Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: Mam nieprawdopodobną intuicję

Aż trudno uwierzyć, że po ukończeniu studiów Marta Żmuda Trzebiatowska chciała zostać aktorką dramatyczną. Znakomite kreacje w kasowych komediach i etat w Teatrze Kwadrat są dowodem na to, że los potrafi płatać figle.

- Jestem uzależniona od porannych ćwiczeń i uczenia się nowych rzeczy. Wciągnęłam się w naukę języka hiszpańskiego - mówi aktorka.

Telewizyjna Jedynka zaprasza na film Wiesława Saniewskiego "Wygrany". Jaki jest świat tego filmu?

- Przede wszystkim pozytywny, a takich obrazów w polskim kinie jest niestety mało. Możemy obserwować życie głównego bohatera, utalentowanego, młodego człowieka, który spełnia oczekiwania i marzenia wszystkich wokół, tylko nie swoje. Na szczęście film ma optymistyczną puentę i zostawia widza z nadzieją, która jest bardzo potrzebna.

Reklama

Kim jest Kornelia, w którą wcieliła się pani w "Wygranym"?

- Uosobieniem prawdy. Dzięki niej główny bohater, czyli Oliver (Paweł Szajda), zdobywa się na odwagę, by pójść własną drogą. Drogą prawdy i intuicji, dzięki której może przewartościować swe dotychczasowe życie. Szczerość i prostolinijność Kornelii to dla niego wyzwanie. Sama staram się otaczać takimi ludźmi i jestem uczulona na każdy fałszywy ruch. I chyba mam szczęście, zresztą moja przyjaciółka Ania Cieślak, twierdzi, że mam nieprawdopodobną intuicję. Jeśli tylko się w nią wsłucham, to zawsze dobrze na tym wychodzę.

Za tę rolę dostała pani m.in. nagrodę publiczności w Chicago. Jakie znaczenie miało dla pani to wyróżnienie?

- Swego czasu byłam obsypywana różnymi nagrodami, między innymi dostałam Telekamerę Tele Tygodnia. Mam świadomość, że te nagrody przyszły do mnie dość wcześnie, właściwie byłam na początku swojej drogi zawodowej, więc to był dla mnie taki bonus od widzów. Potraktowałam je jako dowód sympatii, ale mam również potrzebę spłacenia kredytu zaufania, jakim mnie obdarzono. Dalej się rozwijam, angażuję do wielu projektów, także charytatywnych. W tym roku zostałam ambasadorką międzynarodowego projektu Nurture the World - Europe, który współdziała z PCK. To program, którego celem jest zbieranie funduszy na posiłki dla niedożywionych dzieci w szkołach. Myślę, że angażując się w tego typu projekty, mogę oddać choć część tej sympatii, która do mnie płynie.

Zagrała pani w wielu komediach romantycznych, m.in. "Nie kłam kochanie", "Och Karol 2", a media okrzyknęły panią polską Julią Roberts. To cieszy, czy drażni?

- Nie mam nic przeciwko temu, żeby porównywano mnie do Julii Roberts, którą uwielbiam. Jest nie tylko aktorką komediową, ale również dramatyczną, co udowodniła w ostatnim hicie kinowym "Sierpień w hrabstwie Osage". Swoim uśmiechem mogłaby obdzielić pół Ameryki i daj Boże, żeby taka droga zawodowa była mi pisana.

Czy przy tak intensywnym życiu zawodowym - bo przecież gra pani także w Teatrze Kwadrat - zdarza się pani być kobietą domową? Mam tu na myśli prozę życia w postaci prania, sprzątania i podlewania kwiatków?

- Staram się wywiązywać i z tych obowiązków. Choć przy tak intensywnej pracy jestem całkowicie wyeliminowana z życia towarzyskiego. Nie odbieram telefonu, skupiam się na pracy i obowiązkach domowych, które nie mogą poczekać.

Rozmawiała Ola Siudowska

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Marta Żmuda Trzebiatowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy