Reklama

Natalia Lesz: Jestem szczęściarą

Śpiewa, tańczy, gra w serialach. Teraz wcieli się w zamożną kobietę z podwarszawskiej willi, u której pracuje jedna z "Dziewczyn ze Lwowa".

Śpiewa, tańczy, gra w serialach. Teraz wcieli się w zamożną kobietę z podwarszawskiej willi, u której pracuje jedna z "Dziewczyn ze Lwowa".
Ostatnio skupiam się na aktorstwie - przekonuje Natalia Lesz /Kurnikowski /AKPA

Już 25 października zobaczymy panią w intrygującym, bo skupionym na życiu obcokrajowców w Polsce serialu "Dziewczyny ze Lwowa".

Natalia Lesz: - Gram panią Puderkową - mieszkającą w pięknej rezydencji. To zadbana, pewna siebie, a jednocześnie sfrustrowana i pełna kompleksów kobieta. Ujawnia się to w sposobie, w jaki traktuje Swietę. Na pewno nie jest postacią pozytywną, bliżej jej do czarnego charakteru.

Coś panie łączy?

- Tylko wiek (śmiech).

Dlaczego przyjęła pani tę rolę?

- Jeśli postać wydaje mi się ciekawa, wymagająca, intrygująca, chętnie się nad nią pochylam. A pani Puderkowa taka właśnie jest.

Reklama

Myśli pani, że dzięki serialowi Polacy przestaną bać się obcych?

- Lęk przed cudzoziemcami nadal jest dużym problemem, choć wydaje mi się, że stajemy się coraz bardziej otwarci na innych. Jeśli serial wywoła jakąś dyskusję, zmieni nastawienie choć paru osób, to już będzie sukces.

Kilka lat temu została pani honorową obywatelką Gruzji, prawda?

- To był spory zaszczyt. Do tej pory utrzymuję kontakty z Gruzinami, ba, uwielbiam ich! Możemy się od nich uczyć - choćby ogromnego szacunku do ludzi i niezwykłej otwartości na drugiego człowieka.

Scenę można zdobyć jako tancerka, piosenkarka, aktorka. Pani spróbowała wszystkiego.

- Zawodowo tańczyłam na deskach Teatru Wielkiego, chodziłam 7 lat do Warszawskiej Szkoły Baletowej, ale to odległe czasy, byłam wtedy dzieckiem. Potem wyjechałam do Stanów i skończyłam Wydział Aktorski Uniwersytetu Nowojorskiego. Zarówno muzyka, jak i aktorstwo dają mi radość i satysfakcję. Każda z tych rzeczy wymaga 100 procent zaangażowania. Trudno byłoby mi z którejś zrezygnować. Jestem szczęściarą, bo rezygnować nie muszę.

A gdyby miała pani wymienić najbardziej fascynującą przygodę na scenie żywego planu, byłby to Stella Adler Theatre w Nowym Jorku, Teatr Kamienica czy może Teatr Wielki w Warszawie?

- To były zupełnie inne doświadczenia i chyba dlatego każde z tych miejsc okazało się wyjątkowe. Mogę grać na ogromnej scenie, jak w Teatrze Wielkim, lub na kameralnej, jak w Teatrze Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, przy czym trema i radość spowodowane możliwością robienia tego, co kocham, zawsze są tak samo duże.

Występowała pani przed Celine Dion i Patricią Kaas. Lubi je pani? A co z ulubionymi aktorami?

- Jeśli chodzi o wzorce muzyczne, to jest to Sia, Air, U2, The Doors, Pink Floyd. Z aktorów Paul Newman, Al Pacino, Joaquin Phoenix. Ale ciągle pojawiają się nowe talenty, ja zaś odkrywam nieznanych mi wcześniej artystów, toteż moja lista często się zmienia.

Ma pani tysiące planów, a pewnie równie wiele wizji tego, co chciałaby robić. Czego teraz mogą się spodziewać fani - filmu, płyty?

- Ostatnio skupiam się na aktorstwie. Zagrałam w "Teście" Teresy Czepiec, który był pokazywany na wielu festiwalach, w tym na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni. Teraz widzowie zobaczą mnie w serialu "Dziewczyny ze Lwowa", pojawię się też w "Singielce" w roli trenerki salsy Ady, która równie dobrze tańczy, jak kradnie serca.

- Ale nie rezygnuję z muzyki, wręcz przeciwnie - ona mi ciągle towarzyszy. Na przykład niedawno brałam udział w 18. edycji konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej", znalazłam się w finałowej dziesiątce. No i cały czas pracuję nad sztuką "Playground" ("Plac zabaw") na podstawie książki Jennifer Saginor. Dużo się dzieje, bardzo mnie to cieszy.

Rozmawiał Maciej Misiorny.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Natalia Lesz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy