Reklama

Beata Tyszkiewicz: Tylko dobra energia

Słynie z tego, że dla uczestników "Tańca z Gwiazdami" zawsze ma dobre słowo. Beata Tyszkiewicz zdradza, czy trafnie typuje finalistów, co ją zadziwiło w programie i dlaczego we wszystkim szuka pozytywów.

Słynie z tego, że dla uczestników "Tańca z Gwiazdami" zawsze ma dobre słowo. Beata Tyszkiewicz zdradza, czy trafnie typuje finalistów, co ją zadziwiło w programie i dlaczego we wszystkim szuka pozytywów.
Baeata Tyszkiewicz w programie "Taniec z Gwiazdami" /AKPA

Jak to jest, że po kilkudziesięciu latach pracy aktorskiej, w dodatku po latach jurorowania w budzącym emocje programie rozrywkowym, ludzie wciąż mówią o pani z sympatią i szacunkiem?

Beata Tyszkiewicz: - Być może to znaczy, że jestem osobą z zasadami, godną zaufania... Cieszę się z tego tym bardziej, że u nas w Polsce tak łatwo zaufanie utracić. Polskiego kotła nikt nie musi pilnować - wciągną cię sami. A to dopiszą jakiś romans, puszczą w obieg jakieś brednie...

Łatwo bezmyślnie niszczyć, pozbawiać autorytetu, np. z zawiści...


- Moja mama zawsze mówiła: "Nie przebywaj z tymi, którzy wyzwalają w tobie złe emocje. Każdy z nas je ma, ale chodzi o to, żeby nie dać się sprowokować i nie wchodzić w dyskusję". Jakiś czas temu drażnił mnie sąsiad. Zalał mnie pięciokrotnie, szorował wiertarką beton, jego żona chodzi w nocy po domu w szpilkach, stuk tych obcasów wwierca się w głowę. Myślałam: "Oszaleję!". Z bezsilności płakałam. I nagle wymyśliłam sobie, że nade mną mieszka... George Clooney. Więc teraz jak słyszę te obcasy, myślę: "Skąd on wraca? Pewnie z jakiejś premiery. O, jest z nim jakaś dziewczyna...".

Nie wierzę! Pomogło?

- Pomogło. I zawsze pomaga. Na przykład w urzędzie. Widzę, że jakaś pani biega z jednym kwitkiem bez sensu w tę i z powrotem. Zamiast się złościć, myślę: "Ważne, że ma pracę, zarabia, pewnie na utrzymaniu ma dzieci...".

O uczestnikach "Tańca z Gwiazdami" też pani dobrze myśli.

- Mnie jest łatwiej, bo ja oceniam show, a nie technikę. Od kroków są Iwona Pavlović i Michał Malitowski.

Reklama

Przez kilka odcinków śledzi pani na przykład poczynania Julki Wróblewskiej. Czy ona przypomina panią sprzed lat?

- No nie! Ja starałam się w jej wieku być bardziej dorosła, niż zapewne byłam naprawdę, a Julia jest dziecinna i mam wrażenie, że tę dziecinność chce utrzymać. Być może dzieje się z nią coś takiego jak z Helen Mirren, z którą film o odzyskiwaniu obrazu Klimta wczoraj obejrzałam. Mirren nie potrafi uwolnić się od wizerunku Elżbiety II, którą kiedyś zagrała, zwłaszcza że za tę rolę otrzymała Oscara... Ale Julka dostaje mnóstwo esemesów. Janek Kliment chyba nie wierzył, że Julka może dojść tak daleko, ale teraz wie, że to ambitna dziewczyna.

Internauci od lat uważają, że konkurs na pewno jest ustawiony i nie wierzą, że nie wiecie, kto wygra.

- My tego nie wiemy! Nie mogliśmy uwierzyć, że odpadł Izu Ugonoh. Jako jury byliśmy tym faktem zszokowani.


On jest pięściarzem, nie gra w serialu. A od początku istnienia "Tańca z Gwiazdami" wiadomo, jak bardzo liczy się popularność serialowa.  A więc Julka z "M jak miłość", Elżbieta Romanowska z "Rancza" i Anna Karczmarczyk z "Na dobre i na złe".

Gdy przed laty zobaczyłam Julię Kamińską z "BrzydUli", od razu powiedziałam jurorom: "Oto macie finalistkę!". Potem była Ania Guzik, Agata Kulesza... A teraz mamy Elę z tą jej fantastyczną energią! I Anię z wielkim wdziękiem. I ambitną Julię! 

Bożena Chodyniecka

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Beata Tyszkiewicz | Taniec z Gwiazdami 5
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy