Bill Murray: Fani go kochają. Współpracownicy nienawidzą
Trudno nie kochać Billa Murraya. Aktor wystąpił w kilku z najbardziej uwielbianych komedii w historii kina. W dodatku słynie z żartów, które sprawia przypadkowym osobom. W internecie roi się od historii, w których Murray nagle pojawiał się gdzieś i robił dziwne rzeczy. Trudno nie kochać Murraya. O ile się z nim nie współpracuje. Wtedy humory i ego aktora szybko dają o sobie znać. Murray ławo generuje konflikty na planie. W skrajnych przypadkach kończyło się to rękoczynami, a nawet zakończeniem wieloletniej przyjaźni.
Według jednej z najczęściej powtarzanych anegdot Murray zaszedł kiedyś nieznajomego mężczyznę od tyłu i zakrył mu oczy. Gdy ten rozpoznał aktora, gwiazdor uśmiechnął się i powiedział: "Nikt ci nigdy nie uwierzy", a potem sobie poszedł. "Nie dawało mi to spokoju. Po co ktoś miałby zrobić coś takiego?" - zastanawiał się Tommy Avallone, który nakręcił dokument o dziwnych anegdotach z udziałem Murraya.
"Zacząłem kopać i okazało się, że są inne nieprawdopodobne historie, w których [Murray] wpadał na czyjąś domówkę albo zmywał naczynia, albo dołączał do gry w piłkę" - kontynuował reżyser "Opowieści o Billu Murrayu: Człowiek-legenda uczy życia". Jimmy Kimmel spytał o te zachowania samego zainteresowanego. "Myślę, że wszyscy to robimy — w sensie robimy to, co chcemy. Wydaje mi się jednak, że niewiele osób czerpie z tego radość" - odpowiedział gwiazdor "Pogromców duchów".
Murray tymczasem cieszy się każdą taką chwilą. W internecie można łatwo trafić na dowody jego nagłej ingerencji w życie innych osób. Aktor potrafił podejść do nieznajomego w restauracji na lotnisku, zabrać mu frytkę i ostentacyjnie wepchnąć ją sobie do ust. Innym razem podniósł swoją koszulkę i zaczął masować się po gołym brzuchu, by rozśmieszyć parę, będącą w trakcie sesji ślubnej. Nowożeńcy byli zachwyceni i nawet udało im się zrobić z nim jedno zdjęcie.
Jeszcze innym razem fan drużyny baseballowej Chicago Cubs stał przed stadionem i próbował odkupić od kogoś bilet. Nagle usłyszał: "Masz, bierz ten bilet" - i ktoś wcisnął mu do rąk upragniony kawałek tektury. To był Bill Murray. Po wejściu na stadion fan odkrył, że otrzymał miejsce w przednim rzędzie. Podczas meczu obok niego siedział Murray.