Reklama

Ogrodowa terapia Mai Popielarskiej

Od dziesięciu lat opowiada nam o świecie roślin. W niedzielę, 15 czerwca, zobaczymy 500. już odcinek magazynu "Maja w ogrodzie"!

Jak się pani czuje, świętując jubileusz dzięciolecia swojego programu?

Maja Popielarska: - Chyba nie jestem wyjątkiem, że zaskoczyło mnie, jak szybko biegnie czas, a przy tym, jak dużo wydarzyło się po drodze, ile z ekipą widzieliśmy i przeżyliśmy. Wiele się też zmieniło w naszych rodzinach, pojawiły się nowe pokolenia ogrodników.

Jest co wspominać!

- To taki czas refleksji, że zrobiło się kawał dobrej roboty. Oczywiście nie jest to tylko moja zasługa, ale całej ekipy i to bardzo mocno chcę podkreślić. Nikt z nas nie zakładał na początku, jak długo będzie trwać emisja tego programu, a teraz myślę, że chciałabym prowadzić go do końca życia. Tematów na pewno nie zabraknie.

Reklama

I tego pani życzę. Mam wrażenie, że dzięki pani Polacy bardziej pokochali ogrody. Czy zgodzi się pani z tym?

- Możliwe, że przyczyniliśmy się do tego, że ogrodnictwo stało się Polakom bliższe, nawet tym, którzy nie mają kawałka swojego ogródka. Ten temat wywołuje dobre skojarzenia, jest ciepły, miły, mówiący o dobrych rzeczach. Chyba brakuje nam tego na co dzień, więc program jest odskocznią od szarej rzeczywistości.

Czyli rośliny, tak jak muzyka, łagodzą obyczaje?

- Moi współpracownicy, zwłaszcza operatorzy i dźwiękowcy, którzy na co dzień pracują w korytarzach sejmowych i filmują polityków, twierdzą, że praca na planie "Mai w ogrodzie" ich uspokaja. Ale tak właśnie na człowieka działa przyroda.

Co daje pani największą frajdę podczas kręcenia programu?

- Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, sprawia mi to ogromną przyjemność i cały czas się tego uczę, bo to jest wielka sztuka. Poznawanie człowieka, jego pomysłu na życie i sposobu realizacji tego pomysłu jest dla mnie wielką inspiracją. Ogród jest przecież odzwierciedleniem osobowości człowieka.

Artur Barciś, który uwielbia ogrody, a zwłaszcza drzewa, porównał się kiedyś do brzozy. A do jakiej rośliny porównałaby się pani?

- Chciałabym być jak róża i pachnąca jak bez (śmiech). Oczywiście żartuję. Mam tak wiele ulubionych roślin. Gdybym porównała się do mojej ulubionej byliny jarzmianki, to też byłoby słabo, bo ona zamiera na zimę, a ja jestem aktywna cały rok!

Ostatnio zaangażowała się pani w ochronę pszczół. Na czym polega pani udział w tej akcji?

- Uświadamiam, jak ważna jest obecność pszczół w naszym świecie. Jak tak dalej pójdzie, może się stać, że ze sklepu, w którym kupowaliśmy warzywa, pozostanie tylko szyld. To jest mocne stwierdzenie, ale prawdziwe.

Jest pani też pogodynką. Jakie będzie lato?

- Oj, nie mam na ten temat żadnych informacji (śmiech). Myślę jednak, że ważniejsze od pogody jest nasze nastawienie do życia, żeby szklanka zawsze była do połowy pełna i żebyśmy byli zdrowi.

Rozmawiała Marzena Juraczko.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Teleświat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy