Maja Hirsch: Mama jest Rosjanką, a tata Polakiem
Silna, niezależna, a zarazem delikatna i wrażliwa. Jej bohaterka - Tamara z serialu "Na krawędzi" - skrywa także kilka tajemnic... To samo dotyczy aktorki. Mało kto wie, że Maja Hirsch również... śpiewa! A jakie są jej rodzinne korzenie?
Czy widziała pani kiedyś taką ładną policjantkę jak Tamara z serialu "Na krawędzi"?
- Dziękuję za miłe słowa, ale pojęcia nie mam, jak to jest ogólnie z urodą policjantek! Zresztą zdaje się, że nie o wygląd tu chodzi, a o sumienność i uczciwość w podejściu do pracy.
Pod tym względem Tamara jest niezawodna, choć zdarza się jej łamać prawo.
- Cel uświęca środki, toteż moja bohaterka czasem robi coś, co nie jest zgodne z procedurami. Ale zawsze działa dla dobra sprawy, a to jest najważniejsze.
Tamara ma tajemnice - została niegdyś zgwałcona, otarła się o narkotyki. Odbija się to na jej wizerunku?
- Z pewnością, aczkolwiek zdaje się, że im więcej czasu mija od tamtych wydarzeń, tym jest lepiej. Z pierwszego sezonu wiemy, że to dzięki Marcie Sajno (Urszula Grabowska) odbiła się kiedyś od dna. Teraz widzimy ją w dużo lepszej formie, bardziej otwartą na mężczyzn.
No właśnie, mężczyźni Tamary, to temat zagadka...
- Najważniejszy jest Tomek (Marek Bukowski), którego darzy niespełnionym uczuciem. Pojawia się więc - niejako zamiast - Krzysztof (Grzegorz Małecki), postać kontrowersyjna. Trudno zgadnąć, jakie są jego intencje...
Wzięła pani udział w spektaklu muzycznym, pt. "Open Chopin". Z tej strony chyba nikt pani nie znał...
- Ja też nie wiedziałam, że śpiewam (śmiech)! Nigdy nie byłam w żadnym zespole, nie pchałam się do takich programów, żeby się chwalić. Trafiłam natomiast do harcerstwa, gdzie przy ognisku "brataliśmy się w piosence", no i głos się kształtował. Przydało się, bo kiedy reżyser Robert Talarczyk usłyszał moje próby, powierzył mi pięć piosenek, a nie jedną, czy dwie, jak było w planie.
Podobnie jak Chopin jest pani półkrwi Polką...
- Tak, moja mama jest Rosjanką, a tata Polakiem. Co prawda z niemieckimi korzeniami, jak wskazuje nazwisko, ale rodzina przez lata się zasymilowała. Rodzice poznali się w NRD, mama była tłumaczką, a tata pracował jako dziennikarz. Z tej międzynarodowej mieszanki wzięłam się ja.
Odwiedzała pani swoich krewnych w Rosji?
- Spędziłam tam znaczną część dzieciństwa, dzięki czemu od początku byłam dwujęzyczna. Mam wiele cioć i wujków rozsianych po różnych miastach Rosji, ale najważniejsze było Leśne Miasteczko pod Moskwą, gdzie mieszkała moja ukochana babcia Masza. Całymi dniami krzątała się po domu i działce, sama wszystko uprawiała, a potem przyrządzała nam różne pyszności. Pamiętam też, że piło się tam ciągle herbatę, ale nie taką jak u nas. Tamta była czarna i słodka jak ulepek, w dodatku przelewana ze szklanki na spodek i spożywana wprost z niego. Co kraj, to obyczaj!
Rozmawiała: Jolanta Majewska