"Ranczo": Wpadki na planie
Aktorki tak ucharakteryzowane, że nie rozpoznają ich nawet bliscy, reżyser w roli statysty i nocna wizyta "psiej bestii" - na planie serialu "Ranczo" często dzieje się coś, czego nie sposób przewidzieć.
Mieszkańcy Jeruzala, gdzie powstaje większość ujęć, musieli mieć trochę czasu na oswojenie się z obecnością ekipy serialu. Początkowo anonimowy był tu nawet Cezary Żak, grający wójta i jego brata bliźniaka, czyli proboszcza.
- Kiedy chodziłem po wsi w sutannie, miejscowi kłaniali mi się z szacunkiem należnym prawdziwemu duchownemu - mówi aktor.
Reżyser Wojciech Adamczyk też nie był rozpoznawany. Kiedyś w czasie kręcenia sceny przed sklepem zastąpił drugiego reżysera, lepiej znanego lokalnej społeczności.
- W pewnej chwili pojawiła się pani, która proponowała swoje usługi jako statystka. Kręciła się koło mnie, kręciła, w końcu podeszła i pyta: - To pana reżysera dziś nie ma? - Nie ma. Sami dziś kręcimy - odpowiedział Wojciech Adamczyk, któremu też przydarzyła się zabawna wpadka na planie z Katarzyną Żak.
Kiedy ucharakteryzowana aktorka, już jako Solejukowa, zjawiła się obok niego i zapytała, czy akceptuje taką właśnie charakteryzację, ten spojrzał wymownie na nią i nie wdając się w szczegóły, zwrócił uwagę, że statyści stoją w innym miejscu!
Co więcej, gdy mama aktorki zobaczyła pierwszy odcinek z jej udziałem, była rozczarowana, że jednak tam nie zagrała. Nie rozpoznała bowiem w Solejukowej swojej córki. Podobna historia przytrafiła się Elżbiecie Romanowskiej.
- Po emisji pierwszego odcinka z moim udziałem zadzwoniłam podekscytowana do ukochanej babci, żeby dowiedzieć się, jak jej się podobało. Powiedziała, że nie bardzo wie, co powiedzieć, bo mnie na ekranie nie widziała. Kiedy zaczęłam jej tłumaczyć, w której scenie wystąpiłam i że to ja byłam tą nierozgarniętą sprzedawczynią za ladą, z takimi loczkami na czole, babcia zdumiona odparła: "Dziecko! Co oni ci zrobili? To nie ma żadnej pani w tym serialu, żeby cię uczesała i umalowała?".
Do dziś zagadką są zdarzenia z nocy, gdy kręcono sceny z psami. Gospodarz, który je wypożyczył, miał dwa rottweilery, które po zdjęciach zamknął w komórce. Już świtało, gdy na planie rozległ się krzyk: "Rottweiler uciekł!". Trzeba było obudzić gospodarza, żeby zamknął psa, bo dezorganizował pracę, a ekipa się bała, że kogoś pogryzie. Zaspany mężczyzna zabrał zwierzę, wprowadził po ciemku do komórki i wrócił do łóżka. Następnego dnia zjawił się na planie i zdenerwowany powiedział: "Poszedłem rano do komórki nakarmić zwierzaki, a tam są trzy rottweilery! Po jednej stronie siedzą dwa moje, a po drugiej ten obcy i patrzą na siebie"! Skąd wziął się trzeci pies? I to rottweiler? Nie wiadomo.
KRAS