Amerykański sukces Małgorzaty Zajączkowskiej. Krytycy są zachwyceni
Na festiwalu South By South West odbyła się światowa premiera filmu Lisy Stein "Late Bloomers", w której w jednej z głównych ról oglądać możemy Małgorzatę Zajączkowską. Amerykańscy krytycy są zachwyceni rolą polskiej aktorki.
"Late Bloomers" w reżyserii Lisy Stein miał światową premierę na trwającym właśnie amerykańskim festiwalu filmowym South By South West.
To opowieść o pochodzącej z Brooklynu 28-letniej Louise (gwiazda "Strażników Galaktyki" Karen Gillan), która ma wypadek po pijaku i ze złamaniem stawu biodrowego trafia na rehabilitację, gdzie spotyka mającą problemy z poruszaniem się starszą Polkę Antoninę (Małgorzata Zajączkowska). Mimo że kobieta nie mówi po angielsku, między bohaterkami rodzi się rodzaj przyjacielskiej relacji.
"Late Bloomers" spotkał się z ciepłym przyjęciem amerykańskiej prasy, która chwali kreację polskiej aktorki. Damon Wise z portalu Deadline żałuje, że reżyserka koncentruje się na pokazywaniu związanych z dojrzewaniem rozterek młodszej bohaterki, zamiast skupić się na kobiecie, która "bez wysiłku i wstydu" prezentuje na ekranie "sztukę starzenia się".
"Zajączkowska łatwo mogła uczynić z Antoniny karykaturalną postać. Udało jej się jednak uniknąć tej pokusy zaledwie kilkoma krótkimi ujęciami, kiedy jej groźna twarz zmienia się i ukazuje ukryte człowieczeństwo" - dodawał na łamach portalu The Playlist Jason Bailey.
"To postać zagrana na ostrzu brzytwy i musiałam się mocno postarać, żeby się po tym ostrzu nie ześlizgnąć i nie zrobić z niej postaci karykaturalnej" - Elżbieta Zajączkowska powiedziała Przemysławowi Guldzie (Wp.pl), dodając, że w związku z innymi zawodowymi zobowiązaniami, nie mogła wziąć udziału w premierze filmu.
"Gram w Teatrze Polonia w Warszawie. Ale bardzo, bardzo żałuję. Oczywiście szybko dotarły do mnie wiadomości o tym, że film został bardzo ciepło przyjęty po pierwszym pokazie. Nie mogłam mieć wspanialszego poniedziałku" - wyznała aktorka.
I dodała, że początkowo uznano, że jest za młoda, by zagrać w "Late Bloomers".
"Reżyserka i scenarzystka szukały aktorki, Polki, która jest w stanie swobodnie porozumiewać się po angielsku. Co prawda rola miała być zagrana po polsku, ale chodziło o komunikowanie się na angielskojęzycznym planie. Miałam zdjęcia próbne, ale okazało się, że nie mieszczę się w widełkach wiekowych" - ujawniła aktorka, dodając, że rolę zawdzięcza swojemu agentowi, który wysłał producentom zdjęcia pokazujące, że potrafi zagrać osoby w różnym wieku.
Małgorzata Zajączkowska urodziła się 31 stycznia 1956 roku w Warszawie. W 1979 roku ukończyła PWST w Warszawie. Debiutowała w Teatrze Narodowym za dyrekcji Adama Hanuszkiewicza w spektaklu "Pierwsze ostrzeżenie" A. Strindberga. Uczyła w warszawskiej Akademii Teatralnej i w Studio Teatralnym przy Teatrze Żydowskim.
Na wielkim ekranie zadebiutowała jeszcze jako studentka w filmie Agnieszki Holland "Zdjęcia próbne". Zagrała w kolejnych obrazach: "Bez miłości" Barbary Sass, "Constans" Krzysztofa Zanussiego, "Dziecinnych pytaniach" Janusza Zaorskiego.
Cztery dni przed ogłoszeniem stanu wojennego pojechała do Paryża, by odwiedzić przyjaciółkę, Joannę Pacułę. Powrót do kraju okazał się trudniejszy, niż mogła przypuszczać. Gdy w końcu miała wracać, niespodziewanie zadzwoniła z propozycją roli Agnieszka Holland. Następnie zagrała w "Dantonie" (1982) Andrzeja Wajdy i otrzymała stypendium Forda.
Niedługo potem poznała przyszłego męża Karola Steina. Wyjechali do USA. Zamieszkali na Manhattanie. Gdy uzyskała stypendium na New York University, zaczęła funkcjonować jako Margaret Sophie Stein.
W 1988 roku, kiedy była w siódmym miesiącu ciąży, dowiedziała się, że Paul Mazursky planuje zekranizowanie książki "Wrogowie". Wysłała do reżysera zdjęcie i list, że marzy o roli Jadwigi. Odpowiedź nadeszła po kilku miesiącach. Spotkali się, po rozmowie dostała rolę. Tak zadebiutowała w USA.
W filmie "Wrogowie" partnerowała Anjelice Houston, ta rola otworzyła jej drogę do wielkiego sukcesu w Stanach Zjednoczonych. Potem zagrała w "Rodzinie Sary. Anons", wyprodukowanym przez Glenn Close. W "Strzałach na Broadwayu" Woody'ego Allena wcieliła się w Lilly. Ostatnią rolę zagrała u boku Sary Michelle Gellar w "Nieodpartym uroku".
W Stanach Zjednoczonych zachwyciła krytykę do tego stopnia, iż sądzono, że polska aktorka zostanie nominowana do Oscara. Niestety tak się nie stało...
Po siedmiu latach rozpadło się jej małżeństwo. Od tego momentu sama wychowywała syna. Po rozwodzie w 1999 roku wróciła z synem do Polski. Innym z powodów, dla którego zdecydowała się na powrót, były ograniczone możliwości zawodowe.
"Wiedziałam, że nikt dużych pieniędzy na mnie nie wyłoży. Poza tym słowiański akcent. Grałam Węgierkę, Holenderkę, Rosjankę, Polkę, Czeszkę, jakoś nie Amerykankę. Więc zebrałam się i przyjechałam" - Zajączkowska mówiła w rozmowie z "Tele Tygodniem"
Choć nigdy nie żałowała powrotu do kraju, to na początku wcale nie było jej łatwo. Na nowo musiała udowadniać, że jest dobrą aktorką, uważała, że otrzymuje role z drugiej ręki. Przełomem okazała się rola w "Złotopolskich", lecz to nadal nie było to, do czego dążyła.
Powróciła na duży ekran, zagrała w "Żółtym szaliku" Janusza Morgensterna. Satysfakcję sprawił jej udział w "Pogodzie na jutro" Jerzego Stuhra. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i sama organizować sobie pracę. Tak powstała sztuka "Kocham O'Keeffe", gdzie występowała z Krzysztofem Kolbergerem. I spektakl "Matematyka miłości" Esther Vilar z muzyką Astora Piazzolli w reżyserii Alicji Albrecht.
W 2015 roku Zajączkowska zagrała - jak twierdzi - najważniejszą rolę w swojej karierze. Za występ w debiucie fabularnym Marcina Bortkiewicza "Noc Walpurgi", gdzie wcieliła się w postać operowej diwy Nory Sedler, Zajączkowska otrzymała Jantara na festiwalu Młodzi i Film. Statuetka trafiła w ręce aktorki za "brawurowe i bezgraniczne oddanie się roli w ramach ryzykownej konwencji“.