Agnieszka Holland oskarża Zbigniewa Ziobrę o szerzenie "mowy nienawiści"
Agnieszka Holland oskarżyła Zbigniewa Ziobrę o szerzenie "mowy nienawiści", po tym, jak minister sprawiedliwości porównał reżyserkę "Zielonej granicy" do nazistowskich propagandystów. Światowa premiera filmu Holland odbyła się we wtorek, 5 września, na festiwalu filmowym w Wenecji.
"W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland" - napisał w poniedziałek na Twitterze minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
W rozmowie z portalem Variety polska reżyserka ujawniła, że planuje oskarżyć Zbigniewa Ziobrę o zniesławienie, sugerując, że wpis ministra sprawiedliwości to przykład "mowy nienawiści".
"To, co powiedział, nie było wymierzone w film, którego nie widział; to było o mnie" - Holland powiedziała portalowi Variety. ", Mówił, że [kiedyś] od antypolskiej propagandy naziści mieli Goebbelsa, teraz mają zaś Agnieszkę Holland. To skrajna przesada, nawet jak na standardy tej [rządzącej] partii" - dodała reżyserka.
"Oskarżyć mnie o bycie nazistką jest odrobinę nieprzyzwoite. Zwłaszcza mając na uwadze moją osobistą historię jako wnuczki ofiar Holokaustu i córki kobiety, która walczyła w Powstaniu Warszawskim. Tego już za wiele" - stwierdziła Holland.
Reżyserka "Zielonej granicy" przyznała jednak w Wenecji, że spodziewała się takiej reakcji polityków PiS na swój film, który opowiada o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy.
"Spodziewaliśmy, że się wściekną. Boją się tego tematu. Wiedzą, że mówimy prawdę (...) Nie spodziewali się, że będziemy o tym głośno mówić i że nasz głos będzie słyszany w tak wielu miejscach" - powiedziała Holland.
Pokaz filmu Agnieszki Holland "Zielona granica" na festiwalu filmowym w Wenecji zakończył się 15-minutową owacją na stojąco. "Dzieło ważne, jeden z mocniejszych filmów Agnieszki Holland. Film, który przetrwa" - pisze dla Interii Łukasz Maciejewski.
"O ten film biją się już wszystkie ważne międzynarodowe festiwale. Od Toronto po Nowy Jork. Nie, nie chodzi wcale o to, że świat szydzi z nienawiści do Polski, albo tak bardzo kocha Holland. Temat to za mało. Liczy się scenariusz, zdjęcia, reżyseria, aktorstwo, muzyka. I fakt, że to dzieło ważne, jeden z mocniejszych filmów Agnieszki Holland, film, który przetrwa, ponieważ ma wydźwięk uniwersalny, niezależnie od skali agresji, nieprawdziwych informacji, mowy nienawiści towarzyszących premierze. To minie, wszystko minie, będzie nikczemnym, mało znaczącym śladem, a kino pozostanie. Przetrwa, bo jest wspaniałe. Film o człowieku, człowieczeństwie. O tym, że krzywdy nigdy nie są niezawinione" - pisał dla Interii Łukasz Maciejewski.
Dzieło Holland chwalą również włoscy krytycy.
"Film, który za pomocą potężnych i rozdzierających serce obrazów przemawia do serca widza i zachęca go do refleksji nad wyborami etycznymi, z którymi każdy człowiek musi zmierzyć się codziennie" - czytamy na stronie włoskiego Sky News.
"Wybitny film, który, szukając przyczyn w przeszłości, skupia się na teraźniejszości, aby zrozumieć, co może wydarzyć się w naszej przyszłości" - ocenia dziennik "Il Fatto Quotidiano".
Z kolei portal Sentieri Selvaggi docenia humanitarny charakter dzieła Holland. "Kino (...), które ujawnia to, co być może już wiemy, ale nie umiemy tego dostrzec, pozostawiając te obszary lądu lub morza niewidzialnymi w obliczu dominujących tematów medialnych" - czytamy na stronie serwisu.
Polska premiera filmu zaplanowana jest na 22 września.
- Początkowo planowaliśmy, by trafił do kin po wyborach. W momencie, kiedy przyjęto nas do Wenecji, było jasne, że w przestrzeni publicznej pojawi się dużo wiadomości na temat filmu, w tym ataków, których widownia nie będzie mogła skonfrontować, bo filmu nie ma. To byłoby bez sensu. Uznaliśmy, że trzeba go wypuścić jak najszybciej po weneckiej premierze. Co ciekawe, wielu z moich znajomych, nawet nie tyle związanych aktywnie z opozycją, co po prostu niechcących, żeby PiS ponownie wygrał, przekonywało, że może lepiej się wstrzymać, bo to tylko ich sprowokuje i zmobilizuje. Temat uchodźców używany jest teraz do propagandy, co widać na przykład w pytaniach referendalnych. Pomyślałam jednak, że nie może być tak, że jest tylko jedna narracja. Po to zrobiłam ten film, by dać głos tym, którzy go nie mają - mówiła w rozmowie z Interią Agnieszka Holland.
Do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy Agnieszka Holland publicznie nawiązała już we wrześniu 2021 podczas gali zakończenia Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie otrzymała Platynowe Lwy.
"Trudno mi dzisiaj cieszyć się naszym świętem, jeżeli sobie uświadamiam, że coś takiego dzieje się bardzo niedaleko od nas, na granicach naszego kraju, że umierają tam ludzie (...). Nie mogę nie myśleć o tym, że dzieje się to niejako za naszym przyzwoleniem, że naszą obojętnością, lękiem, bezradnością godzimy się na to. Wiem doskonale, że każde państwo ma prawo by strzec swoich granic" - mówiła. "Umierają tam ludzie, których jedynym grzechem jest to, że są inni i którzy chcą czuć się bezpiecznie. I nie mogę nie myśleć, że dzieje się to niejako za naszym przyzwoleniem Że naszą bezradnością godzimy się na to" - kontynuowała Holland.
"Każde państwo ma prawo, by strzec swoich granic, ale żadne demokratyczne państwo nie może pozwolić na to, żeby niewinni, bezbronni ludzie umierali na jego granicach. Umierali w milczeniu tak jak bohaterowie moich filmów - w strachu, samotności, bez pomocy" - zaznaczyła stanowczo reżyserka.
"Nie godzę się na to, żeby obsadzać żołnierzy polskiej Straży Granicznej w rolach strażników Muru Berlińskiego z byłego NRD. Nie godzę się na to, by okoliczna ludność grała rolę donosicieli i żeby zanim podadzą chleb głodnemu, dzwonili na policję. To obciąża nas wszystkich strasznie jako wspólnotę" - podsumowała Holland. Za swoje wystąpienie została uhonorowana przez publiczność owacją na stojąco.