Przegrać z Szapołowską to honor
W ostatnim odcinku "Jak oni śpiewają" wyczuwalna była atmosfera świąt. Niestety już na początku programu Tomasz Bednarek musiał zasiąść na fotelu jurora. Werdykt telewidzów przyjął jednak z godnością, twierdząc, że "przegrać z Grażyną Szapołowską to honor" i że będzie ją wspierał w dalszych zmaganiach.
Ta odwzajemniła uprzejmości zapraszając na koniec Tomka do wspólnego występu. Na pewno nie będzie to jej ostatni występ w programie, bowiem na koniec otrzymała Diamentowego Jokera, który zapewnia jej "bezpieczeństwo", przynajmniej do czasu kolejnego odcinka.
Pozostałym uczestnikom również poszło... śpiewająco, być może za sprawą indywidualnych treningów wokalnych, których udzieliła im w tygodniu poprzedzającym emisję sama jurorka - Edyta Górniak.
Pochwała należy się Szapołowskiej, która aktorską kreacją potrafi nadrobić braki wokalne oraz Joasi Jabłczyńskiej, która hawajskim kostiumem zwróciła na siebie oczy a nie uszy jury. Jej akurat, oprócz treningów z Górniak pomogły lekcje z Januszem Tylmanem i doświadczenie zdobyte w dziecięcym zespole Fasolki. Po raz kolejny jury zauroczył Krzysztof Respondek, który zaśpiewał "Szczęśliwej drogi już czas" w taki sposób, że nawet Górniak czy Zapendowskiej głos łamał się ze wzruszenia, a wiadomo, że te akurat panie niełatwo wzruszyć wokalnie.
Monice Dryl udało się poprawić wymogę samogłosek, na co zwracano jej uwagę w poprzednich programach, kobiecy feeling złapała Aneta Zając, poziom trzyma Kacper Kuszewski, "kreatywny jak Eskimos i tajemniczy jak bursztynowa komnata", jak się o nim wyraził prowadzący Krzysztof Ibisz. Cokolwiek by to nie znaczyło.
Ciężki trening - śpiewając z łyżeczką w buzi! - przeszła Ania Janocha, natomiast Wojtek Medyński dał, zdaniem jury, najgorszy występ w swojej karierze. Jak zwykle pod górkę miał Darek Kordek, któremu Edyta Górniak nie tylko wmawiała, że jest spięty i stremowany, ale i wypominała... męski brzuszek. Jedynie twórczyni Teatru Sabat, Małgorzata Potocka wzięła Darka w obronę, ba, stwierdziła nawet wprost, że "Edyta Górniak nieobiektywnie ocenia Darka". W kaszę nie dał sobie natomiast dmuchać Misiek Koterski, wystylizowany na wiejskiego amanta (pasowało do przeboju "Biełyje rozy"!), który na zarzut Górniak - "tym razem byłeś bardzo stremowany" - odparował szybko: "no, dupkę mi spięło trochę".
Prawdziwą gwiazdą programu okazała się jednak Olga Bończyk, a hitem bezapelacyjnie jej interpretacja "To nie ja byłam Ewą", eurowizyjnego przeboju jurorki Górniak. Niełatwy utwór, niełatwo go wykonywać w takim towarzystwie, ale Oldze nie tylko się udało, ale wręcz podbiła serca jury i publiczności zgromadzonej w studio. Nawet oszczędna w pochwałach Elżbieta Zapendowska stwierdziła krótko: "naprawdę genialne wykonanie". Na takie oceny nie zasłużyli niestety Darek Kordek i Ania Janocha, którzy są "zagrożeni". Kto z nich odpadnie, przekonamy się już za tydzień.