Życie po... "Grze o tron"
Mówi się, zresztą nie bez sporej dozy słuszności, że aktorzy, którzy zasłynęli rolami telewizyjnymi, częstokroć znikają z ekranu zaraz po zakończeniu emisji serialu lub po śmierci kreowanej przez nich postaci. Ale nie w Złotej Erze Telewizji i nie, kiedy gra się w jednym z najpopularniejszych seriali na świecie. Nazwiska Madden, Harington czy Leslie prędko nie zejdą z afisza, tego możemy być pewni. Co wobec tego robią ci, którzy już w "Grze o tron" wyzionęli ducha? O(d)powiadamy.
Richard Madden
Rob Stark skończył marnie. Nie pierwszy to raz bieg za głosem serca przyniósł Starkom jedynie śmierć i nieszczęście. Ale Richard Madden dobry humor zachował. Trudno, żeby było inaczej, skoro zaraz z króla Północy mianowano go księciem baśniowej disnejowskiej krainy i zagrał u samego Kennetha Branagha czarusia, który uwodzi Kopciuszka w filmie o wiadomym tytule. I panowie tak przypadli sobie do gustu, że szkocki amant wystąpi już tego lata na deskach londyńskiego teatru w sztuce "Romeo i Julia" w reżyserii swojego mentora. A w tak zwanym międzyczasie Madden znalazł chwilę na sensacyjny "Dzień Bastylii". Zapracowany człowiek.
Charles Dance
Na Tywina Lannistera czekał brzydki koniec, ale w świecie George'a R. R. Martina chyba nie ma pięknych śmierci. Charles Dance na swoje nazwisko pracować już nie musiał jak jego mniej doświadczeni młodsi koledzy z planu "Gry o tron", bo kiedy dołączał do obsady, miał na koncie niezliczone role teatralne i filmowe, grywał zarówno klasykę według Szekspira, jak i czarny charakter u boku Arnolda Schwarzeneggera. Już po odejściu z serialu zdążył odhaczyć niejeden tytuł; w tym roku swoją premierę miały komedia "Duma, uprzedzenie i zombie" (z Leną Headey, jego serialową córką) i romans "Zanim się pojawiłeś" (z Emilią Clarke, koleżanką z "Gry o tron"), a na jesieni do kin wejdzie kolejna część wampirycznego cyklu "Underworld" z jego udziałem.
Kit Harington
Jon Snow niby umarł, ale znowu żyje, dlatego nie ma aż tyle wolnego czasu, co jego, ekhm, martwi przyjaciele, lecz nie próżnuje. Niedawno zastąpił Roberta Pattinsona na planie westernu "Brimstone" (wystąpi tam również jego znajoma z "Gry o tron", która notabene ożywiła go na ekranie, Carice van Houten), zagrał w prześmiewczych "7 dniach w piekle" i szykuje się do występu u Xaviera Dolana w pierwszym anglojęzycznym filmie tego reżysera. Ale zdarzały mu się i potknięcia. Choć jego niedawna rola w sztuce "Doktor Faustus" była umiarkowanie chwalona, sama adaptacja tekstu Christophera Marlowe'a nie spotkała się z przychylnością krytyki.
Rose Leslie
Nie ma miejsca w "Grze o tron" na płomienne romanse, kończą się one najczęściej tragicznie, o czym przekonała się Rose Leslie. Nie wiodło się jej nie tylko na Murze, ale też i w filmie, który zadebiutował na ekranach, kiedy trwał jeszcze czwarty sezon serialu, czyli horrorze "Miesiąc miodowy". Ale Leslie nie jest skazana na nieszczęśliwe miłości, choć nie miała lekko i w "Lutherze" u boku Idrisa Elby, i w "Łowcy czarownic" z Vinem Dieselem, a raczej nie ma się co spodziewać, że przeprawa przez "Morgan", przygotowywany thriller science-fiction, będzie łatwa.
Sean Bean
Niby twórcy "Gry o tron" próbowali zmylić tych, którzy książek George'a R. R. Martina nie czytali, że to Ned Stark jest głównym bohaterem serialu, ale ci, co wiedzą, że Sean Bean umiera zawsze, raczej nie byli zszokowani jego egzekucją. Bean nieprzerwanie jest zajętym aktorem i po swojej serialowej śmierci zagrał tu i ówdzie, choćby w nominowanym do Oscara "Marsjaninie", zjechanych przez krytykę "Pikselach" i "Jupiterze: Intronizacji" oraz zagrał główną rolę w dobrze przyjętym, ale skasowanym przez stację po zaledwie dwóch sezonach serialu "Maski szpiega".
Jack Gleeson
I choć tytuł najbardziej znienawidzonej postaci z "Gry o tron" ostatnimi czasy przejął po nim Ramsey Bolton, jeszcze nie tak dawno to król Joffrey był tym, któremu miliony życzyły okrutnego końca. Jack Gleeson, którego rola na długo zapisze się w telewizyjnych annałach, po ostatnim dniu zdjęciowym ze swoim udziałem na stałe wycofał się z aktorstwa. Bynajmniej nie dlatego, że dostawał anonimy z pogróżkami, ale postanowił zrobić odkładaną zbyt długo karierę akademicką.
Chilijski aktor skończył nad wyraz paskudnie, a jego brutalna śmierć jeszcze długo śniła się po nocach fanom "Gry o tron". Dzięki znakomitej roli pragnącego zemsty na mordercy swojej siostry Oberyna Martella - i późniejszym, równie dobrym występie w serialu "Narcos" - zaistniał jednak w wielkim świecie i niedawno otrzymał angaż w sequelu komediowego akcyjniaka "Kingsman" na podstawie komiksu Marka Millara, gdzie gra postać o swojsko brzmiącym nazwisku Jack Daniels.
Kristian Nairn
Co dalej z Hodorem? Na razie trudno orzec, bo Kristian Nairn, którego aktorski dorobek i tak był dość skromny, nie ujawnił żadnych sprecyzowanych planów na przyszłość. Można jednak domyślać się, że tu i ówdzie pojawi się za konsoletą, bo jest zaciętym DJ-em. "Rave of Thrones", ot co.
Iwan Rheon
I na koniec najświeższy trup, nienawistny i znienawidzony Ramsay Bolton, którego spotkał los niebywale okrutny, czyli dokładnie taki, na jaki sobie zasłużył. Ale za to Iwan Rheon to gość niezwykle sympatyczny, istne przeciwieństwo odgrywanej przez siebie psychopatycznej postaci. Równolegle z "Grą o tron" przez ostatnie lata utalentowany Walijczyk występował w brytyjskim sitcomie "Vicious", a już po zakończeniu zdjęć pojawił się w paru produkcjach filmowych i telewizyjnych, choć na swój wielki przebój nadal czeka. Również na froncie muzycznym - przed dwoma miesiącami światło dziennie ujrzał jego debiut, płyta "Dinard".
Autor: Bartosz Czartoryski