Maciejewski: "Ranczo" przerwało złą passę
Długo czekał na swój czas. Ale nigdy nie zwątpił w siebie i swój zawód.
Dopiero teraz poczuł smak prawdziwego sukcesu. I wie, co to popularność i bycie znanym. Bo dla aktora nie ma nic gorszego niż bycie anonimowym i nierozpoznawalnym. Sylwester Maciejewski (57 l.) jeszcze do niedawna grał głównie na scenie.
- Miałem kilka lat niedobrych w życiu. Pracowałem tylko na etacie w teatrze za marne grosze, a poza tym nie miałem żadnych propozycji - wspomina. Nie wstydzi się, że bieda zajrzała mu w oczy. Cierpliwie czekał, ale też próbował innych zajęć.
- Byłem akwizytorem zabawek, wina i odkurzaczy. Po tym wszystkim przekonałem się, że do żadnego biznesu się nie nadaję - opowiada. I choć nie wiodło mu się najlepiej, to jednak nigdy nie pomyślał o całkowitej zmianie zawodu.
- Może jestem po prostu stworzony do aktorstwa. Tę pracę ubóstwiam i przez cały ten trudny czas wmawiałem sobie, że nie ma takiej rury, której nie można odetkać... I się odetkało. Ale gdybym miał zaczynać od początku, to podchodziłbym do tego inaczej - mówi.
Pracując w Teatrze Powszechnym, owszem miał etat i poczucie bezpieczeństwa, ale okazało się, że teatr oprócz dobrych stron ma także złe. Jedną z nich jest ograniczanie aktorów. Pan Sylwester uznał, że nie może całkowicie rozwinąć skrzydeł. Dlatego kilka lat temu zrezygnował z etatu w teatrze. I... niemal natychmiast otrzymał propozycję zagrania w serialu "Ranczo". I to był prawdziwy przełom! "Ranczo" przerwało złą passę.
- Od tego momentu moja kariera ruszyła z kopyta. Mam coraz więcej ciekawych propozycji pracy i coraz bardziej mnie ta praca bawi - opowiada. Zaczął też otrzymywać inne ciekawe propozycje. - Jestem uzależniony od pracy i rodziny. Praca daje mi energię, chęć wstawania każdego dnia. Dzięki kolejnym propozycjom czuję, że jestem potrzebny. To wszystko jednak nie miałoby takiego smaku, gdybym nie miał z kim podzielić się tym szczęściem - wyznaje.
A dzieli się nim z żoną Barbarą, która jest tancerką - niegdyś była pierwszą solistką zespołu baletowego Teatru Wielkiego. I z córką Mileną, studentką zarządzania. Są ciepłą i kochającą się rodziną, która przeżywała bardzo trudne chwile. Bo aktor nie miał pracy, a do tego kilka lat temu okazało się, że jego żona musi stoczyć walkę z chorobą nowotworową. Szczęśliwie - zwycięską walkę. Dzięki miłości, szacunkowi i zaufaniu, zawsze pokonywali życiowe trudności.
Pan Sylwester jest bardzo rodzinnym człowiekiem. Utrzymuje kontakt ze wszystkimi wujkami, ciotkami i kuzynami. Zjazdy rodzinne to coś, co uwielbia. A najlepiej kiedy jeszcze te spotkania odbywają się w jego rodzinnym Mszczonowie. Bo to tam pan Sylwester podjął decyzję, że chce zostać aktorem. A teraz chciałby tam wrócić.
Upatrzył sobie piękne stare siedlisko, na które zbiera pieniądze. To tam chce stworzyć swój azyl.
- Zamierzam tam osiąść, z dala od zgiełku Warszawy. Muszę jednak jeszcze trochę pieniędzy uskładać, żeby zrobić sobie tam mój prywatny dom starców. Marzy mi się stara góralska chałupa - zwierza się ze swoich marzeń. I cierpliwie czeka, bo wie, że życiowe marzenia jednak się spełniają. KL
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!