kostium i zaczynałem uganiać się za Jagną po polach. Przeżyliśmy wiele podniecających chwil, na przykład scenę  pożaru stogu siana podpalonego przez starego Borynę. Oboje siedzieliśmy w środku stogu i na hasło reżysera: »Uciekajcie, pali się«, mieliśmy wiać. Siedzimy, ogień się przybliża, a my słyszymy: »Jeszcze nie, jeszcze poczekajcie«. Wiało grozą, ale mieliśmy wielkie zaufanie do reżysera".

I nic dziwnego. Jak wspominają członkowie filmowej ekipy, Rybkowski, choć wydawał się roztargniony, doskonale orientował się, co się dzieje na planie i co komu się nie podoba. Sam był trudniejszy do rozszyfrowania dla współpracowników, a to za sprawą... tiku: mrugającego oka. Gdy chwalił aktorów, jednocześnie mrugając, nigdy do końca nie było wiadomo, co tak naprawdę miał na myśli. Na dodatek, jak odkryli filmowcy, szef skrywał przed nimi pewną tajemnicę.

Dwa w jednym

Oficjalnie powstawał film kinowy, ale od początku reżyser zamierzał nakręcić tyle materiału, żeby można było zmontować również serial. Początkowo aktorzy dziwili się, dlaczego reżyser robi mniej dubli, niż było w zwyczaju. W końcu zorientowali się, że to sposób na zaoszczędzenie taśmy, na której zapisywany jest dodatkowy, przeznaczony na serial materiał. I to właśnie serial, choć powstał niemal jako produkt uboczny, obok filmu kinowego, przyniósł aktorom największą popularność i liczne nagrody.

"Jak szedłem z psem po pietruszkę na rynek, to wołano: »Antek, gdzie zgubiłeś Jagnę?«" - wspominał Ignacy Gogolewski. A ówczesny tygodnik satyryczny "Szpilki" uczcił urodę i kunszt aktorski  Emilii Krakowskiej na swój sposób aforyzmem: "Nawet na bagnie, byle przy Jagnie".

PP

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy