Norbi i "Jaka to melodia?": Skupiam się na tym, co tu i teraz
Od kilku miesięcy prowadzi muzyczny teleturniej "Jaka to melodia?". Norbi, czyli Norbert Dudziuk, postawił na naturalność i bycie sobą. Dzięki temu zyskał nowych fanów.
Norbi jest prezenterem i wokalistą znanym z utworu "Kobiety są gorące". Teraz prowadzi "Jaka to melodia?".
Czy lubisz skoki na głęboką wodę?
- Jak byłem młody, to owszem, lubiłem. Dziś mam 46 lat, biorę życie na spokojnie i na luzie.
Zadzwonił telefon z propozycją poprowadzenia "Jaka to melodia?" i... co wtedy pomyślałeś?
- Wiadomość dostałem nie z telewizji, a z produkcji programu. Usłyszałem: "Jest casting, wbijaj". Moja pierwsza myśl: "Jak to tak, po Robercie? Chłop robił to przez dwadzieścia lat. Nie ma takiej opcji!". Rozłączyłem się. Po pięciu minutach wewnętrznego monologu: "O czym ty w ogóle mówisz!? To jest show-biznes. Jeśli nie ja, to i tak ktoś się znajdzie na to miejsce", zdecydowałem, że pójdę i zobaczę, jak to wygląda. Nigdy wcześniej nie byłem na żadnym castingu.
Jakie dostałeś zadanie?
- Musiałem wejść do studia i poprowadzić program z kamerami oraz uczestnikami. Bez żadnego przygotowania.
Robisz to od pięciu miesięcy. Jaka jest informacja zwrotna od widzów? Zaufali ci?
- Tak. Wskazuje na to oglądalność programu, co bardzo mnie cieszy. Na początku nie wiedziałem, czego się w przyszłości spodziewać. Zaczynałem od 1,3 mln. widzów. Tymczasem pach, pach i mamy dwójeczkę z przodu. Dwa miliony widzów dziennie to, moim zdaniem, bardzo dobry wynik.
Prowadzenie codziennego programu jest czasochłonne. Musiałeś zweryfikować swój zawodowy kalendarz?
- To było największym wyzwaniem. Nie siedziałem przecież w domu i nie czekałem na telefon z propozycją pracy. Cały czas jestem czynnym muzykiem. W momencie, kiedy wszedłem w ten program, czyli w sierpniu i we wrześniu, byłem w środku sezonu koncertowego.
Jak oceniasz swoją muzyczną wiedzę "po jednej nutce"?
- Bardzo często nie patrzę na ekran i zgaduję! Świetnie się bawię, ale moją wiedzę oceniłbym na 60 procent. Zaskakują mnie ludzie, którzy zgłaszają się do nas. Mają dużą inteligencję muzyczną. Słuchają radia non stop, oglądają namiętnie program i znają każdą piosenkę.
Szczerze - spodobała ci się praca w telewizji?
- Nie. Trochę już zrobiłem programów w swoim życiu. Jestem w telewizji obecny od lat. Na Woronicza znam każdego, od pani bufetowej po producentów.
A co, gdyby cię nominowano do nagrody, np. jako debiut roku?
- Czułbym się zawstydzony, bo nie czuję się debiutantem. Wiesz, ja nie mam żadnego parcia, ciśnienia na szkło. Mnie taki splendor nie jara, nie podnieca i nie wzrusza. Jestem prostym wykonawcą estradowym. Albo ktoś mnie takiego kupuje, albo nie. Osobiście kocham wszystkich ludzi, nawet tych, którzy mnie nie cierpią. Może cię zaskoczę, ale spotykam się tylko z miłym przyjęciem tam, dokąd przyjeżdżam.
Twoja córka ogląda "Melodię"?
- Widziała pierwszy odcinek i powiedziała: "Tato, spoko. Nie ma obciachu".
Najbliższe plany?
- Skupiam się na tym, co tu i teraz, czyli na wakacjach z żoną w Tajlandii. Tam jest dobre jedzenie, wymarzona pogoda i piękne plaże.
Rozmawiała Beata Banasiewicz