Poszukujący ojciec, szczęśliwy mąż
Syn słynnego aktora i znanej lekkoatletki. Mąż popularnej piosenkarki. Ale nie dał się kompleksom i zdobył własną sławę.
Kiedyś Łukasz Nowicki (38 l.) grał główne role w ambitnych sztukach teatralnych. Ale wciąż był tylko synem wielkiego aktora Jana Nowickiego i Barbary Sobotty - medalistki igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy w sprincie. Teraz prowadzi teleturniej "Postaw na milion", jest już znany i rozpoznawany. Zrozumiał, że sława przychodzi i odchodzi, a zostaje to, co najważniejsze: kochająca rodzina. O nią więc dba najbardziej.
Robi to z sukcesem: jest szczęśliwym mężem Halinki Mlynkowej, byłej wokalistki zespołu Brathanki, i ojcem 7-letniego Piotrusia, który wywrócił życie rodziców do góry nogami.
Zacznę od tego, co najukochańsze. Jak się chowa syn?
Łukasz Nowicki: - Dlaczego najukochańsze?
Bo dziecko zawsze jest najukochańsze!
- Taak?! (śmiech) No, powiedzmy, że dziecko zawsze jest najukochańsze. Więc siłą rzeczy nie będę oryginalny, cieszę się wszystkimi postępami jakie czyni syn, wszystkim, co się dzieje w jego życiu.
Już zaczął podstawówkę!
- I radzi sobie ze wszystkim z właściwym każdemu dziecku w tym wieku wdziękiem. Buduje swoją pozycję w relacjach z rówieśnikami, stosując różnego rodzaju metody. Czasami lepsze, czasami gorsze, ale radzi sobie. Muszę przyznać, że Piotruś ma mocny charakter.
A jak sobie radzą rodzice?
- Dla nas to jest naprawdę duża zmiana. Pojawiło się odrabianie lekcji, pojawiły się książki, ćwiczenia, grafik zajęć, pojawił się plecak. Nie możemy jechać na wakacje, kiedy chcemy. Nie możemy (tak jak w przedszkolu) całkowicie decydować o jego życiu. I - co najważniejsze - pojawili się już rówieśnicy i ich zdanie. Odmienne od naszego, rodzicielskiego. I musimy się z tym liczyć i tego nauczyć. To jest dla nas trudny, ale i czarujący czas. Pierwszy miesiąc był trochę wybuchowy,
ale w tej chwili już wiemy co trzeba, a czego nie trzeba.
Państwa syn jest podobny do mamy czy taty?
- Fizycznie do mamy, a charakterem... też do mamy, ale i trochę do mnie.
A jakim pan jest tatą?
- Poszukującym. Bo chciałbym być jeszcze lepszym ojcem, a bywam czasem za ostry, czasem za łagodny, czasem za bardzo zakochany w synu, a czasem oschły. Chcę być lepszy. Uczę się tego, mam dopiero 38 lat. Nie jestem alfą i omegą.
Nad którą cechą pan najbardziej pracuje?
- Żeby być konsekwentnym. I chyba mi wychodzi. Niedawno Piotruś powiedział Halince: "Wiesz mamo, ja to już wolę jak tata powie, że czegoś nie mogę, bo przynajmniej wiem, że tak będzie" (śmiech).
Czyli żona jest tym "dobrym policjantem"?
- O tak. Pocałuje, przytuli, pogłaszcze. Ma w sobie nieograniczone pokłady ciepła. Ale jest charakterna. Jeżeli jest do czegoś przekonana, to nie odpuści.
Ale podobno oboje "odpuściliście" karierę aktorską syna!?
- (śmiech) Zapisaliśmy Piotrusia na zajęcia teatralne. A że teatr kojarzy się naszemu dziecku z nieobecnością ojca, to on stwierdził, że na te zajęcia nie pójdzie. I my uszanowaliśmy jego decyzję.
Nie chciał pan, żeby syn poszedł w pana ślady?
- Ja bardzo chętnie. Ale to jest jego życie. I mój syn ma prawo tak je poprowadzić, jak chce. Moim zadaniem jest jak najbardziej mu to ułatwić. Pomóc mu zbudować poczucie własnej wartości i zapewnić edukację.
Tylko tyle?
Aż tyle! Osobiście uważam, że powinien w wieku 20 lat znać dwa języki, zjeździć kawał świata i przeżyć fajną miłość. I mieć wszystko, co potrzeba do tego, żeby być szczęśliwym na tym świecie. A jak to spie...li, to jego biznes. Ja oczywiście będę zrozpaczony i będę go wyciągał z tureckiego więzienia (śmiech), jak będzie potrzeba, ale to będzie jego życie.
Fajnego tatę ma pana syn. A dziadek też mu się udał?
- Mój ojciec nie jest typem dziadka, który przyjedzie do mnie i powie: "Daj mi wnuka na trzy dni, zabieram go nad morze". Takie rzeczy są na mojej głowie. Więc organizuję na przykład męski wyjazd na ryby; ja, mój syn i mój ojciec. Siedzimy i łowimy okonie. I jest wspaniale. Mój ociec ma taki potencjał pokazania innego świata mojemu skrzatowi, że ja bym życzył sobie, aby każde dziecko miało takiego dziadka.
Babci też zdaje się można pozazdrościć?
- Mama Halinki, babcia Ania, kocha go miłością absolutną! Ona robi wszystko, co on chce. Piotruś jest teraz w fazie bycia ogrodnikiem, więc oni razem sadzą różne roślinki. Ona jest bezmiarem tolerancji, potrafi spędzać z nim 12 godzin dziennie.
Ma pan świetną rodzinę. I na dodatek jeszcze jest pan sławny! Jakieś nowe plany życiowe?
- Za dwa miesiące już mogę nie być... To jest niebezpieczne dla dwudziestolatka. Ale nie dla mnie - kogoś, kto ma poukładane życie: najwspanialszą żonę na świecie, cudownego syna i wykonuje pracę, którą lubi. I szczerze mówiąc niczego w swoim życiu bym teraz nie zmienił.
Rozmawiał Michał Wichowski