"Babilon": Damien Chazelle nakręcił dwugodzinną wersję filmu... iPhonem
Od piątku 23 grudnia na ekranach północnoamerykańskich kin można oglądać najnowszy film Damiena Chazelle’a zatytułowany "Babilon". Nakręcone za 80 milionów dolarów widowisko z Bradem Pittem i Margot Robbie w rolach głównych jest na świetnej drodze do tego, by zostać największą finansową klapą roku. Niewykluczone, że lepszym pomysłem okazałoby się pokazanie widzom skróconej wersji tego filmu. Taka istnieje - Chazelle nakręcił ją swoim iPhonem.
"Babilon" to opowiadające o dawnym Hollywood widowisko, które trwa dokładnie trzy godziny i dziewięć minut. I to właśnie w długości tego filmu analitycy rynku kinowego upatrują przyczyny jego niepowodzenia filmu. Choć niepowodzenie to mało powiedziane. W przedłużony świąteczny weekend otwarcia "Babilon" zarobił 5,3 miliona dolarów, co jest katastrofalną kwotą w przypadku produkcji, której nakręcenie kosztowało 80 milionów dolarów.
Damien Chazelle nie ukrywa, że przygotowując się do realizacji "Babilonu", przygotował jego dwugodzinną wersję, którą nakręcił iPhonem na swoim podwórku. Wystąpiło w niej tylko dwoje aktorów: Diego Calva oraz żona Chazelle’a Olivia Hamilton. Calva później wcielił się w główną rolę Manny’ego Torresa, asystenta, który zostaje producentem filmowym, z kolei Hamilton zagrała reżyserkę Ruth Adler.
"Była to spakowana, dwugodzinna wersja całego filmu sfilmowana iPhonem na naszym podwórku" - wyznał reżyser w trakcie poświęconego filmowi spotkania w Los Angeles. "Przećwiczyliśmy tam cały film. Byliśmy tylko Olivia, Damien i ja. To bardzo niespotykana sytuacja" - dodaje obecny w trakcie tego samego spotkania Calva.
Chazelle zdradził też jeszcze jedną tajemnicę "Babilonu". Jak ujawnił, sam też wystąpił w tym filmie - jego głos można usłyszeć spoza kadru w dwóch scenach. Pozostały one w finalnej wersji filmu, choć Chazelle chciał je wyciąć. Powstrzymali go przed tym występujący w "Babilonie" aktorzy.