Reklama

Najważniejsza rola w życiu

Joanna Moro opowiada o pracy na planie serialu i niezwykłym spotkaniu z mężem Anny German.

Co było dla ciebie najtrudniejsze w odgrywaniu roli Anny German?

Joanna Moro: - Chyba najtrudniejsze było to, co wymagało siły i kondycji fizycznej. Pamiętam, jak przez całą listopadową noc, dokładnie przez trzynaście godzin, kręciliśmy piękną romantyczną scenę w deszczu. Nie zapomnę także zdjęć na Krymie, które powstawały w pięćdziesięciostopniowym upale. Krym 'zagrał' w serialu Włochy. Mieliśmy na sobie przepiękne stroje z końca lat sześćdziesiątych. Niestety, wykonane były ze sztucznych tkanin! Rozpływaliśmy się... Kręciliśmy też zdjęcia w siarczystym mrozie, mając na sobie jedwabne ubranka! Rano padał śnieg, a parę godzin później my udawaliśmy, że jest lato.

Reklama

Praca z takim oddaniem robi niesamowite wrażenie! Ale przecież to jeszcze nie wszystko...

- Wyjątkowo trudne były też dla mnie sceny grane w gipsie. Oczywiście to, jak ja się czułam, było nieporównywalne z tym, co przeżywała pani Anna. Ja pracowałam w gipsie tylko przez sześć dni. Ona była w nim od stóp do głów przez pół roku! Ale pamiętam, jak przez pół godziny specjalnie rozcinano gips, żebym mogła skorzystać z toalety. A potem na nowo zagipsowywano... Dziś, kiedy oglądam te wszystkie momenty na ekranie, sama się wzruszam. Dla aktorki trudne sceny są najciekawsze.

Jaką Annę German chciałaś pokazać w tych najtrudniejszych momentach?

- Pełną spokoju i wiary w to, że wszystko będzie dobrze. Bo taką miała naturę, choć życie jej nie oszczędzało. Dla niej każda przeszkoda była do pokonania. Zagranie pani Ani było dla mnie lekcją życia, zaszczytem i aktorską frajdą. Przeżyłam z tą bohaterką wiele różnych stanów emocjonalnych. Ale miałam również pewne obawy. Nie wiedziałam, jak rodzina artystki przyjmie moją rolę...

Spotkałaś się z mężem Anny German, Zbigniewem Tucholskim?

- Tak, to było dla mnie bardzo trudne. Przed rozmową zastanawiałam się, o co nie wypada pytać. Chciałam być jak najbardziej delikatna. Spotkanie okazało się bardzo miłe. Pan Zbigniew to szarmancki mężczyzna. Jeszcze wiele kobiet mogłoby się w nim zakochać. Jednak on wciąż jest sercem przy swojej Ani. Czeka na nią, aż spotkają się w niebie!

- Gdy żyła, we wszystkim ją wspierał, był z nią w chorobie. Po jej śmierci spotykał się z fanami, nadal zaangażowany w karierę ukochanej. To nieprawdopodobna miłość, a jednak realna! Zapytałam pana Zbigniewa, czy czasem kłócił się żoną. Odpowiedział: 'Z Anią nie dało się kłócić!'.

Wy też czuliście jej ducha na planie serialu.

- To prawda. Czuliśmy, że pani Ania nam pomaga. Mimo tego że bywało pod górkę, mieliśmy trudny, ambitny projekt, pracowaliśmy w dobie kryzysu, wszystkie przeszkody cudownie pokonywaliśmy. Dziś zagraniczni widzowie dziękują nam za serial (biografię znakomitej polskiej piosenkarki międzynarodowej sławy wyprodukowała rosyjska firma Star Media - przyp. red.)! Tak wiele odzewów dostaliśmy po premierze w Rosji! To dla nas, twórców, bardzo ważne. W tym multikulturalnym projekcie - bo tworzonym przecież przez Rosjan, Polaków, Ukraińców i Włochów - każdy zostawił cząstkę siebie.

Czym dla ciebie pozostanie rola Anny German?

- Myślę, że najważniejszą rolą w życiu, do której zawsze będą odniesienia. Chciałabym, żeby widzowie po obejrzeniu tego serialu na chwilę się zatrzymali i pomyśleli o tym, co jest ważne. Anna German miała krótkie, ale intensywne życie. I przeżyła je godnie. Wiedziała, że chce nieść ludziom dobro i piosenkę.

Rozmawiała Aleksandra Lipiec.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Super TV
Dowiedz się więcej na temat: role | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy