"Amazing Grace: Aretha Franklin": Premiera spóźniona o pół wieku
"Amazing Grace: Aretha Franklin", dokument o gospelowym koncercie "królowej soulu" - od 15 listopada w polskich kinach. Film ze zdjęciami autorstwa Sydneya Pollacka - m.in. z powodu niedociągnięć technicznych - przeleżał niemal pół wieku na półce.
Przez dwie styczniowe noce w 1972 roku w kościele baptystów w Los Angeles znakomity reżyser Sydney Pollack ("Tootsie", "Pożegnanie z Afryką", "Firma") rejestrował materiał z koncertów Arethy Franklin.
Nazywana królową soulu artystka nagrywała wtedy album "Amazing Grace" z najsłynniejszymi kompozycjami gospel. Za wydaną w tym samym roku płytę Franklin otrzymała nagrodę Grammy. "Amazing Grace" w samych Stanach Zjednoczonych sprzedała się w ponad dwóch milionach sztuk, co uczyniło ją najbardziej kasową płytą muzyki gospel w historii.
Wytwórnia Warner chciała wyprodukować film z tych dwóch koncertów. Zatrudniła Sydneya Pollacka i ten nagrał ponad 20 godzin materiału na taśmach 16 mm.
Reżyser nie zadbał jednak o synchronizację obrazu z dźwiękiem i z tego powodu montaż materiału był bardzo utrudniony. Przez miesiące pracy ekipie nie udało się zmontować ani jednej pełnej piosenki.
W połowie 1972 r., kiedy Franklin wydała album "Amazing Grace", film nie był jeszcze gotowy. Sydney Pollack kilka razy próbował powrócić do tego materiału, ale inne zobowiązania i brak możliwości technicznych nie pozwalały mu dokończyć zadania.
Reżyser "Tootsie" zmarł w 2008 roku. Wtedy materiałem zainteresował się kompozytor współpracujący m.in. z Philem Collinsem i Princem, Alan Elliott. Zorganizował zespół ludzi, którzy przy użyciu niedostępnej trzy dekady wcześniej technologii zmontowali materiał. Jednak Aretha nie chciała się zgodzić na jego publikację. Jak wspomina Elliott w rozmowie z "Guardianem", Franklin najpierw chciała kilka milionów dolarów za zgodę, potem na przeszkodzie stanął jej stan zdrowia.
Wokalistka zmarła w 2018 roku. Jej rodzina uznała, że warto dokończyć projekt i dała Elliottowi zielone światło.
Podczas każdego z dwóch wieczorów w 1972 r. Aretha wykonała kilkanaście utworów. Na scenie towarzyszył jej chór gospel z południowej Kalifornii pod dyrekcją Aleksandra Hamiltona.
Wraz z Arethą śpiewał i grał na fortepianie, nazywany "królem gospel", James Cleveland. Muzyk zapowiadał występy Franklin, opowiadał o wykonywanych utworach. Koncert Arethy rozpoczął słowami: "Wystąpi młoda dama, która potrafi zaśpiewać wszystko".
W kościele wystąpili wtedy też m.in. basista Chuck Rainey oraz perkusista Bernard Pretty Purdie, który współpracował m.in. z Jamesem Brownem oraz The Rolling Stones. Dwóch Stonesów pojawiło się zresztą na widowni podczas koncertu Arethy. Na zdjęciach widać tańczących i śpiewających Micka Jaggera i Charliego Wattsa.
Wokalista i perkusista The Rolling Stones nagrywali wtedy w Los Angeles album "Exile on Main St.", na którym słychać inspiracje muzyką gospel.
Film pokazuje nie tylko same występy Arethy Franklin. Znalazły się również zdjęcia sprzed koncertu, ujęcia próbujących muzyków. Są zdjęcia żywo reagujących na piosenki fanów na widowni, pojawia się ojciec wokalistki, duchowny C.L. Franklin. Widać też mentorkę Arethy, jedną z najsłynniejszych wokalistek gospel, Clarę Ward.
Alan Elliott zmontował film tak, że znalazły się w nim również ujęcia ekipy filmowej. Widać Sydneya Pollacka, robiących zdjęcia operatorów.
Sama Aretha, kilka razy zmieniająca garderobę, zabiera głos tylko kilka razy i to w banalnych sprawach, na przykład prosi o wodę albo o zagranie jednej z piosenek jeszcze raz. Jednak jej głos, jak pisze recenzent amerykańskiego National Public Radio, "wywołuje nieprzerwane dreszcze". Magazyn "Rolling Stone" napisał, że ten występ sprawia, że ma się wrażenie ujrzenia twarzy Boga.
Na ekranie można zobaczyć członków chóru oraz fanów na widowni, którzy podczas śpiewu Arethy Franklin płaczą, obejmują się, tańczą, modlą. Wygląda na to, że dla wielu ten koncert był czymś więcej niż tylko przeżyciem muzycznym.