Współautorka reportażu o neonazistach: To był klasyczny reportaż wcieleniowy
- Nasz reportaż nie był prowokacją dziennikarską, ale klasycznym reportażem wcieleniowym - zeznała współautorka materiału TVN o polskich neonazistach, w którym pokazano sfilmowane ukrytą kamerą obchody urodzin Adolfa Hitlera w lesie k. Wodzisławia Śląskiego w maju 2017 r.
Dziennikarka TVN Anna Sobolewska zeznawała w piątek jako świadek w Sądzie Rejonowym w Wodzisławiu Śląskim, przed którym toczy się proces sześciorga uczestników tamtego wydarzenia, oskarżonych o publiczne propagowanie nazistowskiego ustroju państwa. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy, kwestionując także publiczny charakter tamtego spotkania w lesie.
W złożonych w piątek przed sądem zeznaniach dziennikarka opisywała m.in. pracę nad reportażem, nawiązanie kontaktu z oskarżonymi oraz przebieg pokazanych w reportażu wydarzeń - zarówno "obchodów" urodzin Hitlera jak i festiwali, podczas których pojawiały się nazistowskie gesty i symbole. Świadek zapewniła, że wszystkie pokazane w reportażu wydarzenia widziała na własne oczy, a wydarzenia te zostały pokazane tak, jak wyglądały. Sobolewska nie udzieliła odpowiedzi na część pytań, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską.
W odczytanych w piątek w sądzie zeznaniach, jakie dziennikarka złożyła wcześniej w śledztwie, świadek odniosła się do wątku dotyczącego rzekomego przekazania organizatorowi "obchodów" Mateuszowi S. 20 tys. zł w zamian za zorganizowanie tego wydarzenia i zaproszenie na nie dziennikarki. Wątek ten, który nadal bada Prokuratura Regionalna w Katowicach, miał pojawić się - według niektórych mediów - w zeznaniach Mateusza S. Dziennikarka wykluczyła, by takie okoliczności mogły mieć miejsce.
- Absolutnie nie mam takiej wiedzy; wykluczam żeby do tego doszło - zeznała Sobolewska w zeznaniach odczytanych w sądzie z akt sprawy, pytana o możliwość przekazania przez stację TVN pieniędzy na takie działanie. Oceniła, że byłoby to niezgodne z przyjętym kodeksem etycznym. Poinformowała też, że dziennikarze nie dostają od stacji żadnej gotówki do ręki, a wszelkie ponoszone koszty są skrupulatnie rozliczane, i dzieje się to poza reporterami.