Wenecja 2024. Burton nie zawiódł! Kontynuacja "Soku z żuka" daje radę

Michael Keaton w filmie "Beetljuice Beetljuice" /materiały prasowe

Po trzydziestu sześciu latach jeden z największych wizjonerów współczesnego kina Tim Burton powraca do Nowej Anglii i domu na wzgórzu, który wyjątkowo upodobały sobie wszelkiej maści duchy. A to oznacza, że jego kultowy "Sok z żuka" z 1988 roku doczekał się kontynuacji. Film otworzył 81. edycję festiwalu w Wenecji i była to bardzo przyjemna, w dodatku nieco oldschoolowa inauguracja.

  • Pierwszy "Sok z żuka" powstał w 1988 roku. Był to drugi film Tima Burtona, który na dobre rozkręcił jego karierę
  • Swoje role powtarzają Winona Ryder, Catherine O'Hara i Michael Keaton
  • Film otworzył 81. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji w 2024 roku

Czas nie stoi w miejscu. Przekonali się o tym bohaterowie Burtona. Lydia Deetz (Winona Ryder), kiedyś zbuntowana nastolatka o nadnaturalnych zdolnościach, jest teraz uznaną ekspertką od duchologii prowadzącą własny telewizyjny talk-show. Co może jednak ważniejsze, jest matką… innej zbuntowanej nastolatki (w tej roli gwiazda serialu "Wednesday" Jenna Ortega). Los, a może raczej Burton do spółki ze scenarzystami Alfredem Goughiem i Milesem Millarem, okazał się znacznie bardziej łaskawy dla postaci kobiecych. A przynajmniej ich żywych wcieleń. Na ekranie zobaczymy także pamiętną Delię, czyli Catherine O’Harę. Tymczasem o jej mężu Charlesie usłyszymy jedynie, że poniósł tragiczną śmierć, co w dużej mierze stanowi zawiązanie akcji.

Nie byłoby jednak tego filmu bez tytułowego bohatera. Szalonego bioegzorcysty w kreacji wybitnie ucharakteryzowanego Michaela Keatona. Zresztą sam fakt, że aktorzy zdecydowali się po latach wrócić do produkcji, może świadczyć nie tylko o sentymencie, jakim darzą pierwowzór, ale i o tym, że z Burtonem po prostu nie sposób się nudzić. Bo wyobraźnię i zmysł wizualny ten amerykański reżyser ma absolutnie wyjątkowe. I na przestrzeni lat nieraz dawał temu dowód. Stąd nie powinna dziwić także obecność kolejnych gwiazd w obsadzie, w tym Moniki Bellucci oraz Willema Dafoe. Ona pojawia się w roli spragnionej zemsty byłej żony z zaświatów, on w groteskowej wersji Brudnego Harry’ego.

"Beetlejuice Beetlejuice". Triumf praktycznych efektów specjalnych

Fabuła, jak przystało na Burtona, jest dość mocno splątana i surrealistyczna, a klucz do niej stanowi znane jeszcze z pierwszej części hasło wywołujące tytułowego bohatera. Ta "magiczna" formułka sprawia też najwyraźniej ogromną frajdę samemu reżyserowi, bo to właśnie wizja zaświatów stanowi moment, kiedy Burton może na dobre puścić wodze fantazji i dziecięcy wręcz entuzjazm. Mrok, makabra, czarny humor, przerysowanie ujęte w niesztampowe kształty i kolorystykę. Wszystko to, co tak dobrze znamy z filmów amerykańskiego twórcy, znalazło się i tutaj. W dodatku w formie, która może czasem wywołać uśmiech niedowierzania, ale jest dowodem na to, że świat przedstawiony w zdecydowanej większości jest owocem artystycznej wyobraźni, a nie zdobyczy technologii. Do czego wydatnie przyczynili się stali współpracownicy Burtona: wybitna kostiumografka Colleen Atwood, odpowiedzialny za efekty specjalne Neal Scanlan czy kompozytor Danny Elfman.

O analogowej naturze sześćdziesięciosześcioletniego reżysera przekonujemy się zresztą z samej fabuły filmu. W scenie, gdzie w zabawny, ale i stanowczy sposób dworuje sobie on z internetowych influencerów i potężnych szefów Netfliksa. "Zjadacie swój ogon" – zdaje się mówić Burton. Nie ma jak stare dobre Bee Gees wybrzmiewające w ścieżce dźwiękowej, włoski król horrorów Mario Bava i Fiodor Dostojewski. Na znajomość twórczości tego ostatniego można nawet poderwać dziewczynę. Choć niewykluczone, że tylko w świecie Burtona.

7/10

"Beetlejuice Beetlejuice", reż. Tim Burton, USA 2024, dystrybucja: Warner Bros. Entertainment Polska, premiera kinowa: 6 września 2024 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tim Burton | Beetlejuice Beetlejuice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama