Reklama

Lubią, jak ja płaczę!

Jej bohaterka przeszła bardzo dużo. Tragiczna strata ukochanego na długo odebrała Marcie nadzieję na szczęśliwą przyszłość. Jednak wszystko wskazuje na to, że zła passa dobiegła końca. - Cieszę się z tej zmiany, bo ile można płakać - mówi Joanna Jabłczyńska.

W serialu "Na Wspólnej" gra od blisko 10 lat. - Pierwszy dzień zdjęciowy miałam w grudniu 2002 roku - wspomina aktorka. - Pracuję wciąż z takim samym zapałem, jak na początku.

Los nie oszczędzał ostatnio Marty, pani bohaterki z "Na Wspólnej". Przeżyła śmierć Janusza (Radosław Pazura), a wszystko, z czym wiązała swą przyszłość legło w gruzach. Czemu scenarzyści fundują jej takie dramaty?

- Powiedzieli mi to wprost - lubią, jak ja płaczę! A płaczę szczerze i mocno przeżywam takie sceny, wyobrażając sobie, co mogłaby czuć ta dziewczyna, gdyby wymyślona historia zdarzyła się naprawdę. Trochę to zdrowia kosztuje, ale w takich chwilach jest co grać!

Reklama

W takim razie pewnie się pani zmartwiła, że w życiu Marty szykuje się wielka odmiana i skończą się łzy?

- Wręcz przeciwnie, to cieszy, bo ileż można płakać? Jak wiadomo, Marta spotkała w szpitalu Pawła (Rafał Cieszyński), coś między nimi zaiskrzyło i wątek ten będzie się teraz mocno rozwijał. Niesamowite w tym jest to, że nowo poznany, który ją tak nieoczekiwanie pociąga, nosi serce Janusza!

Serce kochające wciąż Martę...

- Prawda, że jest w tym jakaś metafizyka? I tajemnica może jeszcze niewyjaśniona, symboliczny wymiar tego, co zwykliśmy określać ludzką duszą? Ponoć naprawdę zdarza się, że ci, którym wszczepiono cudzy organ, upodabniają swoje gusta i nawyki do takich, jakie miał dawca! Ja się z tym nigdy nie spotkałam, ale wierzę, że to możliwe.

W serialu "Na Wspólnej" gra pani już blisko 10 lat?

- Tak, pierwszy dzień zdjęciowy miałam w grudniu 2002 roku, w swoje 17. urodziny i do dziś uważam, że to był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć (śmiech)! Jestem wdzięczna serialowi za cudowne chwile, które spędzam tam na planie, w gronie naprawdę bliskich mi ludzi, za sympatię widzów, jaką budzi postać Marty. Staram się ich nie zawieść i pracuję wciąż z takim samym zapałem, jak na początku.

Przez te lata zdołała pani dokonać wielu rzeczy, nie tylko na niwie aktorskiej. Skończyła pani prawo na Uniwersytecie Warszawskim, a obecnie kończy pani studia podyplomowe. Kończy też pani aplikację radcowską. Co dalej?

- Zobaczymy (śmiech). Na razie czeka mnie, w marcu przyszłego roku, bardzo trudny egzamin radcowski, pasjonuje mnie też rynek kapitałowy i fundusze inwestycyjne, bo taki był kierunek moich studiów podyplomowych. Będę musiała podjąć jakieś decyzje. A przede wszystkim, gdy pozamykam już zawodowe sprawy, planuję zrobić sobie dłuższy urlop, którego nie miałam już od paru lat.

Jest pani również zamiłowaną podróżniczką, która zwiedziła już duży kawałek świata. Proszę zdradzić, jaki kierunek upatrzyła pani sobie na ten wymarzony urlop?

- I tu mam chyba niespodziankę. Nie żadne egzotyczne wyspy, nie wielkie metropolie, tylko nasze, swojskie zakątki, na których odkrywanie nigdy nie miałam dosć czasu. Niekiedy, mknąc gdzieś samochodem albo na rowerze, obiecywałam sobie: - Koniecznie muszę tu wrócić, zobaczyć, poznać, tu jest tak pięknie! A potem znów wciągał mnie wir zdarzeń, wyjazdy zawodowe, jak choćby ostatnio sesja w Paryżu. To, co najbliższe tradycji i sercu, miejsca i szlaki znane z dziecięcych wakacji i te, których nie zdołałam jeszcze przemierzyć, znów się ode mnie oddalały. Teraz postanowiłam więc zwiedzić swój kraj, bo całkowicie zgadzam się z powiedzeniem: "Cudze chwalicie, swego nie znacie..."

Rozmawiała Jolanta Majewska

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Jabłczyńska | Lubień | aktorka | serial | Na Wspólnej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy