Reklama

Aktor panikował... w trumnie

Ryan Reynolds przyznał, że na planie swojego nowego filmu - "Pogrzebany" - miał ataki paniki ze względu na przedstawione w nim klaustrofobiczne sceny.

Gwiazdor "Narzeczonego mimo woli" w nowym thrillerze w reżyserii Rodrigo Cortesa wciela się w rolę Amerykanina, pracującego w Iraku, pogrzebanego żywcem w trumnie z telefonem komórkowym i zapalniczką w kieszeni.

Reynolds wyznał, że ze względu na ograniczoną przestrzeń, w której przyszło mu pracować, podczas zdjęć do filmu zdarzyły mu się napady prawdziwej paniki.

"Klaustrofobia to pierwotny strach, który siedzi w każdym. Kiedy byłem tam zamknięty, miałem ataki całkowitej paniki" - zdradził 34-letni aktor, a prywatnie mąż gwiazdy Scarlett Johansson.

Reklama

"Na klatce piersiowej przymocowano mi mikrofon, więc ekipa wiedziała, kiedy zaczyna się mój napad, ponieważ moje serce zaczynało bić znacznie szybciej. Były też takie momenty, kiedy niełatwo było mi wydostać się z tej trumny, więc musiałem tam leżeć z 30 kilogramami drewna przyciśniętymi do mojej klatki piersiowej, dlatego nic dziwnego, że zaczynałem wtedy panikować" - dodał.

Pomimo strachu, jakiego doświadczył na planie tej produkcji, kanadyjski gwiazdor twierdzi, że rola w "Pogrzebanym" nie wymagała od niego wielu przygotowań.

"Jeśli chodzi o przygotowania, to niewiele mogłem zrobić. Ten facet doświadcza tam czegoś niecodziennego. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić wcześniej, jak to będzie, więc przygotowania zajmowały mi jedynie chwilę przed zdjęciami. Chciałem wejść wcześniej do trumny i zobaczyć, czy się w niej zmieszczę, wskoczyłem więc do niej i powiedziałem: 'Pasuje, zaczynajmy!'" - powiedział Reynolds, jak donosi portal Contactmusic.com.

Film "Pogrzebany" wejdzie na ekrany polskich kin 26 listopada.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Ryan Reynolds | gwiazdor | aktor | trumny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy