Piotr Rogucki: Jeszcze mogę się przydać
Ci, którzy polubili Piotra Roguckiego w roli jurora, nie muszą się martwić, że kończy się siódma edycja "Must Be The Music". Jesienią będzie kolejna. I nie zabraknie w niej lidera Comy.
Ja się po prostu nadaję do tej roboty! - tak tłumaczył, dlaczego zdecydował się zastąpić Wojtka Łozowskiego w fotelu jurorskim. Wiedział, że posypią się na niego gromy za to, że jako lider rockowego zespołu stanął po drugiej stronie barykady. Miał na to gotową odpowiedź.
- Nie interesuje mnie, co powiedzą ludzie. Przez tyle lat sugerowałem się tym, co o mnie mówią, że już wystarczy. Ja naprawdę wiem, kim jestem i dokąd zmierzam - przekonywał.
A cel miał jeden - sprawić, by więcej ludzi zainteresowało się nie tylko nim, ale przede wszystkim zespołem, w którym śpiewa. - Zdecydowałem się pójść na kompromis. Wcześniej wydawaliśmy płyty i nikt o nas nie mówił. Odkąd występuję w programie, udzieliłem więcej wywiadów niż przez całe moje życie - mówi.
Zapewnia jednak, że nie chce być celebrytą. Czemu może i trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę starannie wypracowany, prowokacyjny wygląd, jaki prezentuje na nagraniach. Wąsik a la lata 70., zawadiacka mucha, różowe powieki czy dopasowane do tego crocsy...
Być może tym wynagradza sobie ciężką pracę, którą wykonuje jako juror. - Trzeba przez cały czas sprawiać wrażenie bardzo wesołego, inteligentnego i błyskotliwego. Jest to dosyć trudne zadanie, szczególnie w dziewiątej godzinie pracy - twierdzi.
Ale nadal najważniejsza w jego karierze zawodowej jest Coma i wszystko, co z nią związane. - Jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Zespół nie powstał po to, by nagrać dwie fajne płyty i odcinać od nich kupony. Wybraliśmy granie rocka jako swoją drogę, a jeżeli ta droga ma być satysfakcjonująca, to dopóki masz siły, rozwijasz się, a nie się zwijasz - mówi. I to bez względu na to, co myślą o tym inni.
Piotr wie, o czym mówi. Jeszcze w szkole średniej postanowił, że zostanie aktorem. Postanowienia tego nie zdołały złamać cztery nieudane próby dostania się do szkoły filmowej w rodzinnej Łodzi. Piąty i ostatni raz próbował w Krakowie. Udało się.
Wtedy jednak pierwsze miejsce w jego życiu zawodowym zajmowała już Coma. I to do jej planów koncertowych do dziś dostosowuje swoje zajęcia aktorskie. Choć nie odmawia sobie drobnych przyjemności - jak roli bawidamka w serialu "To nie koniec świata!".
Dzięki swoim doświadczeniom dobrze rozumie wszystkich, którzy przez udział w talent show chcą spełnić swoje marzenia. I chce im pomóc.
- Mam wrażenie, że na coś się tam przydałem i że jeszcze mogę się przydać. Po pierwsze ożywiłem sytuację w samym gronie jurorskim, a kilka osób ucieszyło się, że zasiadam w tej loży. Po drugie wychwytuję ciekawe zespoły i postaram się pchać je do przodu, nawet jeśli nie są w guście masowego widza - zapewnia.
EGP
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!