Reklama

TVN walczy z KRRiT

"Wkładanie miniatur polskich flag w atrapy psich kup było happeningiem i nie miało na celu bezczeszczenia symbolu narodowego" - mówił w sądzie jeden z uczestników programu "Kuba Wojewódzki", w którym zdarzenie miało miejsce. Innego zdania jest przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który nałożył za to na TVN blisko pół miliona zł kary.

W piątek, 17 kwietnia, przed warszawskim sądem odbyła się pierwsza rozprawa, podczas której TVN odwoływał się od kary nałożonej przez KRRiT.

Krajowa Rada uzasadnia nałożenie 471 tys. zł kary "naruszeniem ustawy o radiofonii i telewizji, która zakazuje m.in. propagowania działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym". KRRiT podkreślała, że "prowokacja wywołała duże społeczne oburzenie" i liczne skargi, w tym protest podpisany przez ponad 10 tys. osób.

Reklama

Sporny odcinek programu "Kuba Wojewódzki" TVN wyemitował w marcu 2008 roku. W trakcie programu gospodarz i jego uczestnicy wtykali miniaturki biało-czerwonych flag w atrapy psich odchodów. Jak tłumaczył w piątek aktor Krzysztof Stelmaszyk, który jako jedyny z trzech wezwanych uczestników programu stawił się w sądzie, był to happening, mający uświadomić nam "w jakim brudzie żyjemy".

"Sam dostaję szału, kiedy widzę miasto zarzucone psimi kupami" - powiedział Stelmaszyk.

Dodał, że nie znał wcześniej scenariusza programu, ale świadomie wziął udział w happeningu, który - jego zdaniem - miał zwrócić uwagę na "ilość kup na ulicach i fakt, że nikt z tym nic nie robi". Stelmaszyk powiedział, że tak też odczytał intencje autora programu Kuby Wojewódzkiego oraz drugiego z jego gości, rysownika Marka Raczkowskiego.

"W żadnym wypadku przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym w ten sposób ranić czyjeś uczucia, czy bezcześcić polską flagę" - dodał Stelmaszyk.

Pełnomocnik KRRiT mec. Wojciech Wałachowski sprzeciwiał się przesłuchaniu uczestników programu, podkreślając, że to nie oni, ale spółka TVN naruszyła przepisy ustawy o rtv - program nie był bowiem emitowany na żywo, a kara została nałożona na TVN.

"Zamiar gości nie jest istotny - istotne jest udowodnienie jaki zamiar i w jakim celu audycję nadał TVN" - powiedział Wałachowski.

"Według mnie ten zamiar polegał na tym, że chciało się zrobić jakąś prowokację, która zmierzała do tego, żeby zwiększyła się oglądalność, a z tym związane są wpływy reklamowe" - podkreślił, wnioskując o przekazanie sądowi "zajawek autoreklamowych do programu, z których jednoznacznie wynika o co chodzi w audycji" oraz wykazu wpływów z reklam emitowanych przed i po spornej audycji.

Argumentów KRRiT nie podziela pełnomocnik TVN-u mec. Tadeusz Sikora. Według niego najistotniejszym elementem oceny czy doszło w tej sprawie do naruszenia prawa jest wykazanie "w jakim zamiarze działali potencjalni sprawcy". "TVN nie mógł propagować naruszenia prawa, jeśli tego naruszenia nie było" - powiedział PAP Sikora.

Sąd dopuścił zeznania świadków. Spośród wezwanych na piątkową rozprawę uczestników programu w sądzie stawił się jedynie Stelmaszyk. Nieobecność Wojewódzkiego usprawiedliwiono nagrywaniem programu, Raczkowski za nieusprawiedliwioną nieobecność został ukarany 500 zł grzywną i wezwany na kolejny termin wraz z pouczeniem, że jeśli sytuacja się powtórzy, zostanie doprowadzony przez policję.

Na kolejnej rozprawie oprócz przesłuchania Wojewódzkiego i Raczkowskiego sąd ma też przesłuchać koordynatora akcji zbierania podpisów pod protestem przeciwko programowi Krzysztofa Budziakowskiego oraz rozpatrzyć wnioski pełnomocnika KRRiT m.in. o obejrzenie nagrania programu.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy