Arnold Schwarzenegger: Chciał odrzucić rolę, która zapewniła mu karierę
Choć w "Terminatorze" Arnold Schwarzenegger pojawia się na ekranie zaledwie przez 21 minut, to ta rola uczyniła go gwiazdą kina. Niewiele jednak brakowało, aby aktor odrzucił propozycję Jamesa Camerona. Jak sam przyznał w najnowszej książce "Przydaj się. Siedem zasad lepszego życia", która do rąk polskich czytelników trafi 8 listopada, postać Terminatora od początku go fascynowała, on jednak sądził, że powinien grać nieskazitelnych moralnie bohaterów.
Po karierze kulturysty, aktora i polityka, 76-letni Arnold Schwarzenegger postanowił sprawdzić się w roli motywatora. Bazując na swoich doświadczeniach i filozofii, która pozwoliła mu osiągnąć sukces, aktor zachęca innych do działania. A ponieważ doskonale wie, że nic nie przemawia do odbiorców tak, jak historie z życia wzięte, motywacyjne pogadanki przeplata własnymi doświadczeniami.
"Zamknij usta, otwórz umysł" - to jedna z lekcji, którą przekazuje czytelnikom. "Nauczyłem się tego przy 'Terminatorze', w którym mógłbym nie zagrać, gdybym pozwolił moim agentom i mojemu ego kłócić się z facetem, który stał się jednym z największych reżyserów wszech czasów" - pisze na kartach swojej książki. Z reżyserem spotkał się w 1983 roku, aby omówić scenariusz jego kolejnego filmu i roli, która stała się przepustką do wielkiej sławy, a którą, jak sam przyznał, na początku chciał odrzucić.
"Przygotowywałem się do rozpoczęcia zdjęć do sequela 'Conana Barbarzyńcy'. Szef studia Mike Medavoy, moi agenci i ja uważaliśmy, że "Terminator" może być moim następnym filmem i że powinienem w nim zagrać Kyle'a Reese'a, bohatera tej historii" - dodał.
To właśnie ta rola wydawała się najbardziej odpowiednia dla niego - mowa o byłym żołnierzu, który ma za zadanie powstrzymać zaawansowaną technologicznie maszynę do zabijania, a tym samym ocalić ludzkość. I choć pasowała ona do wizji aktora, jak chce się zapisać w historii kina, on w trakcie spotkania z reżyserem Jamesem Cameronem ciągle wracał do postaci morderczego androida. Wydawała mu się bowiem bardzo interesująca.
"Czytając scenariusz, miałem mnóstwo pytań i kilka pomysłów na to, jak ktoś powinien zagrać robota, który ma wyglądać jak człowiek. Zadałem je wszystkie Jimowi podczas lunchu. Sądząc po jego reakcji, ciekawość, z jaką zadawałem pytania, i moje zainteresowanie tą postacią były dla niego zaskoczeniem. Podejrzewam, że spodziewał się spotkania z tępym mięśniakiem. Przyznał mi rację, że Terminator to najważniejsza postać w filmie, którą należało dobrze zagrać. (...) W pewnej chwili podczas tego lunchu Jim uznał, że to ja powinienem być Terminatorem. A przynajmniej, że mógłbym nim być. Ja też o tym myślałem, ale nie chciałem grać tej roli i powiedziałem mu o tym. Byłem Conanem. A Conan to bohater. Miałem grać bohaterów. Moim celem było stać się kolejnym wielkim bohaterem kina akcji" - stwierdził.
Ale choć Schwarzeneggerowi nie brakowało argumentów przemawiających za odrzuceniem tej właśnie roli, pozwolił, aby reżyser przedstawił mu swoje stanowisko. Cameron przekonał go, że Terminator nie jest oczywistym złoczyńcą i pozostawia widzom pole do dużej interpretacji, co czyni go jeszcze ciekawszym. Poza tym mowa była nie o typowym kinie akcji, a ciekawej produkcji z gatunku science-fiction. Po rozmowie z reżyserem artysta miał coraz więcej wątpliwości i czuł, że to właśnie rola Terminatora, jest tą, którą powinien mieć w swoim aktorskim dorobku.
"Do tamtej chwili miałem na koncie zaledwie jedną rolę filmową. Kim byłem, by twierdzić, że wiem lepiej? Następnego dnia zadzwoniłem do Jima i powiedziałem mu, że się zgadzam. Moi agenci sprzeciwiali się temu posunięciu. Mocno trzymali się powszechnej hollywoodzkiej mądrości mówiącej o tym, że bohaterowie nie grają złoczyńców. Słyszałem ich, ale ich nie słuchałem. Zamiast tego słuchałem swojego przeczucia i podążałem tam, gdzie prowadziła mnie ciekawość. Co ważniejsze, miałem otwarty umysł i słuchałem Jima. Zaowocowało to najlepszym wyborem w mojej karierze" - wyjaśnił, dodając, że to właśnie współpraca z reżyserem i ogromny sukces produkcji pokazały mu, że może być kimś więcej niż jedynie bohaterem kina akcji. Może być prawdziwą gwiazdą filmową.