Reklama

57. festiwal filmowy w Karlowych Warach 2023: Brawa za kichnięcie

Karlowe Wary nie sprawiły zawodu. 57. już edycja jednego z największych międzynarodowych festiwali w tej części Europy, wyglądała jednak trochę inaczej niż kilka poprzednich.

Karlowe Wary nie sprawiły zawodu. 57. już edycja jednego z największych międzynarodowych festiwali w tej części Europy, wyglądała jednak trochę inaczej niż kilka poprzednich.
W Karlowych Warach nie brakowało w tym roku gwiazd. Na festiwalu pojawili się m.in. Michael Fassbender, Alicia Vikander i Russell Crowe /Gabriel Kuchta /Getty Images

Zapomnieliśmy w zasadzie o pandemii. O ile jeszcze w ubiegłym roku organizatorzy oszczędnie powracali do charakterystycznych, towarzyszących festiwalowi imprez, pojawiały się maseczki i płyny dezynfekujące, o tyle początek tegorocznego lata w Karlowych Warach był jedną wielką dyskoteką. Wracając z ostatnich projekcji do hotelu, ciężko było się przebić przez tłum rozentuzjazmowanej młodzieży, tańczącej, używającej życia, bawiącej się do białego rana. Jeżeli ograniczenia społeczne czy sanitarne pojawiały się gdziekolwiek, to jedynie w filmach, a i to z pewnym zawstydzeniem, bez polotu. Temat drugoplanowy, wstydliwie wypierany.

Podobnie zresztą jak wojna w Ukrainie. Wprawdzie więcej niż zwyczajowo było wątków ukraińskich w programie festiwalu, ale w porównaniu chociażby z ubiegłym rokiem, ukraińskie solidarnościowe emblematy niemal zniknęły z ikonografii festiwalu. Przyzwyczajamy się, chcemy zapomnieć, a zabawa trwa. Taki jest ten festiwal.

Reklama

Metafora dwóch światów: pierwszego, obecnego w salach kinowych, pełnego bólu, troski o świat albo sublimacji rzeczywistości; i drugiego - wyzywająco obecnego w życiu okołofestiwalowym, wydaje się słuszna. Oto dwie strony medalu. Pierwsza, chce zrozumieć rzeczywistość, w czym pomagają nam, nie zawsze celnie, filmowcy; ta druga chciałaby zapomnieć o rzeczywistości: chociaż na jedną noc, chociaż na chwilę. Rozumiem obie strony, zdaję sobie sprawę, że każdy z nas w zasadzie reprezentuje obydwie. A na festiwalu w Karlowych Warach to jest bardzo łatwe do uchwycenia.

Potężny hotel Thermal, w ciągu roku pełniący funkcje sanatoryjne, jak niemal wszystkie przybytki i hotele w Karlowych Warach, stanowi festiwalowe centrum. Najwięcej sal kinowych, pokazy prasowe, można też wcisnąć guzik windy i wjechać sobie w góry, nad malowniczo usytuowany basen z pięknym widokiem na całe miasto. Oglądając w Karlowych Warach filmy, nie mogłem odmówić sobie codziennych spacerów. To największe czeskie uzdrowisko, tworzące razem z Mariańskimi Łaźniami i Franciszkowymi Łaźniami tak zwany trójkąt uzdrowiskowy, założone  w XIV wieku przez przyszłego cesarza Karola IV, jest dumą Czechów i radością przyjezdnych (jeszcze parę lat temu, przed wybuchem wojny, słyszało się tutaj przede wszystkim język rosyjski, Rosjanie szczególnie pokochali Vary, ale to się zmienia, niektóre hotele zmieniają nazwy, w restauracjach znika menu pisane cyrylicą). W każdym razie wciąż jest pięknie. Dziesiątki secesyjnych kamienic w starej części miasta wygląda niczym tort. Najniżej rzeka Teplá, prawy dopływ Ohrzy, płynąca w samym centrum, dalej warstwowo ułożone kamienice, domy zdrojowe, kolumnady, hotele, pensjonaty, ponad nimi górskie stoki.

Spacerową kulminacją jest nieco oddalony od Thermala Grand Hotel Pupp, to również kino, ale także miejsce, w którym odbywają się codziennie bankiety i imprezy towarzyskie. Wnętrze Puppa wygląda zresztą jak z Viscontiego. Żyrandole, dywany, kręte schody, marmury i alabastry. Nic dziwnego, że kręcono tutaj między innymi Bonda, a na tle "Puppa" najlepiej fotografują się gwiazdy kina, licznie odwiedzające kurort. W tym roku również ta lista wypadła imponująco. W Karlowych Warach nagrody honorowe otrzymali między innymi Robin WrightEwan McGregor czy Russell Crowe (dał podczas festiwalu koncert), ale na festiwal dotarli także z nowymi filmami między innymi Alicia VikanderVincent PerezPatricia Clarkson (członkini jury) czy Michael Fassbender. Mam wrażenie, że w Polsce bylibyśmy zachwyceni chociaż jednym nazwiskiem tej rangi. Jakoś się nie udaje.

Karlowe Wary 2023: Dla kogo najważniejsze nagrody?

Konkurs za to od lat nie bardzo udaje się Czechom. Mało kto pamięta lata, kiedy Karlowe Wary odkrywały ważne wydarzenia kina europejskiego, a w konkursie karlowarskim debiutowała "Amelia" Jean-Pierre'a Jeuneta czy "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego. Przy Wenecji, Cannes, ale także wyraźnie określonym stylistycznie Rotterdamie, czy - w coraz mniejszym stopniu - Berlinie, Karlowe Wary nie mają powodów do satysfakcji. Konkurs Główny przestał być elektryzujący, a najważniejsze dla kina europejskiego nazwiska myślą raczej o innych imprezach.

Konkurs Główny wygrał poczciwy, ale zaledwie poprawny bułgarski film "Lekcje Blagi" Stefana Komandarewa z przejmującą kreacją wyróżnionej nagrodą dla najlepszej aktorki Eli Skorczewej w roli tytułowej Blagi, starej, okropnie oszukanej przez oszustów nauczycielki.

Pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie za to film "Dziewczyny mają się dobrze" w reżyserii młodej hiszpańskiej autorki, Itsasy Arany. Wniósł do ponurego raczej konkursu coś jasnego, pogodnego, optymistycznego. Historia młodych dziewczyn, wyjeżdżających razem na tydzień na wieś, żeby odbyć próbę do sztuki, okazała się udaną opowieścią autotematyczną. Dziewczyny, chroniąc się przed słońcem, przebierają w kostiumy z epoki, czytają tekst, rozpalają ognisko, śpiewają. Pozytywny odbiór filmu w Karlowych Warach, świadczy dobitnie o tym, że chociaż takie filmy nie wygrywają raczej konkursów, bardzo się podobają.

Wyróżniał się także amerykański "Fremont" Babaka Jalali wyróżnionego Kryształowym Globem dla najlepszego reżysera. To opowieść o Donyi, afgańskiej imigrantce mieszkającej w USA, w tytułowym Fremont. Donyia nie potrafi się zaaklimatyzować w nowych warunkach, nie ma przyjaciół, męczy się w pracy (wykonuje ciasteczka z wróżbą, co w filmie ma także dramaturgiczne znaczenie). Dziewczyna mierzy się zarówno z przeszłością afgańskiej uchodźczyni, traumami związanymi z jej przeszłością, jak i z zupełnie nowymi, trudami adaptacyjnymi w innej rzeczywistości. W filmie pracującego w USA reżysera pochodzącego z Iranu, uderzała ciepła, łagodnie komediowa tonacja, minimalizująca ponure interpretacyjne kanty.

W drugim konkursie, "Proxima", prezentującym filmy nowatorskie pod kątem formalnym, najciekawszą pozycją była propozycja z Polski - film Olgi Chjadas"Imago", o którym szeroko pisałem już w pierwszej korespondencji z Karlowych Warów. "Imago" otrzymało prestiżową nagrodę Jury Międzynarodowej Krytyki Fipresci, wygrało także w codziennym rankingu krytyków z całego świata zrzeszonych w Fipresci publikujących swój ranking na stronie Film New Europe.

Jeżeli chodzi o konkurs "Proxima", poziom - podobnie jak w konkursie głównym - był przeciętny. Wygrał film koreański - "Narodziny" w reżyserii Ji-Young Yoo. Młoda reżyserka, trochę jak w naszym kinie niepokoju moralnego, sportretowała przełomowy moment w relacji dziewczyny i chłopaka, realizujących się zawodowo, coraz częściej myślących o wspólnej przyszłości, kiedy w ich związku pojawia się kryzys wskutek nieprzewidzianej ciąży. Moją uwagę zwrócił jeszcze niedostrzeżony przez jury rumuński dokument - "Arsen. Niesamowite życie pozagrobowe", pasjonująca, tragikomiczna historia Arsena Boki, kapłana prześladowanego przez komunistów i mistyka uważanego za świętego. Ciekawy formalnie wydał mi się także debiutancki film Camilai Rodríguez Triany "Pieśń Auricanturi". To w większym stopniu filmowy esej wizualny przetwarzający ponure wydarzenia z najnowszej historii Kolumbii w intymną przestrzeń zwierzenia w relacji matka-córka.

Konkursy konkursami, warto jednak pamiętać, że Karlowe Wary oferują jedną z najlepszych selekcji tego, co najciekawsze w kinie światowym w tym sezonie. W najciekawszej, a niezwykle w tym roku obfitej, festiwalowej sekcji "Horyzonty" można było nadrobić niemal wszystkie filmy z konkursów z festiwalu w Cannes, perełki z Wenecji, Sundance, Rotterdamu czy z Berlina. Całość w przyjaznej, serdecznej atmosferze festiwalu, co również stanowi o wyjątkowym charakterze Karlowych Warów, ale i o charakterze Czechów. 

Przed seansem "Opadających liści" Akiego Kaurismäkiego w największej sali Thermala liczącej niemal 1200 miejsc, ktoś głośno kichnął, wzbudzając w tym gigantyczne rozbawienie i gromkie brawa. Klimat filmu Kaurismäkiego pasował zresztą do  festiwalu. Uśmiech, nawet jeżeli miałby to być uśmiech przez łzy, plus wyrozumiałość dla ludzkich małości. Po festiwalu w Karlowych Warach świat widzi się w jaśniejszych barwach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Karlowe Wary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy