Reklama

Maciej Musiał: Teraz młodzież jest całkiem inna

Maciej Musiał nie próżnuje. A my jesteśmy pewni, że żadnego wyzwania się nie boi! Najpierw była "rodzinka.pl", potem prowadzenie "The Voice of Poland", świetna rola w "Moim biegunie" i w serialu "Czas honoru. Powstanie". Co dalej?

Zdobywca biegunów Jan Mela, którego zagrałeś w filmie "Mój biegun", był pod wrażeniem: - Jakbyśmy się znali od zawsze! Czy to samo mógłby powiedzieć "Apacz", gdyby istniał naprawdę i przeżył Powstanie?

- Starałem się z całych sił wyobrazić sobie tamtą sytuację, tamten czas - czas honoru i czas wielkiej próby, jakiej byli poddani ówcześni nastolatkowie. Mój bohater jest postacią fikcyjną, ale reprezentuje tych z jego pokolenia, którzy bez wahania szli na niemieckie czołgi, uzbrojeni, tak jak on, choćby tylko w noże. Był to chłopak bardzo odważny, czasem niesubordynowany, obdarzony ułańską fantazją. Sprawiała ona, że nie wykonywał ściśle rozkazów i robił coś po swojemu - raz z dobrym, raz ze złym skutkiem dla plutonu. Postać, którą dziś określilibyśmy mianem pomnikowej, ale wówczas zwykły chłopak, świeżo upieczony żołnierz, który na pewno nie myślał o sobie w kategoriach bohaterstwa.

Reklama

Był nie tylko powstańcem, ale i troskliwym bratem. Wzruszająca jest jego troska o Irenę (Weronika Humaj) i... jej o niego.

- Jest to taki typ rodzeństwa, które się dużo kłóci, ale bardzo im na sobie zależy. Mam wrażenie, że w ogóle więzy rodzinne były w tamtych czasach silniejsze niż obecnie. Nic więc dziwnego, że stanowią jakby jedno. Poza tym Irena była jedyną dziewczyną w plutonie, tym bardziej oko brata musiało być czujne.

Jak przyjęła was, młodych Powstańców, którzy dołączyli w tym sezonie do serialu, zgrana już ekipa "Czasu honoru"?

- Bardzo dobrze, choć nie obyło się bez lekkich złośliwości i dogryzania, oczywiście w formie żartów. A cel był prosty - w końcu grali oni naszych dowódców, warto było więc wzbudzić w nas respekt, podporządkować. Nie tylko zresztą w boju, ale i na planie - przecież większość z nich to aktorzy z dużym doświadczeniem, którzy wystąpili już w wielu produkcjach. Hierarchia musiała być zachowana.


Jesteś tegorocznym maturzystą, i tak się złożyło, że zdjęcia do serialu rozpoczęły się niemal jednocześnie z egzaminami. Nie przeszkodziło ci to w ich zdawaniu?

- Wręcz przeciwnie. Byłem tak przejęty walkami na barykadach, że matura przeszła niemal "bezboleśnie". Pisałem jak najszybciej, a potem biegłem na plan. W sumie poradziłem sobie nieźle, dostałem się na takie studia, jakie chciałem, tzn. filozofię stacjonarną na Uniwersytecie Warszawskim.


W 70. rocznicę wybuchu Powstania, 1 sierpnia, też byliście na planie...

- Tego dnia kręciliśmy akurat na Starówce. Przybyły liczne media, wokół mnóstwo kamer filmujących zrekonstruowaną scenerię, tłumy widzów. Punktualnie o 17.00 zdjęliśmy hełmy i stanęliśmy na baczność, jak wszyscy zresztą, którzy byli tam z nami. Zaległa cisza. Było to naprawdę mistyczne, wzruszające przeżycie! Tym bardziej że znajdowaliśmy się - w pełnym rynsztunku bojowym, umorusani, zakurzeni - dokładnie w tym miejscu, w którym to się wtedy, w 1944 roku, działo!

Co dał ci udział w tym przedsięwzięciu, jakim był serial, którego akcja dzieje się w ciągu 63 dramatycznych dni?

- Było to dla mnie niezwykle ważne przeżycie nie tylko zawodowe, ale i prywatne. Na trzy miesiące przenieśliśmy się w inną rzeczywistość, musieliśmy żyć życiem tamtych ludzi, których świat różnił się tak bardzo od tego, co mamy tu i teraz. Imponowała mi ich odwaga, zadawałem sobie pytanie: czy znalazłbym ją w sobie, gdybym był na ich miejscu? Teraz młodzież jest całkiem inna, ale wartości wyznawane wówczas zdają mi się być bliskie i dziś. Mam nadzieję, że tak myśli wielu moich rówieśników.


Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Maciej Musiał
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy