Włodzimierz Matuszak: Etatowy ksiądz
Koloratka jest jego nieodłącznym atrybutem - Włodzimierz Matuszak specjalizuje się w rolach proboszczów. Po wakacjach jego postać pomoże zażegnać kryzys w związku Śmiałków, a nam aktor zdradził, dlaczego mimo serialowego wizerunku daleko mu do świętości.
Stał się Pan już etatowym księdzem polskiego serialu - najpierw przez lata w "Plebanii", teraz został Pan proboszczem w Wadlewie, w "Pierwszej miłości".
- Hmm ... może za jakiś czas awansuję na biskupa (śmiech)! A całkiem poważnie, tak bywa w tym zawodzie, że role się powtarzają. Ale to również ciekawe wyzwanie dla aktora. Tak trzeba kombinować, by nie kopiować postaci, a stworzyć kogoś nowego.
Jak się gra w sutannie? Czy to wygodny kostium?
- Jak każdy rodzaj munduru, wymusza określoną postawę i zachowania. Kostium niesie dużo możliwości, ale jeszcze więcej ograniczeń. Na szczęście proboszcz w Wadlewie częściej ubiera się w cywilne ciuchy, z dodatkiem koloratki.
Co, poza sutanną i funkcją, łączy nowego proboszcza Wadlewa z Antonim Wójtowiczem z Tulczyna?
- Przede wszystkim empatia. Nowy proboszcz zajmie się zwaśnioną rodziną Śmiałków, jak również innymi mieszkańcami, z powodzeniem łącząc swą posługę kapłańską z rolą mediatora okolicznej społeczności i zdaje się, że zagości tu na dłużej.
Czy poza tymi dwoma serialami grał jeszcze gdzieś pan księdza?
- To zabawne, ale tak, grałem księży jeszcze dwukrotnie w teatrze. Jeden z nich był co niemniej postać prowadzona była przez większą część spektaklu w tym kierunku, aby widz domniemywał, że to jednak prawdziwy duchowny. A w latach 90. grałem księdza Piotra w "Dziadach", w Bydgoszczy.
Jakie są pańskie najnowsze zawodowe plany?
- W październiku na ekrany kin wejdzie film Kamila Szymańskiego zatytułowany "Git", w którym miałem ogromną przyjemność zagrać postać zupełnie inną niż te, z jakimi kojarzę się większości widzów.
Nie stroni pan od udziału w różnych widowiskach. Niegdyś "Jak Oni śpiewają", ostatnio skoki do wody w "Celebrity splash".
- To rodzaj zabawy, do której trzeba jednak solidnie się przygotować. Treningi na basenie i sali ćwiczeń to był niezły wycisk, ale nie żałuję - poszło na zdrowie.
Pogratulować kondycji...
- Kondycja potrzebna jest w pracy na co dzień, Ciało, głos, słuch, etc. to instrumenty, o które trzeba dbać, by jak najdłużej służyły, bo bez tego ciężko byłoby ten zawód uprawiać. To jak z samochodem, który wymaga nieustannej konserwacji, żeby się nie rozsypał (śmiech). A że sport lubiłem od dziecka i zawsze był częścią mojego życia, to nie mam dziś też problemu z wszelaką aktywnością, uprawiam różne dyscypliny. Oczywiście w granicach rozsądku.
Podobno w trosce o zdrowie udało się panu w końcu rzucić palenie?
- Rzucałem wiele razy i wracałem tyle samo (uśmiech). Teraz palę zdecydowanie mniej, ale palę. Nie jestem taki święty...
Rozmawiała Jolanta Majewsak-Machaj