Anna Kendrick: Życie po "Zmierzchu"
Jedni aktorzy mierzą swoją popularność liczbą zdobytych Oscarów, inni - częstotliwością, z jaką spływają do nich wielomilionowe honoraria. Dla kolejnej grupy najważniejszym kryterium są entuzjastyczne recenzje na temat ich gry aktorskiej. Anna Kendrick mierzy swoją popularność... hot-dogami.
Podczas pracy na planie niezależnego filmu "Drinking Buddies" w Chicago, 27-letnia gwiazda Sagi "Zmierzch" wybrała się do słynnego bistro Hot Doug's. A tam...
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale mają w menu hot-doga nazwanego na moją cześć! - śmieje się młoda aktorka. - Jest bardzo pikantny, a nazywa się po prostu "Anna Kendrick". A ponieważ w ofercie jest również hot-dog "Brigitte Bardot", czuję się zaszczycona - skoro już mam być parówką w bułce, to przynajmniej w doborowym towarzystwie!
Pytam więc, czy prawdziwa Anna podczas pobytu w Chicago już zawsze będzie zaszczycać swoją obecnością ten popularny lokal. Okazuje się, że niekoniecznie - co więcej, moje pytanie wzbudza w niej pewien dyskomfort...
- Zacznijmy od tego, że praca przy "Drinking Buddies" była bardzo absorbująca. Nie miałam zbyt wiele czasu - wyjaśnia. - W Hot Doug's zawsze są ogromne kolejki. Kiedy więc postanowiłam wybrać się tam, ludzie z produkcji zadzwonili do właściciela i poprosili go, żebym została obsłużona poza kolejnością. Przyjechałam w towarzystwie jednego z asystentów. Kiedy już odebraliśmy nasze zamówienie, nagle zadzwonili do nas z planu. Okazało się, że musimy natychmiast wracać. Zdążyłam tylko zawołać "Dzięki, Doug!" - i podpisać się na karcie. Wybiegliśmy na zewnątrz, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy z piskiem opon... Dopiero kiedy znaleźliśmy się z powrotem na planie, zdałam sobie sprawę, że nie zapłaciliśmy za nasze hot-dogi!
No, dobrze. Uciekła z Hot Doug's, nie uregulowawszy rachunku. Ale to jedyna taka wpadka na koncie tej dziewczyny, której gwiazda świeci coraz jaśniej. Wszystko zaczęło się od roli Jessiki, najlepszej przyjaciółki Belli Swan w "Zmierzchu" i kolejnych częściach Sagi. Między jedną a drugą odsłoną słynnej serii Anna zagrała w świetnie przyjętym obrazie "W chmurach" (2009), gdzie wcieliła się w młodą specjalistkę do spraw korporacyjnych zwolnień, stawiającą pierwsze kroki w tym zawodzie. Jak się okazało, była to rola na miarę nominacji do Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Obecnie możemy oglądać ją w filmie "The Company You Keep", wyreżyserowanym przez samego Roberta Redforda.
- To było coś wspaniałego - wzdycha Kendrick. - To jedno z tych przeżyć, które trudno wyrazić słowami. Nie mogę nawet powiedzieć, że praca z Redfordem była jednym z moich najskrytszych marzeń, bo nigdy nie miałam śmiałości, żeby w ogóle marzyć o czymś takim! Samo spotkanie z nim było najskrytszym marzeniem - ale nie tyle moim, co mojej mamy, która zawsze była jego wielką fanką. Sam fakt, iż mogłam do niej zadzwonić i przekazać jej wiadomość, że zagram u Roberta Redforda, sprawił, że byłam podwójnie szczęśliwa.
Propozycja współpracy z Redfordem pojawiła się, kiedy Anna była w trakcie kręcenia dwóch innych filmów. - Moi agenci przekonywali mnie, że nie muszę jej przyjmować, bo i tak jestem już bardzo zapracowana - wspomina. - Powiedziałam im wtedy: "Nic nie rozumiecie. Ja muszę to zrobić. Od tej decyzji nie ma odwrotu".
Praca z legendarnym aktorem, który święci triumfy także jako reżyser - w 1980 r. otrzymał Oscara za swój reżyserski debiut, film "Zwykli ludzie" - spełniła wszystkie oczekiwania młodej aktorki, a być może nawet je przerosła. - To bardzo mądry i niesamowicie kulturalny człowiek - podkreśla.
"The Company You Keep" to niskobudżetowy dramat, którego głównym bohaterem jest były studencki aktywista (Redford), wciąż ścigany przez prawo za swoje czyny z lat 60. Jim Grant od kilkudziesięciu lat ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości, funkcjonując pod fałszywym nazwiskiem. Nieoczekiwanie jednak młody, ambitny reporter (Shia LaBeouf) odkrywa jego sekret. Jim znów musi uciekać, a jego tropem podąża młoda agentka FBI, która gra właśnie Anna Kendrick.
- Najważniejsze to znaleźć scenariusz, który z miejsca przykuwa twoją uwagę - mówi Anna. - Nie obchodzi mnie zupełnie budżet filmu. Owszem, w Hollywood powstaje wiele tak zwanych superprodukcji, a ja absolutnie nie jestem ich przeciwniczką. Bardzo podobał mi się chociażby "Avengers 3D" - to był inteligentny film. Ale za to praca na planie filmów takich, jak "The Company You Keep", daje aktorowi inny rodzaj radości, płynący z tego, że robi on coś niekonwencjonalnego. Tego rodzaju historie nie powstają zbyt często, nie wymagają też ogromnych nakładów finansowych - ale są tak bardzo warte uwagi aktora i widza! Takich okazji my, aktorzy, nie możemy wypuszczać z rąk.
Kendrick martwi się przyszłością sztuki filmowej jako takiej.
- Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co dzieje się z tą branżą - mówi. - Nie jestem przekonana, czy wszystkie te nowe technologie, oglądanie filmów na telefonie i te sprawy, to faktycznie coś aż tak wspaniałego. Jeszcze trochę, a będziemy mieli same 10-minutowe filmy, które będziemy oglądać do śniadania.
- Przemysł filmowy musi jakoś ustosunkować się do tego wszystkiego.
Anna Kendrick urodziła się w Portland w stanie Maine. Jej starszy brat, Michael Cooke Kendrick, również jest aktorem. Chociaż rodzice tej dwójki nigdy nie byli związani ze światem filmu (matka Anny jest księgową, a ojciec - nauczycielem historii), przyszła gwiazda Sagi "Zmierzch" już jako dziecko wiedziała, że chce grać w filmach.
- Jako dziecko uczęszczałam na lekcje baletu. Moją nauczycielką była pewna Rosjanka, która chętnie dzieliła się ze mną tak zwaną życiową mądrością - wspomina. - Pamiętam, że kiedyś powiedziała mi: "Jeśli jesteś w stanie wyobrazić sobie siebie w przyszłości czerpiącą radość z czegoś innego, niż taniec, to zajmij się właśnie tym czymś".
- Wtedy postanowiłam, że dam sobie spokój z baletem. Dotarło do mnie, że tak naprawdę taniec nie jest moją pasją; że emocje budzi we mnie właśnie myśl o występowaniu na scenie, o graniu. Po prostu potraktowałam poważnie słowa mojej nauczycielki. Nie miałam wyboru. Gdybym usłyszała, jak ktoś inny opowiada w ten sposób o swoich życiowych wyborach, nie miałabym o tej osobie najlepszego zdania. Ale przekonałam się, że w życiu o to właśnie chodzi.
Kendrick zaczęła grać już jako dziesięcioletnia dziewczynka. Regularnie jeździła z rodzicami na castingi do Nowego Jorku. W 1998 r. zadebiutowała na Broadwayu w musicalu "High Society" w roli młodej Dinah - występ ten przyniósł jej nominację do nagrody Tony (była drugą najmłodszą osobą w historii nominowaną do tego prestiżowego wyróżnienia).
Jej ekranowym debiutem była muzyczna komedia "Camp" (2003). Później zagrała m.in. w "Elsewhere" (2009), "Scott Pilgrim kontra świat" (2010), "Pół na pół" (2011) i "Jak urodzić i nie zwariować" (2012). Ma za sobą również pierwsze doświadczenia w dubbingu -w 2012 r. użyczyła głosu postaci Courtney Babcock w animowanym "ParaNormanie". Wielkim sukcesem okazał się opowiadający o szkolnej grupie wokalnej "Pitch Perfect", w którym Anna zagrała główną rolę - wiadomo już, że historia ta będzie miała swój ciąg dalszy. Na swoją premierę czekają też dwa kolejne filmy z jej udziałem: "Get a Job", w którym wcieliła się w świeżo upieczoną absolwentkę college'u poszukującą pracy, i "Rapture-Palooza", gdzie jej bohaterka stawia czoło... biblijnej apokalipsie.
Sporo tego - ale na pewno na liście planów Anny nie znajdzie się kolejna część Sagi "Zmierzch". Ta historia doczekała się już finału, w którym zresztą Kendrick nie brała udziału.
- To trochę dziwne uczucie. Ta seria na dobre wpisała się już przecież w moje życie - mówi. - To tak, jakby ktoś zamknął twoją ulubioną restaurację. Ale nie rozpaczam z tego powodu. Po prostu od czasu do czasu muszę przypominać sobie, że to już rozdział zamknięty.
Fani Sagi na pewno jednak nie pozwolą jej zapomnieć o tym okresie w jej życiu. - Któregoś dnia jakaś mała dziewczynka rozpoznała mnie na ulicy. Wydała z siebie dziki okrzyk i zaczęła kręcić się w kółko, jak mały piesek - śmieje się Anna. - A później zapytała: "Czy możesz dodać mnie do znajomych na Facebooku?".
W minionym roku Anna Kendrick zagrała w pięciu filmach. Wystąpiła również w teledysku i gościnnie użyczyła głosu jednej z epizodycznych postaci w animowanym serialu "Family Guy". Jak sama przyznaje, było tego wszystkiego za dużo: - Pod koniec roku byłam już bardzo, bardzo zmęczona - mówi.
Mimo to nie ma zamiaru opuszczać grona najbardziej zapracowanych młodych aktorek w Hollywood.
- Po "W chmurach" bardzo zależało mi na tym, żeby nie popełnić błędu przy wyborze kolejnego projektu - wyjaśnia. - Na początku niemal każdy scenariusz wzbudzał moje wątpliwości, z wyjątkiem "Pół na pół". Aż wreszcie powiedziałam sobie: "Chcę pracować, bo kocham moją pracę. Czy to nie o to chodzi? Chcę po prostu być na planie, i kropka!".
- Praca sprawia, że jestem szczęśliwa. Nie powinnam skupiać się tylko na tym, czy dany film pasuje do jakiejś idealnej wizji mojej kariery. Życia nie da się przecież zaplanować. Trzeba po prostu żyć - i obserwować rozwój wypadków.
© 2013 Cindy Pearlman
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!