Channing Tatum: Zmuszony do zagrania w filmie, którego nienawidzi
Channing Tatum w najnowszym wywiadzie wrócił wspomnieniami do pracy nad produkcją, którą wciąż uważa za plamę na swoim aktorskim honorze. Mowa o filmie "G.I. Joe: Czas Kobry" z 2009 roku. Gwiazdor filmowej serii "Magic Mike zdradził, że od samego początku nie chciał przyjąć angażu - ofertę odrzucił aż siedem razy. Do występu zmusiła go jednak wytwórnia, z którą podpisał wcześniej kontrakt. Aktor tak jednak nie znosił tego filmu, że wybłagał reżysera, by w sequelu błyskawicznie uśmiercił jego postać.
Channing Tatum należy do grona najpopularniejszych hollywoodzkich aktorów. Choć w jego portfolio próżno szukać ról w ambitnych, cenionych przez krytyków produkcjach, z całą pewnością nie może narzekać na brak sympatii widowni, a zwłaszcza jej żeńskiej części. Gwiazdor takich kinowych hitów, jak "Step Up - Taniec zmysłów", "21 Jump Street" czy "Magic Mike", w rozmowie z "Vanity Fair" ujawnił, której pozycji w swoim CV po dziś dzień się wstydzi.
Mowa o nominowanym do niesławnych Złotych Malin filmie "G.I. Joe: Czas Kobry" z 2009 roku. Inspirowana popularnymi komiksami produkcja Stephena Sommersa opowiada o elitarnej jednostce wojskowej walczącej z terrorystyczną organizacją znaną jako Kobra. Tatum sportretował Duke'a, jednego z żołnierzy walczących w szeregach tytułowej brygady.
Aktor ujawnił, że od samego początku nie chciał przyjąć tej roli. Trzeba przyznać, że wykazał się sporą determinacją. "Występu w pierwszej części odmówiłem siedem razy. Ostatnie słowo należało jednak do wytwórni, więc musiałem zagrać. Jak łatwo się domyślić, w kontynuacji też nie chciałem się pojawić" - zdradził gwiazdor.
I dodał, że tak bardzo nie znosił pracy nad pierwszą częścią, że wybłagał reżysera, by uśmiercił jego postać w ciągu pierwszych dziesięciu minut sequela. W obrazie "G.I. Joe: Odwet" z 2013 roku protagonistą został więc Dwayne Johnson, który sportretował Roadblocka. Mimo fatalnych recenzji, w których krytycy określali film mianem "zatrważająco głupiego", okazał się on komercyjnym sukcesem, osiągając wyniki finansowe na poziomie 300 mln dolarów. Druga część miała jeszcze większe zyski - zarobiła 375 milionów.
Tatum opowiedział ze szczegółami o okolicznościach występu w "G.I. Joe: Czas Kobry", goszcząc swego czasu w programie Howarda Sterna. "Słuchaj, będę szczery. Nienawidzę, ku..., tego filmu. Zostałem zmuszony, by w nim zagrać. Przyjmując rolę w 'Trenerze' podpisałem kontrakt na zrobienie trzech kolejnych filmów. Jako młody aktor myślisz sobie: 'O Boże, to brzmi cudownie, wchodzę w to!'. Czas mija, dostajesz kolejne role, budujesz swoją pozycję, aż pojawia się wymarzone zlecenie. I właśnie wtedy dzwonią ludzie ze studia mówiąc: 'Hej, mamy dla ciebie film, zaraz prześlemy ci szczegóły'. Okazuje się, że to 'G. I. Joe'. Scenariusz nie był dobry, a poza tym nie chciałem grać w czymś, co sam uwielbiałem jako dziecko" - doprecyzował aktor.
W 2021 roku podjęto próbę ożywienia cyklu - na ekrany trafił wtedy film "Snake Eyes: Geneza G.I.Joe". Okazał się on jednak finansową klapą - zarobił tylko 40 mln dolarów. Najnowszym zawodowym projektem Tatuma jest thriller "Pussy Island", który będzie reżyserskim debiutem jego życiowej partnerki Zoe Kravitz. Premiera ma się odbyć jeszcze w tym roku.