Tomasz Schuchardt: Bodo był człowiekiem renesansu
Tomasz Schuchardt zdradza, jak wygląda praca na planie serialu o najsłynniejszym przedwojennym amancie.
Pan i Antoni Królikowski wcielacie się w Eugeniusza Bodo. Na czym polega różnica między waszymi rolami?
Tomasz Schuchardt: - Antek gra młodego Bodo, z czasów liceum i studiów. Ja trochę starszego, tak od 25. roku życia aż do śmierci.
To okres największej sławy?
- Zgadza się. Pojawiam się w serialu w szczytowym momencie kariery mojego bohatera. Potem wszystko się załamuje z powodu wybujałego ego gwiazdora.
Jaki był Bodo?
- Dbał o karierę. Całe swoje życie temu podporządkował - uczył się, śledził najnowsze trendy. Gdyby nie wojna i tragiczny los, myślę, że stałby się artystą światowej sławy - Hollywood się nim interesowało. Oprócz tego, że był aktorem, zajmował się również reżyserią, pisał, tańczył i śpiewał. Człowiek renesansu.
Staracie się wiernie odwzorowywać ówczesne czasy?
- Obawialiśmy się, że dokładnie odtwarzając tamten okres, otrzemy się o parodię. Dlatego, na przykład, uwspółcześniliśmy język. Nie mówimy z "l" przedniojęzykowym. Poruszamy się i gramy tak, jak to się teraz robi. Tylko niektóre sceny - m.in. występów scenicznych, - realizujemy w przedwojennym stylu.
Muzyka też taka będzie?
- Różnie. Na przykład jeden z największych hitów Bodo, ten, który śpiewał w przebraniu małpy, musieliśmy stworzyć od nowa. Nie zachowały się żadne nagrania. Jacek Cygan napisał tekst, tak jak nam się wydawało, że powinien on brzmieć.
A co z kostiumami?
- Mamy kilka oryginalnych rzeczy, głównie sprowadzonych z Czech. Ale większość ubrań z przedwojnia jest zbyt zniszczona, by je pokazać w serialu. Bodo był bogaty, lubił wydawać pieniądze. Jego stroje sceniczne były niezwykle starannie wykonane. Takie też muszą być nasze kostiumy.
Rozm. M. Ustrzycka