Reklama

Nowicki: Zrobię to za darmo!

Lubi adrenalinę, wyzwania i skrajności. Łukasz Nowicki doskonale odnajduje się więc w magazynie porannym i w pełnym emocji teleturnieju. Prowadząc "Postaw na milion" swoje nerwy zawsze trzyma na wodzy. - Sprawiam wrażenie spokojnego, ale to tylko pozory - przyznaje.

W tym teleturnieju gra toczy się o naprawdę duże pieniądze, jednak pan doskonale panuje nad emocjami.

- Ależ emocje mi towarzyszą i to niemałe! To nie jest mój show, to nie moja gra. Służę tylko graczom do pomocy. Prowadzę ich przez program, czasem przypominam zasady. Moim zadaniem jest pozostawanie w cieniu i stąd można czasem odnieść wrażenie, że jestem spokojny.

Zna pan prawidłowe odpowiedzi przed zadaniem pytań?

- Staram się poznać pytania, które zawierają trudne słowa, skomplikowane nazwiska... Im mniej wiem, tym więcej we mnie prawdy, a nie udawanych emocji.

Reklama

Czy zdarzyło się, że komuś poza kamerą puściły nerwy?

- W studiu panuje świetna atmosfera. Reżyser ma poczucie humoru, Kraków koi nerwy, a ja wspieram jak tylko mogę występujących. Czasem zdarzały się napięcia związane ze zbyt długim oczekiwaniem na grę, ale to były incydenty.

Któraś z grających par szczególnie zapadła panu w pamięć?

- Najbardziej bolą porażki przy ostatnim finałowym pytaniu. Pamiętam wszystkie pary, które były o krok od wygranej. Ten wyraz twarzy z nutką niedowierzania i ze świadomością, że było tak blisko. Nie lubię tych chwil. A radość? Czego ja tam nie robiłem. Fruwałem pod dachem, tańczyłem, śpiewałem - dla takich chwil warto wykonywać ten zawód.

Woli pan teleturniej czy poranny rytm "Pytania na śniadanie"?

- O, to dwa różne światy. "Postaw na milion" realizowane jest w Krakowie, więc niejako wracam do domu. "Pytanie na śniadanie" emitowane jest na żywo z adrenaliną, która towarzyszy takim wyzwaniom. Lubię i to, i to, tak jak fascynuje mnie biegun północny i południowy.

Jak pracuje się panu w duecie z Marzeną Rogalską?

- Z moją zawodową siostrą to nie jest praca. To spotkanie, to przygoda, poczęstunek dla inteligencji. Tak miło przebywać w towarzystwie mądrych osób.

Podobno marzy pan, by pański głos informował podróżnych o stacjach warszawskiego metra?

- Czekam na koniec budowy 2. linii. Zrobię to za darmo. Marzę o tekście: "następna zalana stacja: Powiśle" (śmiech).

A inne marzenia?

- Muszę nauczyć się grać na fortepianie. Zaśpiewać i napisać takie teksty jak Leonard Cohen, zagrać w 7. części "Gwiezdnych wojen" starego Hana Solo, zrobić duży telewizyjny podróżniczy projekt i wziąć w ajencję jakieś górskie schronisko.

Czy gdzieś jeszcze będziemy mogli pana zobaczyć w najbliższym czasie?

- Cały czas występuję w "Barwach szczęścia", wkrótce zaczynam próby w Teatrze Komedia (premiera w sylwestra), w przyszłym roku zapraszam na spektakl do Teatru Capitol. Zobaczyć mnie też można w samochodzie tkwiącym w ulicznych korkach.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy