Reklama

"Bez znieczulenia": Cygara Wajdy, niema Janda

We wtorek, 27 listopada, mija czterdzieści lat od premiery "Bez znieczulenia", jednego z najwybitniejszych filmów Andrzeja Wajdy.

We wtorek, 27 listopada, mija czterdzieści lat od premiery "Bez znieczulenia", jednego z najwybitniejszych filmów Andrzeja Wajdy.
Zbigniew Zapasiewicz w scenie z "Bez znieczulenia" /materiały prasowe

Jerzy Michałowski (Zbigniew Zapasiewicz) to człowiek sukcesu: znany dziennikarz, korespondent zagraniczny, wykładowca akademicki, prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec dwóch córek. Do czasu. Żona oznajmia, że odchodzi, Michałowski traci zajęcia na uczelni, jego wyjazd za granicę zostaje odwołany, a kompetencje - podważane. Próbuje się bronić, ale walka z niewidzialnym przeciwnikiem jest nie do wygrania.

Historia filmu "Bez znieczulenia" rozpoczęła się w kuchni żoliborskiego mieszkania Andrzeja Wajdy. - Pewnego razu przyszedł Daniel Olbrychski chcąc wyżalić się z powodu brutalnie zakończonego związku. Opowiadając o tym rozstaniu, powiedział, że odbyło się ono w sposób bolesny, bez znieczulenia. Ja natychmiast stwierdziłem, że to znakomity tytuł i zamiast słuchać jego utyskiwań, kombinowałem, jaki film pod tym tytułem nakręcić - wspominał Andrzej Wajda.

Reklama

Podchwycony przez reżysera tytuł wypełniła treścią Agnieszka Holland, traktując jako punkt wyjścia m.in. sytuację, w której znalazł się Ryszard Kapuściński - komunistyczna władza pozbawiła go w tamtym czasie możliwości wyjazdów za granicę. Andrzej Wajda był pod ogromnym wrażeniem napisanego przez nią scenariusza. - Był bardzo wyrazisty, ale jednocześnie pełen finezji i niedopowiedzeń zawartych w znakomitych dialogach. W czasach kiedy nie wszystko można było powiedzieć wprost, jej udało się przemycić wiele ważnych treści - opowiadał reżyser.

Twórca "Bez znieczulenia" po raz kolejny zdał się na znakomitą intuicję wybranych przez siebie aktorów, dając im na planie wiele swobody. - Studentka Jerzego Michałowskiego Agata, postać grana przez Krystynę Jandę, miała w scenariuszu zapisane dialogi. Mija jedna scena - ona się nie odzywa. Mija kolejna scena - ona nadal milczy. Biorę ją na stronę i pytam, czy ma zamiar nic nie powiedzieć w tym filmie? Ona z niezwykłą pewnością mówi: tak. Pomyślałem sobie, że może to dobry pomysł - to milczenie dodało tej postaci wyrazistości. Poprosiłem tylko, żeby na końcu powiedziała chociaż jedno słowo, by widzowie nie pomyśleli, że postać jest niemową, bo ja nie chcę niemowy - wspominał Wajda.

"Andrzej wypalił z siedem cygar, a ja tylko tyle mogłam wyrozumieć, że faceta opuściła żona... I że on jakoś cierpi. Byliśmy wtedy bardzo rozpolitykowani i najbardziej dramatyczne przeżycia osobiste wydawały się zbyt wątłym tematem na prawdziwy film. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak dodać wątek polityczny" - opowiadała o pracy na planie Agnieszka Holland.

"Rozmowy z Andrzejem, jego reakcje milczenia, znudzenia, entuzjazm, potem jego działanie na planie - były dla mnie lepszą nauką, czym jest reżyseria, niż cała szkoła filmowa" - wspominała Holland. Andrzej Wajda, wówczas szef Zespołu Filmowego "X", chciał zrobić film razem z jednym ze swoich młodych reżyserów. Wybór padł właśnie na absolwentkę FAMU. Ogólny pomysł: historia człowieka, którego świat po odejściu żony się rozpada.

Scenariusz pisany był z myślą o konkretnych aktorach, przede wszystkim Zbigniewie Zapasiewiczu i Ewie Dałkowskiej. Poza Jandą pojawił się też jej partner z "Człowieka z marmuru" - Jerzy Radziwiłowicz.

Scenariusz gotowy był jesienią 1977 roku. Wysłany do ministerstwa, wrócił z warunkową zgodą: zostanie skierowany do realizacji, o ile twórcy wprowadzą "uzgodnione zmiany". Poprawki znienawidzonego (i vice versa) przez środowisko filmowców ministra Wilhelmiego według reżysera za bardzo złagodziłyby wymowę filmu, dlatego stracił serce do projektu i zajął się przygotowywaniem w Starym Teatrze spektaklu "Z biegiem lat, z biegiem dni...".

Równocześnie jednak - ze względów proceduralnych - powstawał scenopis. Na dobre prace ruszyły po tragicznej śmierci Wilhelmiego w katastrofie lotniczej w kwietniu 1978 roku - przywrócono pierwotną wersję tekstu, szybko zaczęto i ukończono zdjęcia (niemal wszystkie w naturalnych wnętrzach i plenerach). Gotowy film, choć ostry w wymowie, nie spotkał się ze sprzeciwem nowych władz kinematografii i w listopadzie tegoż roku trafił do kin.

Nieco kafkowska z ducha opowieść o wybitnej jednostce niszczonej przez system była atakowana przez partyjną prasę, za to znakomicie przyjęta przez publiczność, a kilka miesięcy później - ex aequo z "Pasją" Stanisława Różewicza - nagrodzona na FPFF w Gdańsku Złotymi Lwami. I choć historia Jerzego Michałowskiego wpisana jest w realia Polski gierkowskiej, mechanizm w niej opisany pozostaje uniwersalny - jak bowiem mówi adwokat żony bohatera (Jerzy Stuhr): "Wszystkiego można dowieść. Wina jest pojęciem elastycznym, zależy od naświetlenia".


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy