Michał Piróg: Juror i jego dzieci
W "You Can Dance" często widzimy, jak roni łezkę. Wrażliwy człowiek, jakim jest Michał Piróg, nie wstydzi się okazywania emocji. Tancerz, choreograf i juror w popularnym show pragnie widzieć prawdziwe emocje każdego uczestnika.
Podczas programu widać, że taniec cię wzrusza. A coś jeszcze poza nim?
Michał Piróg: - Zwierzęta. Naiwność dzieciaków. Miłość. Prawda życiowa. Kiedy jesteśmy w stanie kogoś bezgranicznie kochać i szanować. Jak pomagamy innym. Bardzo wiele rzeczy mnie wzrusza (śmiech).
Kiedy poziom zawodników jest wyrównany, zdarzają się w jury kłótnie?
- Kłócimy się non stop. Pewnie dlatego zostaliśmy wybrani do tego programu. Rzadko we trójkę zgadzamy się w 100 procentach, a jednak pod koniec tych dyskusji zawsze dochodzimy do wniosku, że chodziło nam o to samo, mimo że mamy różne oczekiwania. Kinga szuka osobowości medialnej, Agustin chce, żeby każdy cudownie wyglądał na scenie, był perfekcyjny technicznie, a ja z kolei szukam w tancerzach prawdy, emocji. Wiem, że widz idzie do teatru po to, żeby śmiać się, płakać, poczuć się jak bohater sztuki. Nie idziemy oglądać cyborgów czy parady wojsk chińskich, oni się nie mylą.
Jaki powinien być tancerz zawodowy?
- Żeby w Polsce być zawodowym tancerzem, trzeba skończyć szkołę baletową. Większość uczestników programu ma na myśli po prostu utrzymywanie się z tańca. Pragną tego i sądzę, że nie kłamią. A jacy powinni być? Na pewno pracowici i prawdziwi. Mnie na przykład zdarzało się zbierać cięgi za prawdę. Dlatego zawsze wolałem uprzedzać: Zrobię wszystko, czego ode mnie wymagacie, ale po mojemu (śmiech)! Powinni też mieć twardą skórę, bo w tańcu nic nie jest podane na tacy, często inni próbują nas złamać, udowodnić, że się nie nadajemy. I będą to robić koleżanki i koledzy, czyli konkurencja. A więc twarda skóra, upór i pracowitość.
W "Top Model" byłeś prowadzącym, tu - jurorem. Które wcielenie bardziej ci pasuje?
- W momencie dokonywania wyborów - jak najbardziej prowadzącego. Bo nie mam wyrzutów sumienia, że podjąłem złą decyzję. Tutaj muszę je podejmować, nierzadko bardzo szybko, a później siedzę i się obwiniam. Do dziś potrafię roztrząsać: a może to był tylko czyjś gorszy dzień? Może pomogłaby jakaś wskazówka, której nie dałem? Ocenianie nie jest wygodne. Ale uwielbiam ten program za to, że później mamy siedem odcinków na żywo. Podczas każdego czuję się jak na premierze, na której oglądam swoje dzieci. Trzymam kciuki i się denerwuję. Czyli podczas pełnienia tych dwóch funkcji budzą się we mnie inne emocje.
Zostałeś tancerzem, mając 19 lat. Ale gdyby nie wyszło, mogłeś się wycofać. Czy jest jakaś cezura, po której nie ma już odwrotu?
- Kiedy zacząłem tańczyć, byłem w liceum teatralnym. Potem podjąłem studia na filozofii i dziennikarstwie. Momentem, w którym poczułem, że odwrotu nie ma, była chwila, kiedy rzuciłem obydwa kierunki. Czyli totalnie przekreśliłem zawody, którymi mógłbym się w przyszłości zajmować. Musiałem utrzymać się z tańca - planu B nie było.
"Wkręć się w autyzm" to akcja charytatywna, w którą się zaangażowałeś. Dlaczego akurat w tę?
- Z powodu znikomej wiedzy o tej chorobie, spychania dotkniętych nią osób na margines społeczeństwa. Utrudniania życia rodzicom i przez system, i przez ludzi. Nie pomagamy im, a najchętniej nie widzielibyśmy problemu. Uważam, że trzeo tym rozmawiać. To, że nas coś bezpośrednio nie dotyczy, nie zwalnia nas z obowiązku mówienia o tym. Nigdy nie należy nikogo wykluczać ze względu na chorobę, wygląd, poglądy, dopóki nie łamiemy prawa i nie ranimy kogoś innego.
Izrael to dla ciebie...
- Miejsce spędzania bardzo ważnego dla mnie czasu. Poświęcanego na rozmyślania. Z jednej strony żyję tam bardzo aktywnie, a z drugiej daję sobie dużo możliwości pomyślenia, co chcę robić w życiu, co jest istotne, w którą stronę iść. W Izraelu od kilku lat mam przyjaciół, przez większą część roku panuje tam wspaniała pogoda i dobrze się czuję w tym kraju. Więcej, uważam, że moje dwa domy to Warszawa i Tel Awiw, chociaż przecież urodziłem się w Kielcach. Boję się jeździć w nowe miejsca, bo jak będę miał tych domów za dużo, to się trochę w tym zatracę (śmiech). Ale na razie nie jest źle.
Czytujesz hejterów? Można się na to uodpornić?
- Na pewno można. Kiedyś czytałem. Część rzeczy mnie śmieszyła, część smuciła. Później już tylko śmieszyła, a teraz nie czytam, bo szkoda mi czasu na czyjeś frustracje.
Katarzyna Sobkowicz
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!