Nie straszne jej trudne role
Serca widzów podbiła jako Wioletka z "Rancza". Od września zobaczymy ją też w "Na dobre i na złe".
"Tele Świat": Podobno przez wiele lat nie miała pani telewizora...
Magdalena Waligórska: - Przez 13 lat.
I kiedy wreszcie w domu pojawił się odbiornik, to pierwszym serialem, który pani obejrzała, było "Na dobre i na złe"!
- Tak było. Zakup telewizora nastąpił dokładnie tydzień wcześniej zanim dowiedziałam się, że wygrałam casting do tego serialu.
Kogo pani w nim zagra?
- Pielęgniarkę Izę. Moja bohaterka jest protegowaną znienawidzonego przez wszystkich doktora Falkowicza (Michał Żebrowski). Wzbudzi to liczne kontrowersje wśród personelu w Leśnej Górze. Ale myślę, że z czasem wszyscy będą mieli okazję dowiedzieć się o niej dużo więcej i chociaż trochę ją polubią.
Zapowiada się więc zupełnie inna rola od tej, którą gra pani w "Ranczu". Wioletkę od początku wszyscy pokochali.
- Dla mnie to był szok, ponieważ byłam przekonana, że gram negatywną postać. Przecież Wioletka miała mnóstwo romansów, nawet z Kusym (Paweł Królikowski), czyli była antagonistką głównej bohaterki Lucy (Ilona Ostrowska). Dlatego rozmiar sympatii widzów dla tej postaci był dla mnie totalnie zaskakujący. I cały czas pozostaje to dla mnie fenomenem.
Trzeba jednak dodać, że wszyscy bohaterowie "Rancza" budzą sympatię. Jak to robicie?
- To zasługa reżysera, Wojtka Adamczyka. On często powtarza, że wiele rzeczy można wyreżyserować, ale nie da się wyreżyserować ludzkiego ciepła. Albo to się ma, albo nie. Myślę, że trochę pod tym kątem dobierał obsadę.
W serialu gra wielu znakomitych aktorów. Jednym z nich był Leon Niemczyk. Podobno poznała go pani pierwszego dnia pracy na planie?
- Przyjechałam dzień wcześniej i nikogo nie znałam. Sekretarka produkcji zabrała mnie na kolację. Na planie jest zwykle tak, że zaraz po przyjeździe faceci idą coś zjeść, a kobiety wolą najpierw się odświeżyć. Kiedy weszłyśmy do restauracji, panowie byli zajęci kolacją i nawet nas nie zauważyli. Przy stole obok samotnie przycupnął Leon Niemczyk, więc dosiadłyśmy się do niego. Natychmiast zainteresował się nami, zaczął snuć fascynujące opowieści. Później przyszły pozostałe panie i też usiadły koło nas. Po chwili usłyszałam za plecami męski głos: 'Ku...a, jak on to robi?!'.
Dlaczego została pani aktorką?
- To są dwie różne historie. W dzieciństwie marzyłam, żeby być piosenkarką, ale niestety dostałam czwórkę na koniec roku i przeżyłam w związku z tym duże załamanie. Uznałam, że w tej sytuacji nie mogę zawodowo śpiewać. Przewartościowałam swoje życie i postanowiłam, że zostanę aktorką. Pamiętam ten moment.
W której to było klasie?
- W drugiej! Potem miałam różne pomysły na siebie, ale w wieku 15 lat trafiłam do szpitala. Moje życie było zagrożone. Myślałam: 'Jak to, mam umrzeć? Przecież nic jeszcze nie przeżyłam, nawet się nie zakochałam!'. Obiecałam sobie, że jeśli jakimś cudem znów będę zdrowa, to będę żyć intensywnie. Wtedy wróciło marzenie o aktorstwie.
Co będzie pani robiła za 20 lat?
- Nie wiem, ale wierzę, że jest siła, która jest większa ode mnie i która mi pomaga.
Z Magdalena Waligórską rozmawiała Marzena Juraczko.
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!