Boski Morgan Freeman
Powiedzieć "Jestem Bogiem" w przypadku Morgana Freemana nie jest wielką przesadą. W końcu zagrał Boga, poszukuje Boga, a jego głos brzmi jakby niebo za chwilę miało się rozstąpić. Choć sam przyznaje, że nie jest religijny, fascynuje go poszukiwanie odpowiedzi.
Trudno zliczyć jego dorobek filmowy - choć debiutował dość późno, bo w wieku 34 lat w filmie "Who Says I Can't Ride a Rainbow?". Wciąż zachwyca na ekranie, a od kilku lat szuka również odpowiedzi na najtrudniejsze pytania dotyczące wiary. Sam przyznaje - paradoksalnie - że nie należy do osób religijnych, choć praca na planie programu "W poszukiwaniu Boga z Morganem Freemanem" okazała się dla niego ciekawą podróżą - dosłownie i w przenośni.
"Zawsze fascynowały mnie wielkie pytania wiary, sama idea naszej wiary w życie po śmierci. Co tutaj robimy? Dlaczego tu jesteśmy? Kiedy nadarzyła się okazja, by wejść w głębię religijnych przekonań, jestem tym zafascynowany" - przyznał w jednym z wywiadów. Dodał, że lubi odkrywać, co ma również odzwierciedlenie w jego pracy, a czasem również wyborach filmowych. A gdy coś go zafascynuje, oddaje się temu bez reszty.
"Kiedy byłem nastolatkiem, zacząłem osiedlać się w szkole, ponieważ odkryłem interesujące mnie zajęcia pozalekcyjne: muzykę i teatr. Dużo uwagi poświęcałem szkole" - wspominał swoje dzieciństwo.
Przykładem niech będzie również pewna historia związana z filmem "Park Jurajski". W 1991 roku Freeman otrzymał propozycję głównej roli w filmie. Niepewny decyzji, odwiedził American Museum of Natural History, aby obejrzeć szkielety oraz figury dinozaurów. W 2007 roku, w jednym z wywiadów, Morgan przyznał, że był zdumiony, kiedy dowiedział się, iż ptaki mają swoich przodków wśród dinozaurów. Jednocześnie dodał, że kiedy odrzucił ofertę występu w obrazie, kolejne wakacje spędził na czytaniu książek ornitologicznych. Wydarzenia te miały również wpływ na to, że Freeman z chęcią podjął się narracji obrazu "Marsz Pingwinów".