Andrzej Wajda: Sceny do zapamiętania na całe życie
W jego kinie jest wiele niezapomnianych momentów i scen, które przeszły do historii światowego kina.. "Od niego nauczyłem się, że sceny w filmie powinny być wyraziste, do zapamiętania na całe życie" - tak Janusz Morgenstern wspominała początki współpracy z reżyserem "Popiołu i diamentu". Gdyby żył, 6 marca Andrzej Wajda obchodziłby 95. urodziny.
Andrzej Wajda zawdzięcza swojemu ówczesnemu asystentowi Januszowie Morgensternowi nie tylko scenę z płonącymi kieliszkami w "Popiele i diamencie" , ale również odtwórcę głównej roli w tym filmie - Zbigniewa Cybulskiego. "Powiedziałem mu: Zbyszek widział filmy z Jamesem Deanem i się nimi zachwycił. To chyba jakoś zadziałało na Andrzeja. Ostatecznie przekonał się, widząc, jak Zbyszek zagrał na zdjęciach próbnych scenę w klozecie - chwiał się, stojąc w drzwiach. Był na zupełnym luzie" - wspominał w jednym z wywiadów Morgenstern.
Aspirujący reżyser pracował już z Wajdą przy wcześniejszym filmie artysty - przełomowym "Kanale". Już wtedy Morgenstern ujawnił swój talent w konstruowaniu scen, które na długo zapadły później w pamięci widzów.
"Przy 'Kanale' Andrzej dał mi zadanie - wymyślić takie wprowadzenie do filmu, żeby od razu 'wziąć widza za mordę'. Zaproponowałem długie ujęcie, w którym głos zza kadru przedstawia kolejno bohaterów i, co więcej, wybiega w przyszłość - mówi, ile każdemu z nich zostało dni życia. To od razu dawało filmowi napięcie" - mówił Morgenstern.
Jak jednak Morgenstern wpadł na pomysł podpalenia kieliszków z wódką w barowej scenie między Maćkiem Chełmickim (Cybulski) a jego przełożonym Andrzejem (Adam Pawlikowski)? "Pamiętałem (...), że u nas w domu dziadek podczas rodzinnych uroczystości podawał spirytus w małych, graniastych kieliszkach" - Morgenstern odwołał się do wspomnień z dzieciństwa. Dodał, że płonący spirytus często widział na wojnie.
Scena z płonącymi kieliszkami ocaliła także od zapomnienia jednego z najwspanialszych i najbardziej tajemniczych polskich aktorów - Adama Pawlikowskiego. Był nie tylko aktorem, lecz również melomanem, muzykiem (świetnie grał na okarynie) i dziennikarzem. Popełnił samobójstwo w 1976 roku, wyskakując z okna swojego mieszkania.
W twórczości Andrzeja Wajdy znajdziemy również jedną z najlepszych scen erotycznych w historii polskiego kina. Chodzi o miłosne zbliżenie w karocy między bohaterami "Ziemi obiecanej": Karolem Borowieckim (Daniel Olbrychski) i Lucy Zuckerową (Kalina Jędrusik). Co ciekawe, w oryginalnej wersji ekranizacji powieści Reymonta Olbrychski miał z Jędrusik dwie sceny erotyczne - słynniejszą, w pociągu, którą reżyser usunął jednak przy montażu odnowionej wersji filmu, jaka ukazała się na DVD.
Daniel Olbrychski wspomina, że dla niego "drastyczniejsza" była właśnie scena w karocy. "Kalina daje mi w niej depeszę przeznaczoną dla jej męża, z której wynika, że ceny bawełny pójdą w górę, a ja dzięki tej wiedzy będę mógł zbić fortunę. Otwieram dach od karety i krzyczę na całą Łódź, że to triumf. Przeczytawszy o tym w scenariuszu jakieś trzy miesiące przed zdjęciami, uświadomiłem sobie, że ręce będę miał zajęte depeszą, a Kalina siedząca naprzeciwko mnie w pewnym momencie zanurkuje w dół. Będę grał radość z depeszy i z tego, co ona robi mi pod kadrem" - wspominał po latach aktor.
"Pomyślałem więc, że moja cudowna koleżanka nie omieszka zobaczyć tego i owego. Przez czystą ciekawość, chęć udowodnienia mi, jak to jest z kobietą zmysłową. Niedługo potem pojechałem na Tydzień Filmu Polskiego w Danii, wówczas siedliska wszelkiej rozpusty. Tam w sex-shopie kupiłem paczkę czarnych prezerwatyw. No i kręcimy w Łodzi 'Ziemię obiecaną'. Za kamerą jest Edek Kłosiński. Mówi, że możemy zaczynać. To ja: "Chwileczkę. Muszę siku". No i wiadomo, co zrobiłem z prezerwatywą. Już przy pierwszym dublu przekonuję się, że miałem rację. Przy drugim dublu już się do mnie nie odzywa. Widzę, że jest speszona, choć pokrywa to aktorstwem. Przez następne dwa dni Kalina nie schodzi na śniadania w hotelu, ledwie odpowiada na moje dzień dobry. Myślę: 'Cholera, strasznie ją czymś obraziłem'. W pewnym momencie podchodzi do mnie Kłosiński: 'Kalina strasznie cię przeprasza. Nie wiem za co, ale mam ci powiedzieć, że czarne też jest piękne" - ujawnił Olbrychski.
Ciekawostką pozostaje fakt, że pierwotnie rolę Lucy Zuckerowej miała zagrać Violetta Villas. Piosenkarka nie przybyła jednak na ostatnią próbę kostiumów, informując Wajdę w nagłym telegramie, że wszystkiemu winien jest... czarny kot, który niespodziewanie przebiegł jej drogę.
Jednym z najbardziej niezwykłych filmów w twórczości Andrzeja Wajdy jest osobisty obraz "Wszystko na sprzedaż", nakręcony przez reżysera po śmierci Zbyszka Cybulskiego. Film zaliczany jest dzisiaj przez teoretyków kina, obok "Osiem i pół" Federico Felliniego i "Nocy amerykańskiej" Francoisa Truffauta, do klasyków filmowego autotematyzmu, czyli filmów, które opowiadają o samym kinie.
W istocie fabuła "Wszystko na sprzedaż" koncentruje się wokół ekipy filmowej, która na planie kręconego filmu boryka się z brakiem odtwórcy głównej roli. W roli reżysera miał pojawić się sam Wajda, ostatecznie zagrał go Andrzej Łapicki. Żonę reżysera zagrała jednak ówczesna żona Wajdy - Beata Tyszkiewicz; we "Wszystko na sprzedaż", pod własnymi imionami, wystąpili też inni aktorzy, którzy tworzyli skupione wokół Wajdy i Cybulskiego środowisko filmowe: Daniel Olbrychski, Bogumił Kobiela, Elżbieta Czyżewska.
Są w tym filmie bardziej spektakularne momenty, niż ten, w którym Elżbieta Czyżewska wykonuje wśród rozbawionego towarzystwa samotny taniec - nieme, lecz rozpaczliwe wezwanie miłości. Pragnienie bycia kochaną.
Oglądając po latach tą scenę, doceniamy jednak nie tylko jej dekadenckie piękno (wygląda trochę jak sekwencja z "Nocnego kowboja" Johna Schlesingera, prawda?), lecz również jej niezwykłą profetyczną siłę. Krzysztof Mętrak w recenzji z "Wszystko na sprzedaż" zauważył, że kręcąc film o Cybulskim, Wajda tak naprawdę nakręcił film o sobie. Dziś, już po śmierci Elżbiety Czyżewskiej, możemy traktować też "Wszystko na sprzedaż" jako czułe epitafium dla jednej z najbardziej niezwykłych polskich aktorek.
"Niewinni czarodzieje" nie są uznawane za ważną pozycję w kinematograficznym dorobku Wajdy. Uważa się ten film za rodzaj wybryku, chęć przypodobania się młodej widowni. Rzeczywiście, oglądani dzisiaj "Niewinni czarodzieje" wyglądają bardziej na film Jerzego Skolimowskiego (który jest współautorem scenariusza), niż Wajdy. Sam reżyser nazwał go zresztą "jednym z najbardziej obojętnych politycznie filmów", jakie zrealizował.
"Musi być boks, musi być jazz, musi być fajny facet, który ma skuter i spotyka fajne dziewczyny, udaje mu się albo nie i do tego ma czasem refleksje" - artystyczne credo Skolimowskiego dalekie było od tematów, które w kinie interesowały Wajdę.
"Niewinni czarodzieje" szybko stały się jednak filmem kultowym, porównywanym do innego młodzieżowego obrazu tamtej epoki "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgensterna. W obrazie zobaczyć możemy na ekranie tak ważne postaci polskiego kina, jak: Jerzy Skolimowski, Roman Polański, Krzysztof Komeda i Tadeusz Łomnicki, który w nietypowej dla siebie fryzurze wcielił się w główną postać Bazylego. To właśnie między Bazylim a graną przez Krystynę Stypułkowską Pelagią (imiona bohaterów do dziś trącą myszką!) rozgrywa się jeden z najlepszych momentów tego filmu.
Ta niewinna scena erotyczna, zakończona wstydliwym striptizem Krystyny Stypułkowskiej (to był jej aktorski debiut, nie zrobiła jednak kariery, wystąpiła potem jeszcze tylko w kilku filmach) to z pewnością pomysł Skolimowskiego. Jedną z najwspanialszych cech Andrzeja Wajdy jako reżysera jest jednak to, że zawsze otaczał się właściwymi ludźmi.
Jak większość rasowych XX-wiecznych reżyserów (Akira Kurosawa, Sam Peckinpah, John Ford), Andrzej Wajda kochał konie. Firmowym znakiem polskiego twórcy stała się figura białego konia, którą reżyser wykorzystywał w wielu swoich filmach.
Daniel Olbrychski opowiedział kiedyś o praktycznych powodach, dla których potrzebny był Wajdzie w filmie właśnie biały koń.
"Na początku 'Popiołu i diamentu' potrzeba była symboliczna scena - jak z 'Orki' Chełmońskiego. Tam jest, zdaje się, gniady koń. Ekspozycja szybko siadła, czułość taśmy była wtedy o wiele mniejsza, niż obecnie. Operator Jerzy Wójcik powiedział: 'W żaden sposób tego nie doświetlę. Muszę mieć coś jaśniejszego". "No to dam białego konia' - odpowiedział Wajda" - wspominał po latach Daniel Olbrychski.
Co symbolizuje biały koń? Z tym jest więcej interpretacyjnych problemów. Kiedy Krzysztof Zanussi w końcowej scenie swej romantycznej komedii "Serce na dłoni" pokazał białego konia, było jasne, że odwołuje się nie tylko do twórczości Wajdy, ale do całej spuścizny polskiej szkoły filmowej. Jaki znak twój? Koń biały!
Najsłynniejszą konną sceną w twórczości Andrzeja Wajdy jest jednak odtworzenie szarży polskiej kawalerii na niemieckie czołgi w "Lotnej" według powieści Wojciecha Żukrowskiego.Tytułowa Lotna jest imieniem konia towarzyszącego szwadronowi polskich ułanów. Scena z "Lotnej" wywołała spore kontrowersje, głównie z powodu historycznej nieścisłości - obraz szarżujących ułanów, porywających się na czołgi przeciwników, miał być tylko utrwaleniem kłamliwego stereotypu, propagowanego przez niemiecką propagandę.To już jednak pole bitwy dla historyków, nie miłośników kina.
----------------------
Przy sporządzaniu powyższego zestawienia korzystałem z opracowania Jacka Szczerby "Alfabet Andrzeja Wajdy" oraz z prasowych wywiadów z Januszem Morgensternem i Danielem Olbrychskim.