14. Festiwal Kamera Akcja: Twórcy "Zielonej granicy" o kulisach głośnego filmu
Podczas 14. Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja odbyła się projekcja "Zielonej granicy", nagrodzonego w Wenecji filmu Agnieszki Holland. Po seansie odbyło się spotkanie z twórcami. Poza Holland - obecną online - zjawili się na nim scenarzysta Maciej Pisuk i producent Marcin Wierzchosławski. Mówili oni o procesie realizacji filmu, a także wrzawie medialnej, która towarzyszyła jego premierze.
Prowadzący spotkanie Miłosz Stelmach, redaktor naczelny czasopisma "Ekrany", na początku zaznaczył, że żaden inny film, a być może od 1989 roku, nie wywołał takich emocji politycznych. Dlatego chciał odcięć się od tych kwestii i spojrzeć na "Zieloną granicę" jako na dzieło filmowe i sztukę.
Jego pierwsze pytanie dotyczyło formy filmu — zarówno strony wizualnej, jak i konstrukcji scenariusza. Jak zostały one dopasowane do trudnego tematu, którego podjęli się twórcy?
Holland przyznała, że pomysł przyszedł do niej, gdy obserwowała wydarzenia w Usnarzu Górnym. Czuła bezsilność, która nasiliła się po wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terenach przygranicznych. Czuła, że ma ona na celu zabranie twarzy i głosu uchodźcom.
"W tym momencie pomyślałam, że moim obowiązkiem — szczególnie biorąc pod uwagę, jakie filmy robiłam w przeszłości - [...] jest spróbować to opowiedzieć teraz, kiedy coś takiego się zaczyna" - mówiła twórczyni "W ciemności". Uznała, że film fabularny będzie najlepszą formą. Realizację dokumentu wykluczały zakazy związane ze stanem wyjątkowym. Poza tym niektórzy uczestnicy tych wydarzeń nie zgodzili się na nagrywanie ich relacji.
Scenarzysta Maciej Pisuk ("Jesteś bogiem") był pierwszą osobą, do której zgłosiła się Holland. Zadecydowały o tym nie tylko jego przeszłe prace, ale także zaangażowanie w sprawy uchodźców. Wkrótce dołączyła do nich Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko.
We troje rozważali dwie koncepcje fabuły. Pierwsza - przedstawić jedno miejsce, które skupiałoby wszystko, co wiąże się z wydarzeniami przy granicy z Białorusią. Jako przykład takiej narracji Holland podała "Ziemię niczyją" Denisa Tanovica.
Drugim pomysłem było przyjęcie kilku punktów widzenia i wprowadzenia bardziej polifonicznej narracji. Wszyscy zgodzili się, że to będzie pierwszy i być może ostatni film o tych wydarzeniach. Dlatego zdecydowali się na przyjęcie jak najszerszej perspektywy. Po ustaleniu trzech głównych wątków scenarzyści podzielili je między siebie. Po ich rozpisaniu wspólnie pracowali nad ich połączeniem w spójną całość.
Kolejne pytanie zostało skierowane do Marcina Wierzchosławskiego, producenta filmu. Stelmach spytał go o swego rodzaju wyścigiem z czasem — film opowiadał o bieżących wydarzeniach, powinien więc zostać nakręcony jak najszybciej.
Wierzchosławski przyznał, że "Zielona granica" powstała w ekspresowym tempie. Holland zależało na czasie. Prace nad filmem rozpoczęły się w październiku 2021 roku. Reżyserka chciała, by zdjęcia ruszyły już w marcu 2022 roku. Nie udało się to z powodów finansowych. Zaledwie pół roku po pierwszym klapsie gotowy film został pokazany podczas 80. MFF w Wenecji.
Pierwsze pytanie z publiczności zostało zadane przez osobę pochodzącą z Białorusi i dotyczyło przedstawienia tamtejszej straży granicznej. Czy były prowadzone konsultacje scenariuszowe? Czy jej obrazowanie nie było zbyt przerysowane w sposób negatywny?
Pisuk odpowiedział, że każda z przedstawionych w filmie historii musiała być dobrze udokumentowana. W wypadku białoruskiej straży granicznej głównym źródłem informacji były relacje uchodźców. Powtarzały się w nich pewne opisy, przede wszystkim ograbianie i sytuacje przemocowe. Jak zaznaczył Pisuk, scenarzystom nie zależało na zrobieniu katalogu okrucieństw. Sztucznie nie dramatyzowali też żadnych z przedstawionych sytuacji.
Holland dodała, że wedle słów aktywistów w "Zielonej granicy" pokazano jedynie mały wycinek okrucieństwa, do którego doszło na terenach przygranicznych. Przyznała, że historie ze strony białoruskiej były jej i innym scenarzystom znane tylko z relacji osób trzecich. Zaznaczyła jednak, że wielokrotnie słyszała, że podczas pushbacków uchodźcy błagali, by nie wysyłać ich z powrotem na Białoruś.
Padło pytanie, czy promocja film zakładała burzę medialną, którą ten wywołał. Wierzchosławski przyznał, że twórcy byli świadomi, że "Zielona granica" nie spodoba się pewnym środowiskom. Nikt nie był jednak przygotowany na skalę krytyki i hejtu. Nie spodziewali się także, że do filmu odniosą się najważniejsze osoby w państwie, na czele z prezydentem.
Zaznaczył także, że wiadomości, które docierały do Agnieszki Holland, były na tyle niepokojące, że wymagały wynajęcia dla niej ochrony. Pisuk dodał, że twórcy nie są "skończonymi cynikami" i absolutnie nie zakładali tak dużej kampanii hejtu przeciwko "Zielonej granicy".
Do zarzutów o antypolskość odniosła się sama reżyserka. "Uderzające jest dla mnie mówienie o antypolskości w kontekście naszego filmu, ponieważ jest tam mnóstwo pozytywnych bohaterów i wszyscy oni to Polacy. Nie rozumiem, dlaczego krytycy naszego filmu identyfikują się z kilkoma sadystami, których tam widać, natomiast nie identyfikują się z całą masą ludzi szlachetnych i wielkodusznych, którzy walczą o człowieka i jego życie" - stwierdziła Holland.
Reżyserka sprecyzowała także, że premiera filmu wynikała nie z kalendarza wyborczego, tylko terminami międzynarodowych festiwali filmowych. Po zakwalifikowaniu go do konkursu głównego w Wenecji zapadła decyzja o jesiennej premierze na kilku rynkach, w tym także w Polsce - właśnie po to, by "nie zostawić pola na nienawistne ataki i komentarze".
Padło także pytanie o wyścig oscarowy. Chociaż "Zielona granica" nie została wybrana na reprezentanta Polski w walce o nagrodę Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej, to film jest koprodukcją. Czy nie mógł reprezentować innego kraju, na przykład Czech?
Twórcy przyznali, że taka opcja była rozważana. Jednak szybko zdecydowano, by nie iść tą drogą. Powodem są nowe przepisy oscarowe, które mogłyby sprawić, że nawet gdyby "Zielona granica" została wybrana na czeskiego kandydata, to wkrótce zostałaby zdyskwalifikowana przez władze Akademii. To prawdopodobieństwo było bardzo duże. Dlatego wszyscy szybko stwierdzili, że nie ma co iść tą drogą.