W piątek, 15 czerwca, jedna z najoryginalniejszych współczesnych reżyserek, Anna Jadowska, obchodzi 45. urodziny. - "Kino kobiece" to zupełnie niepotrzebna etykietka, rodzaj infantylizacji i zamykania w getcie tego, co tworzą kobiety. Na szczęście teraz jest wiele kobiet-reżyserek, które mają świetne pomysły i są, moim zdaniem, nawet odważniejsze niż mężczyźni, a ich poszukiwania w kinie idą o krok dalej - deklarowała parę miesięcy temu w rozmowie z Interią.
Fabularnym debiutem Jadowskiej był wyreżyserowany wspólnie z Ewą Stankiewicz film "Dotknij mnie" (2003). Była to rozgrywająca się w Łodzi wielowątkowa opowieść "o braku miłości i desperackim jej poszukiwaniu". Jadowska i Stankiewicz określiły konwencję swego debiutu jako "dramat z elementami komedii". "Silnie zakorzeniony w dokumentalnej scenerii, w Polsce, tu i teraz" - autorki "Dotknij mnie" podkreślały chęć opowiedzenia o współczesnej Polsce.
Film wynika z potrzeby opisania lub choćby dotknięcia współczesnej polskiej rzeczywistości. Świata, w którym młodzi aktorzy proponują na antenie podrzędnej telewizji zestaw 20 sztucznych paznokci (w tym jeden gratis) jako bonus do zakupu super noży. Z kolei wyrzuceni z pracy dostają od kolegi dobry namiar: "seks na żywo, to taka nowość w Polsce". Ten świat jest tylko tłem do pokazania ludzi rozbitych, szukających miłości, a znajdujących seks w zdezelowanym małym fiacie. Ludzi mijających się wzajemnie. Na marginesie życia, jeśli nie społecznego, to na pewno duchowego i emocjonalnego" - tak reżyserki tłumaczyły pomysł na "Dotknij mnie".
Film zdobył Nagrodę Główną w Konkursie Kina Niezależnego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jurorzy docenili "ekranową prawdę, inwencję formalną, nowoczesny sposób opowiadania i drapieżność w ukazywaniu polskiej rzeczywistości".
Jadowska i Stankiewicz podkreślały niezależny charakter produkcji, twierdząc, że film powstał "bez pieniędzy i bez producenta". "Zaletą takiej produkcji była całkowita niezależność, wolność i dobre warunki do własnych poszukiwań twórczych" - deklarowały reżyserki.
W 2004 roku Jadowska - już samodzielnie - wyreżyserowała swój kolejny film. "Teraz ja" przedstawia historię kobiety, która porzuca uporządkowane życie, dom i męża, choć sama właściwie nie wie, dlaczego to robi. Nie wie też, gdzie ta ucieczka ma ją zaprowadzić, działa pod wpływem impulsu. Bohaterka podróżuje po Polsce autostopem spotykając całą galerię postaci niespełnionych, nieszczęśliwych, pijanych.
"Ludzie, których bohaterka spotyka na swojej drodze, są odbiciem jej wnętrza, tego, co ona sama nosi w sobie, przed czym ucieka" - mówiła reżyserka po premierze filmu. "Czasem ważniejsza jest sama podróż, niż powody, które nas do niej skłoniły, czy cel, do którego zmierzamy" - tłumaczyła Jadowska.
Tytuł filmu mógł być odczytywany jako artystyczny manifest.
"Kiedyś przeglądając jakąś prasę kobiecą trafiłam na krótką notatkę, zatytułowaną właśnie 'teraz ja' . Była to krótka porada dla sfrustrowanych kobiet, brzmiała mniej więcej tak: 'Keśli nie radzisz sobie ze swoim życiem, jeśli przestałaś słyszeć swój wewnętrzny głos, weź swój kalendarz znajdź najbliższe wolne popołudnie i wpisz tam 'teraz ja'. Tego dnia wyjdź na miasto i czekaj co się przydarzy'. Wyobraziłam sobie, co by się stało gdyby któraś kobieta potraktowała to serio, i tytuł zapadł mi w pamięć" - wyjaśniała Jadowska.
"Teraz ja" zdobyło nagrodę w kategorii Najlepszy Debiut Reżyserski na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Kolejną produkcją Jadowskiej był fabularny film o Władysławie Sikorskim "Generał. Zamach na Gibraltarze" (2009). "To film kontrowersyjny, z pewnością rozpęta dyskusję" - prognozowała przed premierądyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Agnieszka Odorowicz.
Rolę Sikorskiego zagrał Krzysztof Pieczyński. Wodzowi towarzyszy córka Zofia i ekipa najbliższych współpracowników. Wszyscy goszczą u gubernatora Gibraltaru Masona Macfarlane'a, który ma nakłonić Sikorskiego do oddania dokumentów poświadczających mord popełniony na oficerach polskich w Katyniu. Gdy Sikorski stanowczo odmawia, rozpoczyna się realizacja planu zamachu na generała, który był przygotowywany od paru miesięcy i nosił kryptonim "Mur".
Reżyserka podkreślała, że jeśli chodzi o produkcje historyczne nie lubi "filmów 'bogoojczyźnianych', patetycznych, opowieści, w których polska historia przedstawiana jest w sposób czarny-biały". Na reżyserowanie "Generała..." zdecydowała się dlatego, że zaintrygowała ją tematyka filmu, kontrowersyjna i dyskusyjna. Z "Generała..." wynika, że generał Sikorski nie zginął w katastrofie gibraltarskiej, lecz został zabity - wcześniej, przed startem samolotu, a za zabójstwo odpowiadają polscy agenci, we współpracy z brytyjskimi.
Film powstał na podstawie wyników badań historycznych Dariusza Baliszewskiego. "Darek Baliszewski zebrał mnóstwo materiałów. Natomiast ja oraz producentka filmu, Lidka Kazen, miałyśmy dużą wolność jeśli chodzi o znalezienie dla tej historii formy. Zależało nam, by była ona współczesna i dynamiczna" - mówiła Jadowska.
Reżyserka "Generała..." zaznaczyła, że jest to film fabularny i nie należy traktować go jak prawdy historycznej. - Tajemnica śmierci gen. Sikorskiego nie została jeszcze wyjaśniona i w sprawie tej pozostaje wciąż wiele niewiadomych. Pewne wydarzenia ukazane w filmie mają odniesienie historyczne, lecz inne to fikcja - powiedziała Jadowska.
"To nie jest film pornograficzny, lecz film o pornografii" - tak Jadowska tłumaczyła tematykę swego kolejnego filmu "Z miłości".
Główni bohaterowie filmu jest grane przez Martę Nieradkiewicz i Wojciecha Niemczyka polskie małżeństwo dwudziestolatków. Młodzi ludzie są bezrobotni, mają problemy finansowe. Z braku lepszego pomysłu na życie decydują się zagrać w filmie porno. Wydaje im się to szybką, łatwą, a nawet w miarę przyjemną drogą do zdobycia sporej sumy pieniędzy. Postanawiają ponadto, że w takim filmie wystąpią wyłącznie jeden raz.
- We współczesnym polskim kinie nie ma odniesień do podobnej tematyki, chociaż lata 70. były pod tym względem zdecydowanie odważniejsze. Brakuje odważnego głosu na temat erotyki i seksu, szczególnie w filmach młodych polskich twórców. Kino europejskie jest tego pełne. To, co u nas jest w tej chwili tematem tabu, we Francji jest już odgrzewanymi kotletami... Weźmy "Intymność" Patrice'a Chereau, weźmy filmy austriackiego reżysera Ulricha Seidla. Trudne tematy erotyki są przez europejskich reżyserów poruszane od dawna. Ich filmy stają się niezwykle ważnymi artystycznymi wypowiedziami - Jadowska mówiła w rozmowie z Interią.
W roli szefa polskiej firmy produkującej filmy porno wystąpił Daniel Olbrychski.
- Nie miał żadnych oporów, bo jest profesjonalnym aktorem. Jest odważny, otwarty... Można było się spodziewać, że nie będzie traktował serio niezbyt doświadczonej reżyserki, jaką jestem. Podszedł jednak do tego zadania aktorskiego bardzo profesjonalnie... W przerwach między naszymi zdjęciami latał do Stanów Zjednoczonych, gdzie kręcił film z Angeliną Jolie. A do Polski wracał na plan jakiegoś "pornosa"... Myślę, że dla niego samego był to ciekawy kontrast - przyznała Jadowska.
Dla reżyserki "Z miłości" jej film był jednak przede wszystkim opowieścią o kobietach. - Wokół nich budowałam całą historię. W prawdziwej pornografii kobiety są przecież traktowane niezwykle przedmiotowo. Interesowało mnie, co czuje kobieta - dodawała Jadowska.
Ostatnim filmem Jadowskiej są "Dzikie róże" (2017). Główna bohaterka Ewa (w tej roli Marta Nieradkiewicz) zmaga się z ogromnym poczuciem samotności. Jej życie wypełnia zajmowanie się domem i dwójką dzieci, a także czekanie na męża (Michał Żurawski), który pracując w Norwegii rzadko przyjeżdża do domu. Młoda kobieta, chcąc znowu poczuć się kochaną i adorowaną, wplątuje się w romans z nastolatkiem. Niestety za tą chwilę "zapomnienia" przyjdzie zapłacić jej wysoką cenę. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej gdy wraca mąż. Podejrzenia, plotki i oskarżenia będą przeplatać się z inną tragedią - na plantacji dzikich róż, gdzie pracuje kobieta zaginie jej 2-letni synek Jasio. Czy chłopiec się odnajdzie? Czy ta rodzina ma szansę przetrwać? I wreszcie, czy Ewa pogodzi rolę walczącej o małżeństwo kobiety z rolą matki, która zdecydowała się porzucić własne dziecko?
Streszczenie fabuły "Dzikich róż", najnowszego filmu Anny Jadowskiej, mogłoby przypominać artykuł w jednym z wielu tabloidów lub portali plotkarskich. Na szczęście reżyserka od pierwszych minut udowadnia, że ważniejsze od pytania "co opowiadam", jest "jak opowiadam". Rezultatem jest jeden z najlepszych polskich filmów 2017 roku - Jakub Izdebski pisał w recenzji dla Interii.
- U podstaw tego pomysłu na film tkwią moje własne rozważania o istocie macierzyństwa, zderzone z doniesieniami prasowymi na temat drastycznych relacji - matka i dziecko. Paradoks macierzyństwa, społeczne oczekiwania wobec matek, istota miłości macierzyńskiej to tematy, których chciałabym dotknąć w tej historii, nie w sposób dydaktyczny, ani też moralizatorski, ale wpleść je w autentyczne losy bohaterki, by za jej pomocą zadawać najistotniejsze pytania dotyczące tych problemów - wyjaśniała Jadowska.
Film otrzymał wiele wyróżnień. "Dzikie róże" zdobyły Złotą Taśmę dla najlepszego polskiego filmu, uhonorowano je również przyznawaną przez Gildią Reżyserów Polskich Nagrodą im. Krzysztofa Krauzego. Doceniono również odtwórczynie głównej roli Martę Nieradkiewicz, która została uznana najlepszą aktorką festiwali w Cotbuss i Krakowie (Off Camera).
Jadowska nie jest zwolenniczką przypisywania jej filmowi łatki "kina kobiecego". - Bardzo tego nie lubię. Uważam, że rozsądniejsze jest określenie kino kobiet, które lepiej podkreśla fakt, że w ramach tego, co robią kobiety, powstają różne filmy - deklaruje reżyserka.