Lucyna Malec jak Marilyn Monroe
Choć Lucyna Malec od dziecka chciała być aktorką, przyznaje, że tak jak jej bohaterka z serialu "Na Wspólnej", byłaby świetnym belfrem. Zdradza także, jaką ma przewagę nad... Marilyn Monroe.
Lucyna Malec oprócz grania w serialu i na deskach teatru, często użycza swojego głosu w filmach animowanych.
Dyrektor szkoły daje się Danusi nieźle we znaki, przez co sytuacja w miejscu pracy jest dość napięta.
- Nie da się ukryć. Dyrektor jest osobą pryncypialną, stąd trudno się dogadać w podstawowych kwestiach. Moja bohaterka należy do nauczycieli, którzy wykonują swoją pracę z pasją. Sprawa jest o tyle ważna, że chodzi o dobro szkoły, a w szczególności dobro uczniów. Dlatego reaguje szybko, czasami kierując się bardziej sercem niż rozumem. Cel jest jeden - zażegnać konflikt w szkole.
Uparta, asertywna - zdecydowanie ma kobieta charakter.
- Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Czasami zdarzają się sytuacje, które nas kompletnie paraliżują i nie potrafimy się przeciwstawić, a później mamy do siebie pretensje, że można było postąpić inaczej. Tak czy siak, zawsze łatwiej stanąć w sprawie innych niż własnej. Przed nią jeszcze wiele trudnych dni, którym trzeba będzie stawić czoła. Po prostu życie...
Może będzie musiała zmienić pracę. I co wtedy?
- Jest tak zdeterminowana, że "wóz albo przewóz". Nie martwię się o nią, ponieważ znając jej charakter i temperament, na pewno znajdzie jakieś inne zajęcie. Zawsze jest jakaś alternatywa. W razie czego ma drugi zawód. Przez jakiś czas pracowała jako księgowa.
Rękawica została rzucona... Pani bohaterka ma wsparcie w rodzinie i nie tylko, bo jak się okazuje, murem stoją za nią uczniowie.
- Rodzina to ogromna siła. Marek jest mężczyzną, który na każdym kroku pokazuje, jak bardzo mu zależy na żonie, dzięki czemu łatwiej jej podejmować wyzwania. Facet bliski ideału. Może też liczyć na córki. Młodsza Ola - dorosło dziewczę, przechodzi okres romansowy, ale należy przymknąć na to oko, ponieważ - jak to się mówi - młodość ma swoje prawa. W każdym razie, zawsze będzie za matką. Podobnie jest w przypadku starszej córki Małgosi, która mocno trzyma kciuki, żeby się udało przeforsować projekt. Koleżanki i koledzy z pracy równie kibicują Danusi. Ale najważniejsze, że ma po swojej stronie młodzież i rodziców. Ten głos też się liczy.
Mogłaby pani wykonywać zawód belfra?
- (śmiech) Myślę, że odnalazłabym się w tej roli. Na planie od czasu do czasu pojawiają się młodzi ludzie i bardzo fajnie mi się z nimi rozmawia. Przydałoby się też trochę praktyki i doświadczenia. Jedno wiem na pewno, byłabym belfrem wymagającym i sprawiedliwym. Są nauczyciele z powołania i oby ich jak najwięcej. Natomiast ja od dziecka chciałam zostać aktorką i nie zamierzam niczego zmieniać.
Ostatnio dużo pracuje pani w teatrze.
- Gram w kilku spektaklach. Przede mną premiera. W styczniu pokażemy farsę "Okno na parlament". Będzie wesoło, ponieważ sztuka jest pełna dowcipnych dialogów. Ale żeby farsa reprezentowała dobry poziom, musi być dobrana odpowiednia obsada. A potem trzeba ćwiczyć i ćwiczyć... Wszystko po to, by zachować właściwy rytm.
Mam nadzieję, że na scenie zabłyśnie pani tak samo, jak niegdyś rolą Marilyn Monroe.
- (śmiech) Podczas jubileuszu Zygmunta Kałużyńskiego, który przed laty miał miejsce w Teatrze Stu w Krakowie, wystąpiłam w roli Marilyn Monroe i zaśpiewałam piosenkę. Szanowny jubilat wysłuchał, po czym skomentował mój występ słowami: - Ma pani tę przewagę nad aktorką, że jej już nie ma, a pani jest.
Rozmawiała Maria Ostrowska