Zaostrza się wojna między Kingą Rusin i Weroniką Rosati
Wojna instagramowa to termin, który nie wszedł jeszcze do słowników, ale Kinga Rusin i Weronika Rosati pracują, by tak się stało. Zaczęło się od drobnych szpileczek. Rosati przypomniała, że Rusin rok temu chwaliła się zdjęciami z Adele zrobionymi na zamkniętej imprezie po wręczeniu Oscarów. Dziennikarka w odpowiedzi poprosiła, by aktorka nie szerzyła bzdur, tak jak ona nie komentuje dawnej relacji Rosati z Harveyem Weinsteinem. Od przytyków się zaczęło, a skończy się prawdopodobnie w sądzie.
"Czy jako kobieta, matka córek, wspierająca na wiele sposobów inne kobiety, mam jednocześnie przymykać oko, gdy to właśnie jakaś kobieta mnie atakuje i to publicznie? Nadstawiać policzek? Niedoczekanie" - zaczęła swój kolejny publiczny wywód Kinga Rusin. Po czym zwróciła uwagę swojej publiczności, że nie chodzi o to, że atakuje kobietę (brak kobiecej solidarności zarzuciły jej między innymi publicystka i celebrytka Karolina Korwin Piotrowska oraz feministyczna joginka Paulina Młynarska).
"Nie patrzę na płeć. Siła kobiety polega na tym, że nie pozwoli sobie w kasze? dmuchać, nie da się ustawić w jakichś schematach społecznych czy środowiskowych oczekiwań, będzie walczyć o to, w co wierzy i o swoje dobre imię" - stwierdziła Rusin.
W dalszej części swoje wpisu spróbowała udowodnić, że los kobiet pozostaje je bliski. Nawet jeśli osobiście atakuje ją inna kobieta. "Każda kobieta ma też wrogów-kobiety i spotyka się z wrogim działaniem innych kobiet. Zdarza się to wszędzie: w pracy, wśród znajomych czy w szołbiznesie, na oczach wszystkich. Wtedy trzeba walczyć o swoje, bez pardonu" - stwierdziła dziennikarka, sugerując, że w tej batalii nie będzie brała jeńców.
To odpowiedź na wcześniejszy post Weroniki Rosati, zatytułowany: "Do "oczekującej na pozew" Pani Rusin". Aktorka napisała w nim: "Miałam nadzieję, że poprzedni wpis to efekt emocji, nieprzemyślany impuls. Że chwilowe zaćmienie. Że kobieta - kobiecie nie zrobiłaby czegoś takiego celowo. Że popieranie postulatów Strajków Kobiet, 'nigdy nie będziesz szła sama' to nie puste gesty. Myliłam się bardzo. Dzisiejszy wpis na koncie IG Rusin (na którym zostałam zablokowana i nie mam dostępu więc czytam o postach o mnie w prasie) nie pozostawia żadnych złudzeń. Jednak chodzi o prowokację. Celową strategię, polegającą na publicznym obrzuceniu błotem, by uruchomić lawiny hejtu. Prowokację do medialnego (na razie?) linczu".
Odnosząc się do swojej relacji ze skazanym za gwałt i wykorzystywanie seksualne aktorek producentem Harveyem Weinsteinem, Rosati stwierdziła: "To skazany na karę więzienia drapieżnik seksualny, którego zdemaskowanie sprowokowało ruch 'Me Too'. Jego przestępstwa i sposób działania są powszechnie znane. Pani Rusin pisze 'była relacja Rosati-Weinstein', powołując się na materiały plotkarskich serwisów. Nie wiem dlaczego. Dla medialnego rozgłosu, przypomnienia o sobie, z nudów? Uderza we mnie, nie mając żadnej realnej wiedzy na temat, który porusza. Pisze "Rosati udaje ofiarę". Pani Rusin oczekuje na moją reakcję. Doczeka się jej w stosownym czasie. Na pewno jednak nie odbędzie się to w takiej formie, jaką w kontaktach ze mną przyjęła Pani Rusin. Przypominam jednak o odpowiedzialności za słowa. Za mowę nienawiści, która z sieci przenosi się do realnego świata żywych ludzi. Kobieta - kobiecie? Naprawdę?" - napisała aktorka.
Wzmianka o Weinsteinie to reakcja na fragment wpisu Rusin, w którym ta przypomniała, że w internecie bez trudu można zrobić zdjęcia wykonane przed laty podczas spaceru Weroniki Rosati z Harveyem Weinsteinem po warszawskiej Starówce. Rzeczywiście, takie zdjęcia można znaleźć. Widać na nich, że aktorka i producent się znają, ale czy można to nazwać relacją? A jeśli tak, to jaką relacją?
Na te pytania będzie pewnie musiał znaleźć odpowiedź sąd, bo wszystko wskazuje na to, że wojna instagramowa Rusin i Rosati zamieni się w batalię sądową. Na razie jednak atmosfera konfliktu udzieliła się sympatykom obu gwiazd. Pod postami każdej z nich fani zagrzewają je do walki. Owszem, są też rozsądne pytania: "O co toczy się ta walka?", ale komentarzy zagrzewających to bitki jest jednak więcej.