Reklama

​19. MFF Nowe Horyzonty: Święto kina

4 sierpnia zakończył się 19. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty. Odbywająca się we Wrocławiu impreza od lat uchodzi za największe i najważniejsze wydarzenie tego typu w Polsce. Podczas tegorocznej edycji ponownie udowodniono, że taka opinia nie jest bezpodstawna.

4 sierpnia zakończył się 19. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty. Odbywająca się we Wrocławiu impreza od lat uchodzi za największe i najważniejsze wydarzenie tego typu w Polsce. Podczas tegorocznej edycji ponownie udowodniono, że taka opinia nie jest bezpodstawna.
Sebastian Fabijański w filmie "Mowa ptaków" /materiały prasowe

Podczas jedenastu dni trwania festiwalu pokazano 223 filmy pełnometrażowe. Posiadacze karnetu mogli zobaczyć maksymalnie pięćdziesiąt z nich. Osobiście nie znam osoby, której udała się ta sztuka. Nie wyobrażam sobie także stanu, w jakim musiałaby ona być po ostatnim seansie. W połowie festiwalu wszystkim daje się we znaki zmęczenie. Jedni rezygnują wtedy z porannych projekcji, inni robią sobie dobę lub dwie przerwy. Szczególnie w ostatnich dniach imprezy częstym widokiem podczas najpóźniejszych seansów są osoby śpiące w trakcie filmu. Mimo to wielu zaraz po zakończeniu festiwalu zaczyna odliczać czas do kolejnej edycji.

Reklama

Jedną z dwóch najważniejszych premier 19. Nowych Horyzontów była "Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego. Zrealizowany według scenariusza jego ojca, zmarłego w lutym 2016 roku Andrzeja Żuławskiego, film był jednym z najbardziej obleganych podczas tej edycji. Nigdy wcześniej nie widziałem, by kolejka do znajdującej się na parterze sali numer 1, w której odbywały się najważniejsze pokazy, ciągnęła się aż na drugie piętro kina Nowe Horyzonty.

Sam film zebrał skrajnie różne opinie. Wydaje się jednak, że twórcy "Wojny polsko-ruskiej" nie zależało w najmniejszym stopniu na przypodobaniu się publiczności. Tak oto jedni wyjdą zachwyceni, inni po kilku minutach odrzucą jego film. Formalnie reżyser nawiązuje do dzieł swojego ojca, innym razem wycisza swoje dzieło. Wydaje się, że te spokojniejsze momenty wypadły najlepiej. W szczególności początek, w którym artysta zostaje zastąpiony przez swój aktorski odpowiednik, oraz wizyta w domu ojca bohatera. Żuławski potrafił także pokierować grającym główną rolę Sebastianem Fabijańskim, który tworzy u niego najlepszą rolę w swojej karierze.

Równie kontrowersyjnym okazał się "X&Y", najnowszy film Anny Odell. Twórczyni "Zjazdu absolwentów" stworzyła paradokument, który przedstawia jako dekonstrukcję jej osoby oraz popularnego szwedzkiego aktora Mikaela Persbrandta. W tym celu zatrudnia innych aktorów, którzy mają się wcielić w różne typy ich osobowości. Na czas zdjęć wszyscy zamieszkują w studio. Artystka bez przerwy przekracza strefę komfortu swoich aktorów, a wykonawcy powoli zaczynają wątpić w sens powstania filmu. Ten, niestety, udziela się widzom. Wydaje się, że Odell chciała stworzyć parodię artystycznej instalacji, jednak na pomyśle się skończyło. Kolejne postaci w filmie pytają ją "kiedy będzie scenariusz, co mamy grać, po co to wszystko?". Artystka nie udziela jednak odpowiedzi. Jedni uznali to za ostateczną zgrywę, inni wyszli z seansu zirytowani.

Spośród festiwalowych hitów, które znalazły się w programie Nowych Horyzontów, obok "Parasite’a" wyróżniało się "Bacurau" Klebera Mendonçy Filho i Juliana Dornellesa. Laureat Nagrody Jury podczas festiwalu w Cannes opowiada o tytułowym brazylijskim miasteczku, w którym spotyka się gabinet osobliwości i wykolejeńców. Spokój specyficznej ludności Bacurau zaburza śmierć jego przywódczyni. Wkrótce po niej pojawiają się obcy pod wodzą demonicznego Michaela (Udo Kier). Film społeczny nagle staje się dreszczowcem, który w finale przekształca się w krwawe kino zemsty. Dzieło brazylijskich twórców ogląda się z niezwykłą przyjemnością. Jednocześnie łatwo znaleźć pod warstwą gatunkową opowieść dotykającą najbardziej palących tematów współczesności.

W ostatnich dniach festiwalu czekała mnie miła niespodzianka w postaci "Monos - oddziału małp" Alejandra Landesa. Przed festiwalem nie słyszałem za dużo o tym filmie, jednak po swoim pierwszym pokazie szybko został zareklamowany przez tych, którym udało się go zobaczyć. To opowieść o ukrywającym się w dżungli oddziale złożonym z nastolatków. Niektórzy z nich zostają pochłonięci przez zabawę w wojnę, inni starają się odizolować od brutalności otaczającego ich świata i zachować resztę człowieczeństwa. Przepięknie zrealizowana opowieść, która przywodziła na myśl "Władcę much", okazała się najmilszym zaskoczeniem i jednym z najlepszych filmów, jakie przyszło mi obejrzeć podczas festiwalu.

Nie udało mi się zobaczyć najbardziej wyczekiwanej premiery, czyli "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino. Na pierwszy pokaz, towarzyszący gali zamknięcia, udostępniono rekordowo niską liczbę miejsc do rezerwacji. Chociaż w ostatnim dniu festiwalu dołożono kolejny seans, ostatecznie zdecydowałem się na filmy, które nie pojawią się w polskiej dystrybucji. 19. MFF Nowe Horyzonty zakończył się dla mnie z ponad trzydziestoma obejrzanymi filmami i długim snem po powrocie z Wrocławia. Oczywiście już teraz czekam z niecierpliwością na przyszłoroczną edycję festiwalu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nowe Horyzonty | Mowa ptaków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy