Reklama

Wpadki na antenie

Nieoczekiwane zdarzenia, zabawne wpadki, śmieszne przejęzyczenia oraz trudności techniczne. W programach na żywo spektakularne gafy i potknięcia są na porządku dziennym! Dlatego tu liczy się refleks, opanowanie i dystans do samego siebie.

Programy na żywo są prawdziwe, ludzkie i nieprzewidywalne. Pomyłki są wpisane w zawód dziennikarza i prezentera telewizyjnego. Najważniejsze, to umieć z nich wybrnąć.

- Zdarzyło mi się mnóstwo śmiesznych wpadek i przejęzyczeń. Kiedyś na przykład powiedziałam "ambasador Polski w Polsce" - przyznaje prowadząca polsatowskie "Wydarzenia" Joanna Wrześniewska-Sieger.

Przejęzyczenia to jedno, gorzej kiedy w grę wchodzi "siła wyższa". Awaria prądu, spóźnieni do studia goście lub nagła choroba. - Raz miałam nieprzyjemną sytuację, kiedy zastrajkował mój organizm. Męczył mnie kaszel, a powinnam przywitać się z widzami na bezdechu. Byłam w stanie powiedzieć jedynie "zapraszam". Wiedziałam, że jeśli powiem coś więcej, to zacznę przeraźliwe kasłać i nie poprowadzę programu. Po chwili jakoś nad moim przeziębieniem zapanowałam - wspomina swoją przygodę w trakcie prowadzenia "Wydarzeń" Magda Sakowska.

Reklama

Jej koleżanka po fachu, Dorota Gawryluk, przeżyła zabawną sytuację na wizji. - Podczas emisji programu "To był dzień" nagle zgasło światło. Przez kilka chwil panowały zupełne ciemności. Politycy, z którymi akurat rozmawiałam doskonale w sytuacji się odnaleźli. Jeden z moich gości stwierdził: "światło zgasło, bo politycy ściemniają" - opowiada dziennikarka.

Adrenalina, pośpiech, emocje. To w telewizji na żywo "chleb codzienny". Nie można przerwać i zrobić dubla. - Jeśli się pomyliłam, musiałam z tego wybrnąć. Zamiast stresu była mobilizacja, a póki ona się pojawiała, rutyna mi nie groziła - mówi Beata Sadowska, przypominając sobie czasy "Tańca na lodzie".

- W jednym z odcinków uparcie pytałam o elewacje, zamiast ewolucje. Zapowiedziałam też "Mikołaja z bronią" - uśmiecha się była współprowadząca "Pytania na śniadanie".

- Wpadki wpisane są w nasz zawód. Kiedyś w prognozie o szóstej rano żegnałem się z widzami życząc... spokojnego wieczoru! Zachęcałem tez do wstawania nieopacznie ziewając - zdradza Mariusz Kłopecki i dodaje, że kiedyś pomylił Podlasie z Podhalem. - Rzecz w tym, aby mieć dystans i umieć śmiać się z siebie - uważa prezenter pogody.

- W programach na żywo nie da się niczego poprawić, emocje są prawdziwe. Czasami jest trudno, bo trzeba stłumić śmiech po jakimś zabawnym komentarzu - przyznaje Danuta Holecka, była prezenterka "Minęła dwudziesta".

A co utkwiło w pamięci twórcom nieistniejącej już "Kawy czy herbaty"? - Mieliśmy kilkadziesiąt wpadek, niekoniecznie z naszej winy - twierdzi Paweł Pochwała, który debiutował w programie jesienią 1993 roku. - W Świnoujściu zawróciliśmy prom z pasażerami, bo umówiliśmy się, że w kadrze pojawi się kwadrans po szóstej, a on wypłynął wcześniej.

- W studiu rozbiliśmy szybę pancerną tylko dlatego, że ustawiono ją złą stroną, a chcieliśmy pokazać, jaka jest wytrzymała - wspomina dziennikarz, a Iwona Schymalla dodaje: - W programie na żywo scenariusz nagle może się zmienić i trzeba szybko coś wykombinować. Pamiętam, jak Krystyna Janda jadąc do nas utknęła w korku. Zrobiliśmy więc telefoniczną relację o perypetiach aktorki na warszawskich ulicach.

KRAS

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy