Michał Malinowski i "Taniec z Gwiazdami": "Zostałem wkręcony"
Michał Malinowski to aktor znany z seriali "Na Wspólnej" i "Pierwsza miłość". Człowiek tysiąca pasji, otwarty na nowe doświadczenia i ciekawy świata. Pokochał taniec. Na parkiecie w programie "Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami" towarzyszy mu Agnieszka Kaczorowska.
Pracuje pan na planie "Pierwszej miłości" we Wrocławiu, potem rusza na trening w Warszawie. Niezłe tempo.
- Uwielbiam być zajęty. Podoba mi się, gdy coś się dzieje, gdy nie mam czasu, a właściwie - gdy zagospodarowuję go wieloma różnymi zajęciami. Teraz jest to taniec, dwa seriale, dubbing, prowadzenie imprez, niedługo znowu pojawi się teatr... Choć myślę, że w kalendarzu znalazłbym jeszcze trochę miejsca na pracę lub pasje. W moim przypadku granica jest bardzo płynna. Na szczęście z Warszawy do Wrocławia jest świetna autostrada. Droga szybko mija.
Nie każdy miałby tyle samozaparcia.
- Wychodzę z założenia, że jeśli człowiek lubi to, co robi, nigdy się nie nudzi ani nie męczy.
Podobno kiedyś już pan tańczył?
- W szkole filmowej, jak każdy student aktorstwa, miałem zajęcia z tańca, również towarzyskiego. Był też krótki epizod z tańcem nowoczesnym z czasów licealnych. Tyle że szybko wyleciałem z grupy, do której awansowałem, co sprawiło, że sobie odpuściłem. Nie nauczyłem się zbyt wiele, ale zdążyłem przekonać, że taniec to coś pięknego. Toteż cieszę się, że dzięki udziałowi w "Tańcu z Gwiazdami" będę miał okazję do niego wrócić.
Cofnijmy się w czasie do dnia, gdy przyszła propozycja.
- Dostałem ją we Wrocławiu. Zadzwoniła do mnie agentka, powiedziała, o co chodzi.
Pomyślał pan: to jest to?
- Tak, bo wiem, że warto próbować. Po pierwsze, mimo wspomnianych doświadczeń, taniec jest dla mnie czymś nieznanym. Po drugie, to program na żywo, ogromnie energetyczny, trzeba się w nim jakoś odnaleźć, co stanowi wyzwanie. Uwielbiam je, nie mogłem się więc nie zgodzić.
Pamięta pan dzień, w którym poznał pan Agnieszkę Kaczorowską?
- Zapoznanie było nietypowe. Jechałem samochodem z ekipą programu, która kręciła o mnie materiał. Nagle zatrzymał nas radiowóz. Jedną z policjantek okazała się... Agnieszka. Zostałem wkręcony. Cała sytuacja była inscenizacją na potrzeby programu. Zaraz po niej ruszyliśmy na trening i zaczęliśmy intensywne przygotowania. Agnieszka to profesjonalistka. Lubi uczyć i naprawdę wie, jak przekazywać wiedzę. Ogromnie ją za to cenię, zresztą jej postawa jest bardzo motywująca.
Dopadła pana trema w pierwszym odcinku?
- Największe emocje rodziły się ze świadomości, że wszystko dzieje się na żywo. Trafił mi się jive, który jest szybkim tańcem. To dlatego cały czas towarzyszyła mi myśl, że jeżeli choć raz się pomylę, muzyka i kroki idą tak szybko, że już się nie ogarnę. Będę musiał stanąć na środku sali i patrzeć, jak wszystko się sypie. Tu wszystko dzieje się tylko raz, tu i teraz, co może stresować. Dlatego cieszę się, że dotarłem na tyle daleko, żeby ten stres w sobie zwalczyć.
Marzy pan o Kryształowej Kuli?
- Nie myślę o wygranej. Nie potrafiłbym w ten sposób funkcjonować. Dla mnie każdy kolejny odcinek jest wygraną. To, że mogę się dalej uczyć, bawić i mierzyć sam ze sobą. Każdy tydzień w programie to moja mała, prywatna Kryształowa Kula.
Trenuje pan krav magę, jeździ konno, nurkuje. Która z dyscyplin sportowych jest panu najbliższa?
- Podróże. Wszystkie pasje się z nimi wiążą. Gdybym miał jednak wyróżnić jedną, to... trzy lata temu zakochałem się w żeglarstwie, zwłaszcza morskim. Z braku czasu nie mogę się mu poświęcić tak bardzo, jakbym chciał. Ale wszystko przede mną.
Rozmawiał Maciej Misiorny