Reklama

Andy Garcia: W kinie jak w życiu

Wielu nowojorczyków nigdy nie słyszało o City Island, odległym zakątku metropolii położonej nad brzegami zatoki Long Island Sound, na północnym krańcu Bronksu. Nazwa ta nic nie mówiła również Andy'emu Garcii, kiedy przysłano mu scenariusz rodzinnego komediodramatu osadzonego w realiach wyspy.

Autor scenariusza i reżyser w jednej osobie, Raymond De Fellita - najbardziej chyba znany jako twórca obrazu "Two Family House", zdobywcy Nagrody Publiczności na festiwalu Sundance - trafił do małej społeczności zupełnym przypadkiem i doszedł do wniosku, że jest to idealna lokalizacja, w której można by umiejscowić akcję opowieści o straconych marzeniach i skrywanych sekretach rodzinnych. (Film został zrealizowany w koprodukcji z polską firmą Gremi Film Production z Krakowa - przyp. red.)

Andy Garcia gra w "City Island" Vince'a Rezzo, strażnika więziennego, który marzy o karierze aktorskiej. Gdy w swoim zakładzie pracy spotyka więźnia imieniem Tony (Steven Strait) i nieoczekiwanie rozpoznaje w nim własnego, utraconego syna - owoc przelotnego związku sprzed lat - postanawia zabrać go do domu na zasadzie warunkowego zwolnienia. Nie zdradza jednak prawdziwej tożsamości Tony'ego ani swojej żonie Joyce (Julianna Margulies), ani dzieciom.

Reklama

Trzeba przy tym dodać, że małżeństwem Rizzo już od jakiegoś czasu wstrząsają konflikty. W tej sytuacji Joyce zaczyna ukradkiem wzdychać do przystojnego, nieco tajemniczego Tony'ego. Tymczasem córka Rizzo, Vivian (w tej roli latorośl Garcii, Dominik Garcia-Lorido) pieczołowicie ukrywa przez rodziną fakt, że została wyrzucona z college'u i pracuje jako striptizerka. Swój sekret ma też Vince Junior (Ezra Miller): chłopak spędza całe godziny w internecie, szukając pornograficznych podniet z "puszystymi" paniami w roli głównej.

Gdy Tony przybywa do domu rodziny Rizzo, Vince już od jakiegoś czasu uczęszcza na zajęcia dla aktorów odbywające się na Manhattanie, na które oczywiście zapisał się w tajemnicy przed wszystkimi.

- To wielka tajemnica Vince'a - mówi Garcia. - Nie powiedział o tym nikomu. To taki plan, który realizuje małymi kroczkami... coś, jak spacer po szkle. Gdyby zdecydował się to ogłosić, od razu nabrałoby to doniosłego znaczenia. Jednak fakt, że uczęszcza na te zajęcia potajemnie, sprawia, że jest to dla niego odrobinę łatwiejsze.

Pierwsze kroki stawiane przez Garcię na aktorskiej ścieżce w zasadzie niewiele różniły się od nieśmiałych prób jego bohatera. Urodzony w Hawanie aktor przybył do Stanów Zjednoczonych na początku lat 60. jako regularny uchodźca. Nie zdradzał jednak żadnego zainteresowania rodzinną firmą perfumeryjną działającą w Miami. Zamiast tego skrycie pielęgnował marzenia o zostaniu aktorem i przeprowadzce do Hollywood.

Film prawie jak życie

- Zacząłem uczęszczać na warsztaty aktorskie, zanim jeszcze zwierzyłem się komukolwiek ze swoich zamiarów - wspomina Garcia. - Kiedyś, podczas wycieczki do Europy, na którą pojechałem razem z bratem, powiedziałem mu, że aktorstwo to cel, do którego chcę dążyć ze wszystkich sił i z pełną świadomością. Mój brat był dla mnie właściwie najbliższą osobą. Nigdy nie zdradziłem się z tymi planami przed ojcem czy matką.

- Nie chodzi o to, że próbowałem to ukryć. Rodzina przyszła po prostu na moje pierwsze przedstawienie. Fakt ten wyszedł więc na jaw niejako naturalnie.

Garcia miał większe opory przed ujawnieniem swojego sekretu przyjaciołom.

- Następnego dnia krzyczeliby za mną na ulicy: "Hej, Hollywood, tutaj!" - śmieje się. - Mając takich kumpli, trzeba raczej wstrzymać się z rewelacjami do czasu, aż zobaczą, że masz jakieś sukcesy na koncie.

W "City Island" pojawia się też Alan Arkin, grającego Michaela Malakova, nauczyciela prowadzącego warsztaty, na które uczęszcza Vince. Malakov ma do swojej pracy stosunek dosyć lekceważący. Wydaje się, że nauczanie innych nudzi go i drażni. Garcia zapewnia, że jego mistrzowie byli o wiele lepsi - co okazało się zbawienne, ponieważ trafił w ich ręce jako kompletny naturszczyk.

- Przychodzisz na takie warsztaty z ulicy - mówi Garcia - i nie wiesz nic o aktorstwie. Trzeba zrozumieć istotę tego procesu. W jaki sposób dokonujesz analizy swojego bohatera? W jaki sposób wykonujesz zadanie odegrania konkretnej sceny? To rzemiosło, które - w miarę upływu lat i poprzez inspiracje różnego rodzaju - może stać się formą sztuki. Postacie to zadania przedstawione jako historie. Aktor musi mieć narzędzia i warsztat, który pozwoli mu rozłożyć takie zadanie na czynniki pierwsze.

- Umiejętności te są efektem pracy i lat poświęconych na zgłębianie istoty aktorstwa.

Ale też zdarza się, że aktorowi pomaga życie. Podczas swojego pierwszego przesłuchania, otwartego castingu do roli mężczyzny w średnim wieku w jednym z filmów Martina Scorsese, Vince Rizzo wygłasza monolog, który usłyszał u Tony'ego - tyle, że w trakcie rozmowy. Takie rzeczy zdarzają się nie tylko w "City Island" - mówi Garcia.

- Aktor jest jak sroka albo gąbka - dodaje. - Rejestruje wszystko to, co zasila jego zdolność wnikania w ludzkie zachowania pod kątem konkretnej roli. Zasadnicze znaczenie mają tutaj zmysły obserwacji i wyobraźni, ale też niezwykle ważny jest aspekt nadawania swoim obserwacjom charakteru osobistego, właśnie przez wzgląd na emocjonalne życie odtwarzanej przez aktora postaci. Trzeba wynajdywać te paralele w swoich własnych doświadczeniach. Wszystkie te radości i smutki muszą się skądś brać.

Dla Garcii przełom nadszedł wraz z popularnym serialem telewizyjnym, "Posterunek przy Hill Street" (1981-1987). W odcinku pilotażowym zagrał przykuwającą uwagę postać; potem wracał na plan jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem wcielając się w inną rolę.

- Tak naprawdę nie chodziłem od castingu do castingu - wspomina. - Pracowałem na scenie, głównie grając w pewnym teatrze improwizacji w Los Angeles. Były to późne lata 70. Angażowałem się też często w przedsięwzięcia kabaretowe.

Aktorka Betty Thomas, której w "Posterunku przy Hill Street" przypadła jedna z głównych ról, dostrzegła potencjał Garcii po obejrzeniu jednego z jego występów. Na kolejny zaprosiła dyrektorkę castingu serialu.

- Pani dyrektor szukała młodych zdolnych, nadających się do ról członków gangu i przestępców - chichocze Garcia. - Zaproponowała mi rolę postaci, która pojawia się w pierwszej scenie odcinka pilotażowego. Głośno wykłócałem się w niej z policjantem. Potem kontaktowali się ze mną jeszcze kilka razy, proponując role w stylu "Zbir nr 4". Nie był to żaden regularny angaż.

Od epizodów do wielkich kreacji

Tym kontaktem Garcia "złapał przyczółek" - i wkrótce zaczął otrzymywać propozycje niewielkich ról w produkcjach filmowych i telewizyjnych. W 1986 roku zagrał u boku Jeffa Bridgesa w "8 milionów sposobów, aby umrzeć" Hala Ashby'ego - a już rok później zyskał uznanie i sławę, wcielając się w pełnego zapału policyjnego agenta w "Nietykalnych" Briana De Palmy. Posypały się konkretne role: Garcia zagrał w "Czarnym deszczu" (1989), "Wydziale wewnętrznym" (1990), "Przypadkowym bohaterze" (1992), "Kiedy mężczyzna kocha kobietę" (1994) i "Modigliani, pasja tworzenia" (2004). W 1990 roku został też Vincentem "Vinniem" Mancinim, nieślubnym synem Santino Corleone w trzeciej części "Ojca chrzestnego" Francisa Forda Coppoli. Rola ta przypieczętowała jego status jednego z czołowych aktorów i gwiazdora Hollywood.

Andy Garcia miał jednak jeszcze ambicje innej natury. W 2005 roku, zmotywowany świeżym sukcesem "Ocean's Eleven" i "Ocean's Twelve" - gdzie grał bezwzględnego właściciela kasyna, Terry'ego Benedicta, rywalizującego z George'em Clooneyem o względy ślicznej Julii Roberts - włożył wszystkie doświadczenia zebrane przez ponad dwadzieścia lat kariery aktorskiej w swój reżyserski debiut.

Obraz "Hawana - miasto utracone" czerpał z osobistych przeżyć aktora jako kubańskiego emigranta. Garcia nie tylko wyreżyserował film, ale też wyprodukował go, skomponował do niego muzykę i zagrał w nim główną rolę.

Aktor wyreżyserował również kilka odcinków seriali "George Lopez" i "Dowody zbrodni". Obecnie pracuje nad dwoma nowymi projektami.

- Reżyser musi być jak jedno liczne audytorium - mówi Garcia. - Pamiętam jedną rzecz, którą powiedział mi i Jeffowi Hal Ashby, kiedy pracowaliśmy nad "8 milionów sposobów, aby umrzeć". Trzeba pamiętać, że był to film w dużej mierze oparty na improwizacji. A więc, Hal powiedział: "W 99 procentach przypadków, kiedy reżyser daje aktorowi jakąś wskazówkę, wyrządza mu niedźwiedzią przysługę".

- Hal wychodził z założenia, że, jeśli wybrało się do roli aktora, który naprawdę wie, co robi, to będzie on wiedział również, jak przeprawić się przez rzekę, gdy most się zawali, a on sam utknie w martwym punkcie. Jeśli jednak damy takiemu aktorowi konkretną wskazówkę, pozbawimy go możliwości odbycia tej podróży i dokonania jego autorskiej interpretacji zadania.

- Jako reżyser lubię stwarzać przestrzeń, w której aktorzy mogą się odprężyć na tyle, aby mogli uruchamiać te zdolności interpretacyjne. Jeśli mam akurat jakiś pomysł, staram się przekazać go im w taki sposób, aby nie ukierunkowywać ich na konkretny zamysł czy rezultat.

Kolejnym filmem z udziałem Garcii, jaki zobaczymy w kinach, będzie "Georgia" - obraz opowiadający o niedawnej wojnie pomiędzy Rosją a Gruzją. Aktor gra wciela się w nim w gruzińskiego prezydenta Micheila Saakaszwilego.

Miał zaledwie 36 godzin, by przygotować się do roli - absolutne minimum, by zapoznać się z archiwalnymi materiałami telewizyjnymi dotyczącymi kontrowersyjnego przywódcy i odbyć trzygodzinną sesję z nauczycielem dialektu. Garcia zdążył też spędzić jedno popołudnie w towarzystwie Saakaszwilego, a następnego ranka już pracował na planie w apartamentach gruzińskiego przywódcy.

Zobacz, jak Andy Garcia wcielił się w prezydenta Gruzji:

- Dwa dni później zakończyłem zdjęcia i wyjechałem z Gruzji - mówi. - To była swoista "improwizacja na temat". Czasami taki system pracy lepiej się sprawdza. Ma to związek z zaprawą, jaką dał mi teatr improwizacji, gdzie aktor wychodzi na scenę i musi zbudować dziesięciominutową scenkę na podstawie pomysłu, który podrzuca mu publiczność. Nauczyło mnie to nie bać się i nie przejmować ewentualną porażką - i że właściwie nie ma takiej rzeczy, jak porażka, tylko sam proces kreowania roli.

- Czasami, kiedy rzucasz się w nieznane, swoboda może okazać się lepsza, niż dziesięć lat poświęconych na przygotowanie konkretnej roli - mówi Garcia. - Pod tym względem jestem nieco lekkomyślny - czy też może po prostu nie odczuwam lęku. Kocham ten proces tworzenia, w którym uczestniczę razem z moimi kolegami po fachu.

- Chodźmy, zagrajmy coś.

Karl Rozemer

"New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times Syndicate
Dowiedz się więcej na temat: Andy Garcia | NAD | warsztaty | Hollywood | Long Island | film | city | aktor | Andy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy