Reklama

Bill Nighy: Chcę bawić ludzi

Jak jesteś zabawny, to wszyscy cię lubią - mówi Bill Nighy. Choć lubi sprawiać bliskim radość, jego bohater z komedii "Czas na miłość" ma z tym problem: nie umie wyznać synowi, że go kocha...

Prawda, że wygląda znajomo? I nic dziwnego! Wszyscy pamiętamy Billa Nighy z przebojowej komedii Richarda Curtisa "To właśnie miłość" (2003). Brawurowo zagrał wypalonego gwiazdora rocka Billy'ego Macka, który nagle wbrew oczekiwaniom swoim i wszystkich dookoła powraca na szczyty list przebojów ze świątecznym hitem "Christmas Is All Around".

Pomimo gwiazdorskiej obsady z Emmą Thompson, Hugh Grantem i Colinem Firthem na czele, dla wielu widzów to właśnie Bill Nighy stał się najbardziej godną zapamiętania postacią w tym filmie. Duet Richard Curtis - Bill Nighy pracował potem razem przy projekcie "Radio na fali", a teraz powraca w kolejnej wspólnej produkcji - komedii "Czas na miłość".

Reklama

Richard Curtis, odpowiedzialny za takie filmy jak "Notting Hill", "Cztery wesela i pogrzeb" czy "Dziennik Bridget Jones", zapowiada, że jest to ostatni film, jaki wyreżyseruje. Tym bardziej warto się wybrać do kina...

Główne role grają w "Czasie" Rachel McAdams ("Pamiętnik", "Sherlock Holmes") i Domhnall Gleeson ("Harry Potter", "Anna Karenina"), ale uwaga widzów niewątpliwie znowu skupi się na Billu Nighy, który fantastycznie zagrał ciepłego, chociaż emocjonalnie nieporadnego ojca głównego bohatera. On to wprowadza młodego Tima w arkany rodzinnego dziedzictwa - umiejętności podróżowania w czasie.

Właśnie. "Czas na miłość" to film o podróżach w czasie. Ale są one jedynie pretekstem do tego, żeby przemycić prawdę, która dla Richarda Curtisa jest najważniejszą z życiowych prawd - żeby cieszyć się każdą chwilą, bo życie jest krótkie i często trudne. Tym bardziej trzeba umieć zwracać uwagę na jego najprzyjemniejsze aspekty...

A jednak podróże w czasie są osią całej opowieści i siłą rzeczy nasuwają pytania. Czy warto poprawiać własne życiowe błędy? Czy raczej trzeba uznać, że porażki, tak jak sukcesy sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy?

- Nic bym nie zmienił w moim życiu - zarzeka się Bill Nighy, kiedy rozmawiam z nim przy okazji brytyjskiej premiery filmu. - To wszystko, co jest już przeszłością, lepiej zostawić w spokoju. Po chwili zastanowienia stwierdza jednak, że może fajnie by było móc przeżyć dwa razy ten sam dzień. Albo cofnąć się kilka godzin w czasie i... naprawić drobne błędy.

- Gdyby na przykład ten wywiad szedł fatalnie, to mógłbym się cofnąć w czasie i zacząć go jeszcze raz - żartuje. Robi to zresztą bardzo często, bo żarty to jego pasja. Lubi bawić ludzi, dlatego z chęcią gra role komediowe. - Jak jesteś zabawny, to wszyscy cię lubią - wyznaje z rozbrajającą szczerością.

Uważa, że to wielki nietakt kazać widzom siedzieć przez dwie godziny w ciemnym teatrze, na niewygodnych krzesłach i nie opowiedzieć im choćby kilku dowcipów. - Nawet poważne treści można przecież przekazać w lekkiej, zabawnej formie - mówi. - To nawet lepszy pomysł. Lepiej wtedy zapadają w pamięć - dodaje.

Dlatego tak dobrze pracuje mu się z Richardem Curtisem, który wyznaje podobne zasady. - To świetny obserwator rzeczywistości - mówi o Curtisie Nighy. - Umie ubrać w słowa to, co wiele osób czuje, ale nie umie nazwać. Może dlatego jego filmy odnoszą takie sukcesy? - zastanawia się. Duet Curtis-Nighy sprawdza się znakomicie. Publiczność jest zachwycona, a im świetnie się razem pracuje. - On mi daje święty spokój. Mogę grać to, co chcę - kwituje to Bill. Śmieje się przy tym głośno, żeby nie było wątpliwości, że mówi nie do końca poważnie.

Bawienie ludzi idzie mu świetnie, a jak radzi sobie z emocjami? Jego bohater ma niestety problem z wyrażaniem uczuć, zwłaszcza w stosunku do syna. Słowa "kocham cię" z trudem przechodzą mu przez gardło. - Nie jest ze mną aż tak źle, ale faktycznie mówienie o uczuciach to nie jest taka prosta sprawa - mówi aktor. - Brytyjczycy szczególnie mają z tym problem - dodaje z uśmiechem.

Aktorstwo emocjonalnie go otworzyło i nauczyło dystansu do siebie i do świata. Co jeszcze mu dało? - Możliwość bycia ciągle kimś innym - odpowiada. - I wielką życiową niewiadomą. Nie wiem, gdzie będę za miesiąc i ile będę zarabiał w przyszłym roku - kończy podekscytowany. Ja zaś jestem podekscytowana, że Bill Nighy pracuje już nad kolejnymi projektami, bo oglądanie go na ekranie to naprawdę wielka przyjemność!

Anna Wendzikowska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czas na miłość | Bill Nighy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy