Reklama

Maciej Dowbor: Tylko winni się tłumaczą!

Dobrze wie, jak ważne jest poczucie spełnienia i realizacji. Dlatego cały czas stawia przed sobą nowe wyzwania i... wciąż jeszcze nie ma dość!

Kiedyś przeszkadzało mu znane nazwisko. Dziś jest już inaczej. Maciej Dowbor (35 l.) udowodnił, że sam sobie na nie zapracował. Droga do realizacji jego marzeń była bowiem długa i kręta. Ale zawsze mógł liczyć na ogromne wsparcie rodziny.

W życiu warto dążyć do momentów, w których można się na nowo zobaczyć. Jest pan tego samego zdania?

Maciej Dowbor: - Do takich prawd trzeba jednak dojrzeć.

Pan już to zrobił?

- Na szczęście tak! I teraz znacznie ważniejsze jest dla mnie to, jak sam siebie postrzegam, niż jak to robią inni. Wcześniej było zupełnie inaczej. Przejmowałem się opinią otoczenia. To z ich zdaniem liczyłem się najbardziej. Kiedy ktoś mi powiedział, że coś jest super, to bez zbędnego zastanawiania się wierzyłem, że tak właśnie jest.

Reklama

Teraz jednak zrewolucjonizował pan swoje podejście do życia?

- Przede wszystkim zrozumiałem, że to ja muszę sam sobie zaimponować. Dziś już wiem, jak ważne jest poczucie spełnienia i realizacji. Sukces musi być dla mnie, a nie dla kogoś innego.

Kolekcjonuje pan te sukcesy?

- I cały czas stawiam przed sobą nowe wyzwania...

A propos wyzwań. Triathlon jest z pewnością jednym z nich!

- Daje mi olbrzymią satysfakcję. Dzięki niemu mam wokół siebie ludzi, z którymi świetnie się czuję. A to jest chyba najważniejsze. Poza tym napędza mnie do działania. W tej chwili na przykład nie wyobrażam już sobie dnia bez treningu. A tak naprawdę to cały czas trenuję dwa razy dziennie.

Co chce pan sobie w ten sposób udowodnić?

- Może to, że mam swoje życie poza pracą. Realizuję wszystkie swoje pasje. Uważam, że jest to szalenie ważne.

Może pan pozwolić sobie jeszcze na spontaniczność?

- Nie wygląda to już tak jak dawniej. Jakby nie było, jestem przecież dorosłym człowiekiem, który ma rodzinę, dziecko i nie może pozwolić sobie na zupełny luz. Chcąc nie chcąc, muszę patrzeć w przyszłość. Moje plany nie są jednak paraliżujące. I pozwalają mi wprowadzić trochę tej upragnionej spontaniczności do mojego życia. Poza tym wykonywana przeze mnie praca również gwarantuje mi pewną nieprzewidywalność.

Ryzyko, wyzwania, adrenalina. A kapcie? Myśli pan, że kiedyś je założy?

- Kapcie kojarzą mi się z rezygnacją. Mam zbyt wiele rzeczy do zrobienia. Pasje, o których wcześniej pani wspomniałem, ciekawa praca, a także rodzina.

Rodzina zmieniła pana dotychczasowe życie.

- Ale jak wiele dała mi w zamian! Jestem szczęśliwy, że ją mam. A do tego jestem bardzo dumny, że tak fajnie funkcjonuje. Powinniśmy ją doceniać zawczasu, bo życie bardzo często pokazuje nam, jak łatwo ją stracić. Niemniej do założenia rodziny też trzeba dorosnąć. Niczego nie wolno robić na siłę. Rodzina zmienia nasze życie i to zarówno od strony organizacyjnej, jak emocjonalnej.

Co się zmienia?

- Priorytety, świadomość, pojawia się także odpowiedzialność. To całkowita zmiana dotychczasowej sytuacji życiowej. Człowiek zaczyna zwracać uwagę na sprawy, które wcześniej były mu całkowicie obce i obojętne. Zupełnie inaczej podchodzę do ludzi, do życia, do otaczającego świata. Już nie żyję wyłącznie na własny rachunek. Trzeba mieć świadomość, że za moje złe decyzje odpokutuje również moja rodzina. Zdaję sobie również sprawę z tego, że muszę utrzymać i dobrze wychować moją córkę.

Owinęła sobie tatę wokół paluszka?

- Od najmłodszych lat robicie z nami, co chcecie. To wielka kobieca umiejętność, z którą wy po prostu się rodzicie. Przyznaję, że jestem pełen podziwu, bo to wielka sztuka!

A zgadza się pan ze stwierdzeniem, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i mieć syna?

- Całkowicie się z tym nie zgadzam. Uważam, że prawdziwy mężczyzna przede wszystkim powinien być zrealizowany na płaszczyźnie życia zawodowego, prywatnego, a także swoich pasji i wyzwań. I właśnie w tym kierunku podążam. Chcę mieć sukcesy na wszystkich płaszczyznach.

A popularność zalicza pan do swoich sukcesów?

- Nigdy nie była ona celem samym w sobie. Bardziej zależało mi na tym, aby projekty przy których pracuję stały się popularne. To jest przecież najlepszy wyznacznik jakości. Moja popularność jest natomiast rzeczą wtórną. Przyszła do mnie dosyć wcześnie. Ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że jest to raczej efekt uboczny mojego zawodu.

Czyli nie da się przyzwyczaić do tego, ze cała Polska żyje np. pańskim rozstaniem?

- Doświadczenie życiowe i dystans sprawiły jednak, że nie robi to już na mnie większego wrażenia.

Ale może chciałby pan coś zdementować?

- Dementują tylko ci, którzy mają coś na sumieniu lub coś do ukrycia. Bronią się ci, którzy czują się winni. Ja do tej grupy się nie zaliczam. I dlatego nie chcę niczego na swój temat dementować - niezależnie od tego czy są to prawdziwe, czy też nieprawdziwe informacje.

Na koniec pytanie o kobiety. Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus?

- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Zawsze jesteśmy na linii jakiegoś minimalnego konfliktu. Kobiety mają inne postrzeganie świata, czego innego oczekują od życia, niż my. Ale zastanawiam się czasem, czy jest to wyłącznie kwestia kobiet i mężczyzn, czy może raczej zróżnicowanych osobowości?

Każdy z nas ma przecież swój charakter, temperament, wizję życia...

- Dokładnie! I tak sobie myślę, że gdybym żył w związku z jakimś facetem, to koniec końców doszedłbym do podobnego wniosku i stwierdził, że on jest z Wenus, a ja z Marsa... a może odwrotnie...

Alicja Dopierała

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Maciej Dowbor | cały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy