Brad Pitt o zabawnym zwyczaju Davida Finchera
Wszyscy ci, którzy lubią obejrzeć film w ciszy i skupieniu, powinni pamiętać o tym, by nie przyjmować zaproszenia Davida Finchera na urządzany przez niego wieczorek filmowy. Reżyser czekającego na premierę "Manka" zwykł bez przerwy komentować oglądane filmy, o czym opowiedział stały bywalec takich spotkań - Brad Pitt.
Brad Pitt i David Fincher spotkali się na planach filmowych trzykrotnie. Po raz pierwszy przy okazji filmu "Siedem" z 1995 roku. Potem współpracowali jeszcze przy "Podziemnym kręgu" oraz "Ciekawym przypadku Benjamina Buttona". Najwyraźniej polubili się na tyle, że chętnie spotykają się także prywatnie.
Jak informuje gazeta "The New York Times", Brad Pitt jest stałym bywalcem wieczorków filmowych organizowanych przez Davida Finchera. Razem z nimi filmy ogląda też reżyser Steven Soderbergh. O tym, jak wyglądają takie spotkania, opowiedział Pitt.
"Jest jednym z najzabawniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek poznałem. Cały czas mamrocze pod nosem. 'To ujęcie było dobre. To nie wyszło. Po co takie rozwiązanie? Ustabilizuj obraz!'. To jak oglądanie meczu footballu amerykańskiego z Billem Belichickiem" - mówi aktor. Wspomniany przez niego Belichick to trener drużyny New England Patriots.
Pittowi ta maniera Finchera zdaje się nie przeszkadzać. Nieco inaczej patrzy na nią Soderbergh, który kiedyś wyszedł z pokazu przygotowywanego podczas montażu filmu Finchera "Azyl".
"David miał laserowy wskaźnik, którym zakreślał część muru w górnym fragmencie ujęcia i komentował, że obraz w tym miejscu jest zbyt jasny. "Musiałem wyjść i ochłonąć. Pomyślałem: 'Jezu? Zwracać uwagę na takie szczegóły? Cały czas? W każdym miejscu? Ja bym tak nie potrafił'" - wspominał potem Soderbergh.
Fincher odpłacił Pittowi za cierpliwość podczas seansów. Na początku tego roku pomógł aktorowi napisać kilka dowcipów, które Pitt dołączył do swoich przemówień dziękczynnych za otrzymane nagrody, m.in. Oscara za rolę w filmie Quentina Tarantino "Pewnego razu... w Hollywood".